niedziela, 29 września 2013

8.



Philip

            Chwyciłem ją za ramię, żeby się nie przewróciła. Spojrzała na mnie czekoladowymi oczami, w których utonąłem. Uśmiechnęła się słodko, a ja odleciałem. Pomyślałem, że mogę trwać w takim stanie bez końca... Ale ta śliczna panna postanowiła się nagle odezwać...
 -O... więc tak wygląda bałwan, który o mało mnie nie stratował. –spojrzała na mnie morderczo.
Już się nie uśmiechała. Zrobiłem zdziwioną minę.
 -Przepraszam bardzo... –zacząłem.
 -Nie przepraszaj! Przez ciebie mogłam połamać skrzypce! ‑już miała odejść, ale chwyciłem ją za nadgarstek i odwróciłem do siebie.
 -Wcale nie chciałem przepraszać. To ty na mnie wpadłaś, bo nie patrzysz, gdzie leziesz.
Gdyby wzrok mógł zabijać zginąłbym dzisiaj po raz drugi i to w przeciągu kilku minut.
 -Puść mnie! –warknęła. –Spieszy mi się.
Wyrwała rękę i pobiegła w stronę Studio21. Co za dziewczyna. Chciałem jej tylko pomóc, a ona na mnie nawrzeszczała. Pokręciłem głową. Jeśli poszła do Studio na przesłuchania, to jeszcze nie raz nasze drogi się skrzyżują... O ile ta ślicznotka się dostanie. Uśmiechnąłem się kpiąco. Przydałoby się jej dobre lanie.
            W szkole był całkiem spory tłum. Rozejrzałem się dookoła. Wszyscy byli czymś zajęci. Jak nie tańczyli, to ćwiczyli śpiew. Ich głosy mieszały się, tworząc okropny hałas. Można zwariować! Co chwilę ktoś na siebie wpadał. Jakaś dziewczyna płakała, bo nie wzięła nut z domu. Czym oni tak się przejmują? To tylko zwykłe przesłuchanie, jak ktoś ma talent to się dostanie, a jak go nie ma... To po co tutaj przychodził? Jeśli mam być szczery, to w ogóle się nie przygotowywałem. Śpiewam i gram od małego. Można powiedzieć, że talent mam we krwi, bo moi rodzice są muzykami. To oni upierali się, żebym zgłosił się do Studio. Mi tam wystarczyło, że grałem sam dla siebie, ale chciałbym ich zadowolić...
 -Nie uda mi się! –jakaś dziewczyna załamała ręce.
 -Spokojnie Gloria. Bardzo dużo ćwiczyłaś. Na pewno sobie poradzisz. –facet, któremu się żaliła, poklepał ją po ramieniu.
 -Tak myślisz?
Pokiwał głową. Gloria rozpromieniła się tak bardzo, że żałowałem, że moje okulary przeciwsłoneczne zostały w domu.
 -Dziękuję ci Leon! –zaświergotała i pobiegła gdzieś, prawie unosząc się nad podłogą.
Dziewczyny. Uśmiechnąłem się do siebie. Zawsze takie rozemocjonowane. Zacząłem znowu rozglądać się po korytarzu i wtedy ją zobaczyłem. Siedziała pod ścianą. Skrzypce leżały koło niej w futerale. Miała  przymknięte oczy. Wyglądała jak śpiąca królewna. To wprost niesamowite, że taka słodka istotka może być aż tak wredna. Podejdę do niej i ją powkurzam. Zadowolony ruszyłem przed siebie, ale wtedy pojawił się jakiś starszy facet i zniweczył mój plan.
 -Witajcie! Mam na imię Palbo i jestem dyrektorem Studio21. –przedstawił się.
Panna „przez ciebie mogłam połamać skrzypce” spojrzała na niego i powoli podniosła się z podłogi.
 -Przed wami wielki dzień. –kontynuował pan dyrektor.   -Dzisiaj zaprezentujecie przed nami swoje umiejętności taneczne i wokalne. Ocenią was nauczyciele, którzy będą wam pomagać w roku szkolnym. To jest Violetta. Będzie was uczyć śpiewu. –wskazał ręką na uśmiechniętą kobietę. –Dalej jest Gabriel, który jest naszym choreografem i Leon, odpowiedzialny za grę na instrumentach. Życzę wszystkim powodzenia!
Pablo zakończył swoją przemowę, a zebrani zaczęli głośno klaskać. To może być fajna przygoda.
            Najpierw czekał nas sprawdzian z tańca. Gabriel kazał podzielić nam się na 7 osobowe grupki. Każdej pokazał inny układ, który musieliśmy powtórzyć przed oceniającymi.
 -Chciałbym żebyście pamiętali, że taniec to zabawa. Zapomnijcie, że to egzamin i po prostu dobrze się bawcie! –nauczyciel uśmiechnął się do nas i włączył muzykę.
Moja grupa miała zaprezentować się jako pierwsza. Zawsze miałem poczucie rytmu, więc nie sprawiło mi to problemu. Tak jak powiedział Gabriel, bawiłem się tańcem i nawet mi się to spodobało, chociaż jakoś za tańczeniem nie przepadam. Po prostu wolę grać i śpiewać. Potem obserwowałem jak radzą sobie inne grupy. Niektórzy gubili rytm i mylili kroki, inni wyglądali, jakby urodzili się na parkiecie. W końcu przyszedł czas na grupę czekoladowookiej. Bacznie się jej przypatrywałem. Wzięła głęboki oddech. Na jej czole pojawiła się słodka zmarszczka, wyrażająca skupienie. Chyba się troszkę denerwowała... Wszystko zmieniło się, kiedy usłyszała pierwsze dźwięki muzyki. Widać było, że się rozluźniła. W pewnym momencie uśmiechnęła się szeroko, a ja poczułem, że serce chce mi wyskoczyć z piersi. Jest taka śliczna. Urzeczony patrzyłem, jak wykonuje cały układ. Poszło jej genialnie. Gdybym to ja miał decydować o dostaniu się do Studio,  byłaby pierwsza na liście. Oczywiście nie zmienia to faktu, że ma paskudny charakterek.
 -Zatańczyliście bardzo dobrze! –powiedział Gabriel, gdy ostatnia grupa zakończyła swój występ. –Teraz idźcie się przygotować do śpiewania.
Wszyscy opuścili salę i udali się po swoje instrumenty. Nareszcie. Już nie mogłem się doczekać, kiedy zaśpiewam.
 -Tak bardzo się denerwuję, ale Leon powiedział, że sobie poradzę.
Znowu usłyszałem głos Glorii. Jejku... Ile ta dziewczyna dzisiaj stresów przeżyje.
 -A co zaśpiewasz? –spytała moja skrzypaczka.
 -Voy por ti.
 -Na pewno świetnie ci pójdzie. –uśmiechnęła się przyjaźnie do Glorii.
Czyli jednak potrafi być miła jak chce...
 -Teraz zaśpiewa Agus Heredia. Zapraszamy na scenę. –Leon uśmiechnął się szeroko.
Agus... Tak ma na imię ta mała zołza. Zobaczymy jak śpiewa.
            Wyszła niepewnie na scenę. Uśmiechnęła się nieśmiało do nauczycieli i zaczęła wyciągać z futerału skrzypce. Sprawdziła, czy są nastrojone i po chwili zaczęła śpiewać...

Help, I have done it again,
I have been here many times before,
Hurt myself again today,
And the worst part there's no-one else to blame...

Znowu zamarłem. Co ta dziewczyna ze mną robi? W ogóle jej nie znam, nawrzeszczała dzisiaj na mnie za nic... A mimo to, kiedy na nią patrzę, mój żołądek fika koziołki, a na usta ciśnie się szeroki uśmiech.

Be my friend,
Hold me, wrap me up,
Unfold me,
I am small,
I'm needy,
Warm me up,
And breathe me.

Ta lekka chrypka... Chyba dłużej nie wytrzymam. Stary, co się z tobą dzieje?! Nigdy w życiu nie słyszałem piękniejszego głosu. Wprost przenika do szpiku kości! Agus śpiewa tak, jakby sama była muzyką. Coś niewiarygodnego...

Ouch I have lost myself again,
Lost myself and I am nowhere to be found,
Yeah I think that I might break,
I've lost myself again and I feel unsafe...

Be my friend,
Hold me, wrap me up,
Unfold me,
I am small,
I'm needy,
Warm me up,
And breathe me.

            Po kolejnym refrenie uniosła skrzypce i zaczęła grać. Całą salę wypełniły czyste, mocne dźwięki. Zamknęła oczy i dała się ponieść grze. Instrument był jakby przedłużeniem jej ramienia, a smyczek palców. Grała całą sobą. Do końca nie otworzyła oczu. Była jakby w transie. Całkowicie zatopiła się w muzyce. To było... piękne. Też zamknąłem oczy. Chciałem poczuć to, co ona. Chciałem wiedzieć, o czym w tej chwili myśli. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Jest cudowna. Kiedy skończyła poczułem fizyczny ból. Chciałem krzyczeć, żeby nie przestawała. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie.

czwartek, 26 września 2013

7.



Agus

            Znowu się pomyliłam. Jak tak dalej pójdzie, to o nauce w Studio21 mogę sobie pomarzyć. Wokół mnie walały się kartki z nutami. Spojrzałam żałośnie na skrzypce. Jeszcze raz. Wzięłam głęboki oddech i znowu zaczęłam grać. Muszę być perfekcyjna... Z całych sił staram się przelać całą swoją duszę w grę. Mam być muzyką, a muzyka ma być mną... Skupiam się maksymalnie na każdym dźwięku, tak jakby miałby być ostatnim jaki zagram. Całkowicie się w tym zatraciłam... I wreszcie poczułam, że obrałam właściwy kierunek. Uśmiechnęłam się pod nosem. To jest to.
 -Może byś sobie zrobiła przerwę i posprzątała kuchnie?
Tomas wpadł z hukiem do pokoju i zaczął na mnie wrzeszczeć... Miałam ochotę go zabić. Przerywać mi w takim momencie! Rzuciłam w niego smyczkiem, ale zdążył się odsunąć.
 -Musiałeś wejść akurat kiedy tak dobrze mi szło? –spojrzałam na niego krzywo.
 -Agus... Przecież dobrze wiesz, że świetnie grasz. Nie rozumiem, po co się tak katujesz. Za niedługo zedrzesz sobie palce na tych strunach. –podniósł smyczek i mi go podał.
Westchnęłam i usiadłam na łóżku. Byłam wykończona.
 -Po prostu chcę żeby mi dobrze poszło...
Tomas usiadł obok i mnie objął.  
 -Jestem pewien, że rzucisz ich na kolana. Wiem, że się denerwujesz. Sam to przeżywałem. Na pocieszenie powiem ci, że masz wielkie szczęście, że nie będziesz musiała tańczyć przed Gregorio.
Uśmiechnęłam się i mocno w niego wtuliłam.
 -Jesteś najlepszy na świecie!
 -Wiem. A teraz chodź i pomóż mi posprzątać ten bałagan w kuchni, a potem może zamówimy pizze?
 -Jeśli ty stawiasz... –zaśmiałam się.
Tomas pociągnął mnie za rękę i poszliśmy do kuchni. Rzeczywiście nabałaganiłam.
 -Wiesz już co zaśpiewasz? –spytał.
 -Nie... Postanowiłam, że będzie to pierwsza piosenka, która przyjdzie mi do głowy po przebudzeniu.
 -Dość ryzykowny pomysł. –Tomas popatrzył na mnie z powątpiewaniem.
 -Zdaje się na los. Jeżeli mi się nie uda, będzie to oznaczało, że się nie nadaje.
 -Przestań gadać głupoty! Chyba, że chcesz dostać lanie.
 -Nie uderzyłbyś mnie.
 -Chcesz się założyć? –spojrzał na mnie groźnie.
Zaśmiałam się. Dobrze wiem, że robi wszystko, żebym nie myślała o jutrzejszych egzaminach. Jestem mu za to wdzięczna.
            Od kilku dni prawie nie sypiam, bo tak jestem zdenerwowana. Na samą myśl, że będę musiała wystąpić jutro przed obcymi ludźmi, żołądek ściska mi się niemiłosiernie i robi mi się niedobrze. Nigdy nie występowałam przed publicznością. Zawsze grałam dla siebie i dla najbliższych. To Tomas przekonał mnie, że powinnam pójść do Studio. Powiedział, że mam niesamowity talent i powinnam go wszystkim pokazać. Postanowiłam spróbować i zapisałam się na przesłuchanie. Na początku byłam tym bardzo podekscytowana, ale na drugi dzień zaczęłam tego żałować i stwierdziłam, że w ogóle tam nie pójdę. Potem pomyślałam, że może to być dobra zabawa i zaczęłam intensywnie ćwiczyć, chociaż Tomas mi powtarzał, że nie muszę, bo gram prześlicznie. Teraz zaczęło mi naprawdę zależeć na dostaniu się do tej szkoły. Modlę się, żeby mi dobrze poszło i obyło się bez kompromitacji.
 -Jedz, bo jutro nie będziesz miała siły trzymać skrzypiec. –skarcił mnie Tomas.
 -Zamyśliłam się.
 -Zauważyłem. Nie przejmuj się tak. Dasz radę. Wierzę w ciebie. –uśmiechnął się do mnie ciepło.
Odwzajemniłam uśmiech. Chyba tego właśnie potrzebowałam. Wiedzieć, że ktoś we mnie wierzy, nawet jeśli sama przestałam.
 -Violetta tam będzie, więc nie wszystkie twarze będą ci obce.
 -Słucham? –szeroko otworzyłam oczy. –Violetta? A co ona tam robi?
 -Uczy.
 -Uczy?
Byłam coraz bardziej zdezorientowana. Skoro jest nauczycielką w Studio to znaczy, że wróciła na stałe. Biedny Tomas... Wiem, że wciąż coś do niej czuje i na pewno jest mu teraz ciężko.
 -Widziałeś się z nią? –spytałam.
 -Tak, była dzisiaj u Fran. Jest z kimś i powiedziała mi, że chciałaby żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Poklepałam go po dłoni. To przecież najgorsze, co może usłyszeć facet od kobiety, którą kocha. Uśmiechnął się do mnie.
 -Wszystko w porządku Agus. Wiem, że muszę dać sobie z nią spokój. Może jest mi trochę przykro, ale poradzę sobie.
 -Mam nadzieję.
Przyglądałam mu się uważnie. Kurczę, to taki fajny facet. Dobrze by było, żeby sobie kogoś znalazł i w końcu zaczął być szczęśliwy. Viola strasznie mu zawróciła w głowie. Oby udało mu się o niej zapomnieć...
 -Popatrz jak już późno! Marsz do łóżka!
Tomas wstał i włożył brudne talerze do zlewu.
 -Wyśpij się i jutro daj porządny koncert. Będę trzymał kciuki. –przytulił mnie mocno i pocałował w czubek głowy.
            Słońce nieśmiało próbowało dostać się do mojego pokoju przez zasłonięte żaluzje. Otworzyłam najpierw jedno, potem drugie oko. Dawno nie spałam tak dobrze. Uśmiechnęłam się do siebie i przeciągnęłam. Popatrzyłam w sufit. Wiem już co zaśpiewam. Odwróciłam się w stronę budzika i zamarłam. Zapomniałam go wczoraj ustawić i jeśli nie wyjdę z domu za 10 minut, spóźnię się na egzamin. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Szybko zaczęłam się ubierać, myjąc jednocześnie zęby. Cholera! To jeden z najważniejszych dni w moim życiu, a ja zaspałam. Czy może się wydarzyć dzisiaj coś gorszego? Oby nie. Błagam, błagam, błagam. Spakowałam skrzypce i smyczek do futerału, i pobiegłam do kuchni. Tomas zostawił mi śniadanie i kartkę. Szybko wzięłam ją do ręki i przeczytałam.

Daj czadu mała!

Uśmiechnęłam się. On to wie, jak podnieść człowieka na duchu. Wzięłam tost posmarowany dżemem i wybiegłam z domu. Zjem go po drodze.
            Rozejrzałam się dookoła. Ptaszki wesoło ćwierkały, a ludzie się do siebie uśmiechali, prowadząc błahe rozmowy. Jakiś dzieciak wlekł za sobą psa, który najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty opuszczać miejsca, które sobie upatrzył pod drzewem. Po drugiej stronie chodnika mała dziewczynka płakała wniebogłosy, bo spadł jej lizak. Minęła ją dwójka nastolatków, którzy pędzili gdzieś na rowerach, głośno się śmiejąc. Dzień jak, co dzień. Dla innych. Nie dla mnie. Ja dzisiaj walczę o marzenia, o siebie. To pewien przełom w moim życiu. Wreszcie się pokażę. Ktoś zobaczy mój talent i go oceni. Żeby mi dobrze poszło, żeby mi dobrze poszło. Byłam już blisko. Jeszcze tylko parę kroków i będę w Studio21‑szkole moich marzeń. Oddychaj, oddychaj. Tylko spokojnie. Nagle uderzyłam w coś i mocno się zachwiałam. Teraz moim jedynym marzeniem było utrzymać równowagę i się nie przewrócić.

niedziela, 22 września 2013

6.



Tomas

            Skrzywiłem się, gdy ją zobaczyłem. Nie spodziewałem się jej tutaj. Siedziała z Fran i patrzyła na mnie. Moja przyjaciółka zmarszczyła brwi i wpatrywała się we mnie z niepokojem. No tak... Tyle jej się żaliłem na Violettę. Chyba z tysiąc razy wysłuchiwała, że nie chcę jej znać, że jest mi już obojętna, tylko po to, żeby potem klepać mnie po plecach, gdy zaklinałem, że ją odzyskam. Viola jest moją pierwszą miłością i to się już chyba nigdy nie zmieni. Zawsze będę coś do niej czuł. Dowodem jest to, że nie miałem nikogo po niej. Czekałem... Jest jeszcze śliczniejsza niż ją zapamiętałem. Wszystkie moje modlitwy właśnie zostały wysłuchane. Uśmiechnąłem się szeroko i podszedłem do nich.
-Viola! –mocno ją uścisnąłem.
Poczułem, że zesztywniała, ale po chwili odwzajemniła uścisk. Jak miło było mieć ją znowu w ramionach. Tak... To musi być jakiś znak. To, że tutaj jest musi świadczyć o tym, że teraz nam się uda! Tylko tego nie zepsuj.
 -Tomas! Miło cię widzieć. –powiedziała odsuwając się ode mnie. –Co tam u ciebie?
 -Teraz już wszystko dobrze. Wróciłaś!
Spojrzała szybko na Fran. Coś tu jest nie tak...
 -Tak, niedawno się przeprowadziłam.
 -Viola będzie pracować w Studio razem z LEONEM. –wtrąciła Francesca i spojrzała na mnie znacząco.
Z nim? Widocznie nie dane jest nam się zejść od razu...
 -Czujesz coś jeszcze do niego? –spytałem patrząc jej prosto w oczy.
 -Tomas! –oburzyła się Fran i uderzyła mnie w ramię.
 -No co?
 -Ja... –zaczęła Viola. –Od jakiegoś czasu spotykam się z Diego.
Zamarłem. Nie, nie, nie, nie! To nie miało tak być! Miała wrócić i być ze mną. Musiała zobaczyć, ze posmutniałem, bo pogłaskała mnie po ramieniu.
 -Tomas... Nie chcę znowu przez to przechodzić. Nie chcę znowu cię ranić. Chciałabym żebyśmy mogli być przyjaciółmi. Powinieneś jak najszybciej o mnie zapomnieć... Szczerze to myślałam, że ci przeszło.
 -O tobie nie da się zapomnieć... Ale rozumiem, że nie zależy ci na mnie w taki sposób... Uśmiechnąłem się słabo. Nie mam pojęcia jak to zrobię, ale muszę o niej zapomnieć. To nie jest dziewczyna dla mnie. Jak mogłem być taki głupi? Jak mogłem pomyśleć, że wróci tutaj, żeby być ze mną? W jakim świecie żyję... Fran spojrzała na mnie pocieszająco.
 -A co tam u ciebie? Dalej zajmujesz się muzyką? –spytała nagle Viola.
 -Tak, jeśli tylko Fran pozwoli mi wejść na scenę. –spojrzałem na Włoszkę. –Pomagam im tutaj w prowadzeniu Resto.
Violetta wydała się zaskoczona.
 -Nic mi nie mówiłaś. –pogroziła palcem Fran.
 -Bo się rozgadałam o sobie! –obie dziewczyny się roześmiały.
 -Wybaczcie mi, ale was opuszczę. Muszę przygotować jeszcze pare rzeczy na jutro. Fran, Tomas... Tak dobrze was znowu widzieć. –chwyciła nas za ręce. –Mam nadzieję, że za niedługo znowu się zobaczymy.
 -Jasna sprawa. Wiesz, że jesteś tutaj mile widziana. –uśmiechnęła się Fran.
Odprowadziłem ją wzrokiem. Ależ ja mam pecha.
            Usiedliśmy z Francescą przy stoliku.
 -Tyle razy ci mówiłam, że powinieneś dać sobie z nią spokój.
Westchnąłem.
 -Dobrze wiesz, że była... Nadal jest dla mnie ważna, ale nie mam zamiaru wchodzić w jej życie z butami. Skoro jest z Diego, to będę musiał o niej zapomnieć. –powiedziałem smutno.
 -Nie martw się Tomi. Nie ta to inna. Zobaczysz... Ani się obejrzysz i będziesz po uszy w kimś zakochany. Tylko musisz się otworzyć na miłość. –powiedziała to tak pewnie, że przez chwilę jej uwierzyłem.
 -Jasne... Tylko jakoś nie widzę żadnej, która by się za mną oglądała.
 -Proszę cię! Nie uwierzę, że nie widzisz całej tej chmary fanek, które zbierają się w barze, kiedy masz śpiewać. Gdyby mogły, to by się na ciebie rzuciły! –zaśmiała się Fran.
 -Gadanie... –podrapałem się po głowie. –Wcale ich nie ma, chcesz mnie tylko pocieszyć.
 -Jak tego nie widzisz, to chyba musisz pójść do okulisty. –skrzyżowała ręce i patrzyła na mnie z miną „ja wiem wszystko”.
Zaśmiałem się. Fran to dobra przyjaciółka. Cierpliwie znosi moje humory. Potrafi pocieszyć, ale i zganić kiedy trzeba.
 -Wiesz... Czasami miłość może być bliżej niż myślisz... –powiedziała tajemniczo i podała mi notes z długopisem. –A teraz do pracy! Nie płacę ci za stanie i użalanie się nad sobą. ‑zaśmiała się głośno i poszła do kuchni.
            Lokal jak zwykle pękał w szwach. Gdy tylko ktoś wyszedł zaraz przychodzili inni na jego miejsce. To dobrze, lubię jak mam zajęcie. Wtedy nie mam czasu na głupie rozmyślanie. Mimo nawału pracy Francesce i Luce udało się znaleźć chwilę, żeby pośpiewać. Fran chciała żebym do nich dołączył, ale dzisiaj nie miałem ochoty. Cała ta sytuacja z Violettą bardzo mnie przygnębiła, ale uświadomiłem sobie, że nie mogę już dalej żyć przeszłością. Muszę w końcu wziąć się w garść. Z tym postanowieniem podszedłem do kolejnego stolika i wtedy usłyszałem głos Fran. Luca przygrywał jej na pianinie, a ona, lekko kołysząc się na boki, śpiewała...

When I look up from my pillow,
I dream you are there with me,
Though you are far away,
I know you'll always be near to me.

I go to sleep,
And imagine that you're there with me...
I go to sleep,
And imagine that you're there with me...

Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby śpiewała tak delikatnie. Wyglądała ślicznie z przymkniętymi oczami, stojąc w przyciemnionym świetle.
 
I was wrong, I will cry,
I will love you till the day I die,
You were all, you alone and no one else,
You were meant for me.

Spojrzała na mnie. Przeszedł mnie dreszcz.
 -Słyszysz mnie chłopcze? -jakaś starsza pani pociągnęła mnie za rękaw.

 I go to sleep, And imagine that you're there with me...

 -Chciałam zamówić dwa koktajle o smaku kiwi. 
 -Tak, tak. Już zapisuję. –odparłem z roztargnieniem.
            Wracając do domu nie mogłem przestać myśleć o Fran. Może ma rację. Może miłość jest bliżej niż myślę? Uśmiechnąłem się pod nosem. Wyciągnąłem klucz i otworzyłem drzwi domu. Nareszcie będę mógł odpocząć. Ściągnąłem kurtkę i udałem się do kuchni. Wyglądała jakby przeszło w niej tornado. Wszędzie walały się jakieś kartki z nutami, puste opakowania po jogurtach i papierki po cukierkach. Pokiwałem głową z dezaprobatą i zabrałem się do sprzątania. Do moich uszu dochodził stłumiony dźwięk skrzypiec. Grała „Shadows” Lindsey Stirling.

czwartek, 19 września 2013

5.



Francesca

      Schodziliśmy właśnie z Lucą ze sceny. Muszę przyznać nieskromnie, że ludzie uwielbiają nasz duet. Śpiewamy w barze codziennie, żeby umilić gościom czas. RestoBand jeszcze nigdy nie miał tak wysokich obrotów. Interesy idą świetnie, a lokal stał się jednym z najpopularniejszych w tej części miasta. Tak bardzo mnie to cieszy... Mieliśmy z Lucą sporo problemów na początku, ale teraz wyszliśmy na prostą.
 -Świetnie nam poszło! –brat objął mnie ramieniem.
 -Zawsze nam świetnie idzie!
 -Fran skromna, jak zawsze. –zaśmiał się, zmierzwił mi włosy i udał się w stronę kuchni.
Usiadłam na stołku przy barze i upiłam spory łyk soku pomarańczowego. Z Lucą też teraz jest całkiem inaczej. Nie kłócimy się i dogadujemy jak nigdy wcześniej. Może to wszystko przez tę sprawę z Marco... Tak, Fran w końcu znalazła miłość! A przynajmniej tak mi się wydawało...
Po tym jak nieszczęśliwie potoczył się mój „związek” z Tomasem, Marco pojawił się w moim życiu niczym książę na białym koniu. Zawsze miałam romantyczną duszę, więc nasze pierwsze spotkanie urosło w moich oczach do rangi miłości od pierwszego wejrzenia. Ja też mu się od razu spodobałam, no i tak jakoś zaczęliśmy się spotykać na poważnie. Byliśmy ze sobą 5 lat. Nigdy nie zapomnę jak zabrał mnie do Palermo. Zawsze uwielbiałam północną część tej zielonej dzielnicy Buenos Aires. Kojarzy mi się z takim małym rajem na ziemi. Marco trzymał mnie za rękę, gdy przechodziliśmy ulicami, nad przepięknymi jeziorkami. Pamiętam, że w pewnym momencie pociągnął mnie w stronę dziwnego drzewa. Jego kształt przypominał butelkę po winie. Mój chłopak mi wytłumaczył, że jego nazwa to palo borracho i dosłownie oznacza „pijane drzewo”. I właśnie pod tym drzewem, które kojarzyło się z alkoholem i kwitło tysiącami różowych kwiatów, Marco uklęknął i poprosił, żebym została jego żoną. Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Postanowiliśmy, że ślub odbędzie się na przyszły rok. Na początku było wspaniale, jak w banalnym filmie, w którym wszystko kończy się na „i żyli długo i szczęśliwie”, ale po jakimś czasie Marco zaczął się ode mnie oddalać. Zrzuciłam to na zdenerwowanie, bo przecież zbliżał się najważniejszy dzień w naszym życiu i nie zwróciłam na to zbyt dużej uwagi.
Całe moje życie wywróciło się do góry nogami w dniu, w którym chciałam mu zrobić niespodziankę i wcześniej wróciłam z Włoch, gdzie pojechałam obejrzeć suknie ślubną. Kupiłam mu jego ulubione grissini i poszłam do jego mieszkania. Wiedziałam, że go nie będzie, bo pracował, więc postanowiłam, że zrobię mu kolację-niespodziankę. Nigdy nie zapomnę widoku, który zastałam w jego mieszkaniu, gdy tam weszłam. Na podłodze walały się ciuchy, wśród których rozpoznałam koszule Marco, ale oprócz tego były tam ubrania należące do kobiety. Gdy podeszłam do drzwi sypialni usłyszałam jednoznaczne dźwięki. Otworzyłam je z hukiem i zobaczyłam mojego narzeczonego zabawiającego się z jakąś blondyną. Przywaliłam mu grissini w głowę i rzuciłam w twarz pierścionkiem. Długo się nie mogłam po tym pozbierać. Popadłam nawet w depresję, ale jakoś udało mi się z tego wyjść.
Od tego czasu Luca jest dla mnie bardzo opiekuńczy i spełnia moje wszystkie zachcianki. Z Marco nie miałam żadnego kontaktu od tamtej pory. Wiem, że dzwonił, próbował się ze mną spotkać, ale mój brat skutecznie te próby niweczył. I bardzo dobrze. Wiem, że gdybym go zobaczyła, udusiłabym go gołymi rękami. Uderzyłam pięścią w ladę baru. Ktoś nagle zasłonił mi oczy...
 -Luca? Masz jakieś delikatne ręce... –powiedziałam niepewnie.
 -To nie Luca! –usłyszałam głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby.
 -Violetta! –odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą twarz mojej przyjaciółki.
Przytuliłam ją bardzo mocno. Tak dawno jej nie widziałam. Z moich oczu popłynęły łzy wzruszenia. Obejmowałyśmy się przez dość długą chwilę, aż wreszcie Violetta odsunęła się ode mnie i zaczęła szukać czegoś w torebce.
 -Mam coś dla ciebie! –w końcu udało jej się wyciągnąć śliczną maskę wenecką. –Byłam we Włoszech i pomyślałam, że ci coś przywiozę.
Moja kochana Viola. Zawsze o wszystkich pamięta.
 -Dziękuję! Jest prześliczna. Jesteś w Buenos Aires z wizytą? –spytałam, oglądając maskę.
 -Właściwie to nie... Wróciłam na stałe. Pablo zadzwonił do mnie z propozycją pracy i jestem teraz nauczycielką w Studio...
Popatrzyłam na nią zdezorientowana. Tam pracuje przecież Leon...
 -Viola!
Usłyszałam krzyk Luci. Mój brat podbiegł szybko do mojej przyjaciółki, uniósł ją i okręcił wokół własnej osi.
 -Tak, tak, Luca, to ja we własnej osobie. Dla ciebie też coś mam. –wyciągnęła z torebki likier i wręczyła Luce.
 -Prawdziwy włoski likier! –Luca był wniebowzięty.
Jeszcze raz mocno uścisnął Violę i pobiegł do kuchni kontynuować pracę.
 -Pracujesz w Studio? Tam uczy też...
 -Leon, tak... –westchnęła i założyła włosy za ucho. –Rozmawialiśmy i jakoś się dogadaliśmy.
Spojrzałam na nią niepewnie, ale nie chciałam drążyć tematu. Wydawało mi się, że pomimo tego, że minęło tyle lat, Viola bardzo to przeżywa.
 -Co tam w ogóle u ciebie? Jakieś poważniejsze zmiany? –spytałam z uśmiechem.
 -No może troszkę... Spotykam się z Diego.
Zakrztusiłam się sokiem. Viola musiała mnie długo klepać po plecach, żebym wreszcie doszła do siebie.
 -Przepraszam... Po prostu mnie zaskoczyłaś... –mówiłam pomiędzy atakami kaszlu.
 -No może to dość niespodziewana wiadomość, ale jestem z nim szczęśliwa.
Popatrzyłam jej w oczy. Chyba jednak nie była do końca o tym przekonana.
 -A jak tam Studio?
Oczy Violi zaświeciły się jak lampki na choince.
 -Wspaniale! Tak się cieszę, że muzyka znowu będzie miała większy udział w moim życiu. Gdy tam weszłam i poczułam tę energię, to aż mnie ciarki przeszły! Fran jestem taka podekscytowana, że będę tam uczyć. Wprost nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia! ‑uścisnęła moją dłoń.
Uśmiechnęłam się. Może i minęło trochę czasu, ale to ta sama Viola, którą poznałam w szkole.
 -A ty jak tam? Widzę, że interesy dobrze idą.
 -Tak, tak. Jesteśmy z Lucą bardzo zadowoleni.
 -A sprawy sercowe? Czy moja mała Francesca jest szczęśliwie zakochana? –spytała z wielkim uśmiechem.
 -Była... –opowiedziałam jej całą historię z Marco.
 -Co za bezczelny typ! –Viola nie kryła wzburzenia. 
 -Jak się czujesz kochana?
 -Już dobrze. Dzięki mojemu bratu, pracy w barze i oczywiście muzyce jest fajnie i mogę już mówić o tym, co się wydarzyło na spokojnie. –uśmiechnęłam się.
 -Zawsze wiedziałam, że jesteś silną dziewczyną! ‑przytuliła mnie mocno.
Dobrze było mieć ją znowu przy sobie.
 -Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że tutaj jesteś. Jak Cami wróci z trasy to znowu będziemy wszystkie razem! –zachichotałam.
 -Cześć... 
Spojrzałam w kierunku, z którego dochodził głos. Głośno wciągnęłam powietrze do płuc. Popatrzyłam na Violettę, która była lekko zmieszana, a później na niego. Nie miał zbyt wesołej miny.

poniedziałek, 16 września 2013

4.



Leon

„Violett jest na świecie więcej niż ta jedna Castillo”? Boże... Laro, nie mogłaś się bardziej pomylić. Potrząsnąłem głową z niedowierzaniem. Minęło 7 lat... 2556 dni bez niej. Bez jej uśmiechu, dotyku, śpiewu... A teraz nagle, tak po prostu, pojawia się w Studio. Nie było Violi... Ta dam! –JEST! Jak w jakiejś pieprzonej sztuczce magicznej. Nie mogłem uwierzyć, kiedy weszła razem z Pablo do sali. Wydoroślała, ubiera się, maluje inaczej, ale to dalej jest ta sama Viola, w której się zakochałem na zabój. Uśmiecha się tak samo promiennie, a gdy śpiewa jej oczy błyszczą tym nieziemskim blaskiem, który tyle razy widywałem podczas wspólnego wykonywania piosenek. Kiedy na mnie spojrzała musiałem użyć całej siły woli, żeby nie pokazać jak wielkie wrażenie na mnie wywarła, a kiedy zaczęła śpiewać serce mi zamarło... Tak bardzo tęskniłem za jej głosem... Po tylu latach powinienem o niej zapomnieć. Jej powrót w ogóle nie powinien mnie obejść... A jednak obudził we mnie takie emocje, o których prawie już zapomniałem, że je mam. Spytała dlaczego nie śpiewam. Nie mogłem jej powiedzieć, że przestałem po tym, jak zakończyła naszą znajomość. Całe szczęście, że Gabe uratował sytuację, bo nie jestem pewien jakby się to skończyło. Przetarłem rękami twarz. Zachowałem się wobec niej chłodno... Nie chcę żeby wiedziała, jak się czuję. Tym bardziej, że jest teraz z Diego.
            Usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem głowę. Violetta szła w moim kierunku...
-Leon... Wszystko w porządku? –spytała zakładając włosy za ucho.
-Tak. Czemu pytasz? – przybrałem obojętny wyraz twarzy.
-Zobaczyłam cię tutaj i pomyślałam, że może się coś stało...
Zauważyłem, że zaakcentowała słowo „tutaj”, jakby chciała podkreślić, że to nasze miejsce...
-...ale skoro mówisz, że jest w porządku to dobrze. W takim razie, co tu robisz? –spytała siadając obok.
Zastanawiam się nad  uczuciami, jakie wywołał we mnie twój niespodziewany powrót.
-Czekam na kogoś. –odpowiedziałem nie patrząc jej w oczy.
-Na kogoś?
Spojrzałem na nią i zobaczyłem cień zawodu w jej brązowych oczach.
-Na Larę. Spotykamy się. –niech wie, że ja też mam kogoś.
-Ach... Nie wiedziałam... No cóż, pójdę już. Chcę odwiedzić jeszcze Fran. Dawno się nie widziałyśmy i chcę jej zrobić niespodziankę. –uśmiechnęła się smutno.
-Pewnie. Ucieszy się na twój widok.
-Ty też się ucieszyłeś? –spytała niespodziewanie.
Czy się ucieszyłem? Nie wiem... Czuję jak stare rany powoli, boleśnie się otwierają.
-Dobrze cię widzieć całą i zdrową. –palnąłem głupio.
Pokiwała tylko głową i zaczęła się podnosić.
-Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy, Leon... Do zobaczenia jutro. –zaczęła powoli odchodzić zostawiając mnie samego na ławce.
-Ja też mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa. Szczęśliwsza niż byłaś ze mną... –powiedziałem wiedząc, że już nie może mnie usłyszeć.
         Pojechałem na tor z nadzieją, że jazda na motorze uspokoi moje emocje. Zobaczyłem Larę flirtującą z jakimś gościem, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Widać, że świetnie się bawiła trzepocząc słodko rzęsami. Pochylała się nad silnikiem i coś mu tłumaczyła. Wypięła przy tym słodko pupę, więc podszedłem cicho i wymierzyłem jej soczystego klapsa.
-Ktoś mnie tu zdradza!
Podskoczyła, a ja się zaśmiałem.
-Przestraszyłeś mnie, głupku! –uderzyła mnie rękawiczkami, które przed chwilą ściągnęła, robiąc naburmuszoną minę.
Spojrzałem na nią krzyżując ręce na piersi i podnosząc do góry jedną brew. Zrobiła to samo, potupała nogą, a potem zobaczyłem ten błysk wesołości w oku i usłyszałem jej dźwięczny śmiech, który rozniósł się po całym torze.
-Myślałam, że przyjedziesz później i zdążę go poderwać, ale nie! Ty musiałeś go wystraszyć! –spojrzałem ponad jej głowę i zobaczyłem, że po facecie nie było śladu.
-Jestem aż taki straszny?
-Czasami... –wspięła się na palce i pocałowała mnie w policzek.
Uśmiechnąłem się. Przy niej chociaż na chwilę mogę zapomnieć o powrocie Violi.
Poszedłem się przebrać i szybko wskoczyłem na motor. Lara ma rację... Ostatnio nie miałem czasu żeby pojeździć. Trzeba to zmienić. Nic tak mnie nie uspokaja jak ryk silnika. Kiedy wsiadam na motor czuję, że w końcu panuję nad czymś w moim życiu.
      Robię już 6 okrążenie, jadąc coraz szybciej. Jestem sam na torze. Wyjeżdżając z kolejnego zakrętu skierowałem się na największą hopkę. Wybiłem się dość ostro... i nie utrzymałem lądowania. Z hukiem spotkałem się z powierzchnią. Zaparło mi dech w piersiach od siły uderzenia, w uszach mi szumiało i zrobiło się ciemno przed oczami.
-Leon! Leon! –usłyszałem głos Lary. –Leon żyjesz? –delikatnie zdjęła z mojej głowy kask. Spojrzałem na nią. Miała zatroskaną minę. W jej oczach zobaczyłem strach.
-Ty się o mnie martwisz...
Popatrzyła na mnie jak na świra i walnęła w ramię.
-Ała... To boli... –skrzywiłem się.
-Idiota! Myślałam, że się zabiłeś, a ty sobie stroisz żarty.
Usiadłem powoli i spojrzałem jej w oczy.
-To miłe.
Zarumieniła się. Nigdy nie widziałem, żeby się rumieniła.
-Dasz radę iść?
-Chyba tak.
Pomogła mi wstać. Oparłem się na niej i poszliśmy do budynku.
Miałem kilka zadrapań, które Lara sprawnie opatrzyła. Bolały mnie żebra, ale na całe szczęście nie miałem nic złamane.
-Co cię napadło? Obserwowałam cię i widziałam, że jedziesz coraz bardziej niebezpiecznie.
-Violetta wróciła. –odparłem ze spokojem.
-Co? –zrobiła wielkie oczy. –Jak to wróciła?
-Pablo zaproponował jej posadę nauczycielki od muzyki, a ona ją przyjęła i wróciła na stałe do Buenos Aires. Będzie moją koleżanką z pracy.
-Jak się z tym czujesz? –pogłaskała mnie po policzku.
-Nijak. Byłem strasznie zaskoczony, kiedy ją zobaczyłem. Gadaliśmy trochę... Zaproponowała nawet, że zrezygnuje z pracy jeżeli mi nie odpowiada jej towarzystwo.
-Co jej powiedziałeś?
-Że przecież jesteśmy dorośli i to, co było nie powinno wpływać na naszą pracę... Ale czuję się dziwnie. Sam nie wiem, co myśleć o jej powrocie. Minęło tyle czasu, a jednak kiedy ją zobaczyłem żołądek mi się ścisnął.
-I co teraz? Myślisz, że się zejdziecie?
-Nie. Jest z Diegiem. Powiedziałem jej, że się spotykam z tobą...
-A powiedziałeś, że nasz związek nie jest związkiem z prawdziwego zdarzenia? –spojrzała na mnie podejrzliwie.
Nie odpowiedziałem.
-Chciałeś żeby była zazdrosna! –klasnęła w ręce i zrobiła minę, jakby wygrała na loterii.
-Lara... to nie ma najmniejszego znaczenia. Ma już ułożone życie i mam nadzieję, że się w nim spełnia. Wydarzyło się za dużo. –uśmiechnąłem się do niej smutno. –Nie potrafię zapomnieć o tym jak mnie zraniła. Leonetty już nie będzie. Nie da się cofnąć czasu i wymazać tych 7 lat.
-Niestety. –westchnęła, podając mi kubek z gorącą herbatą. –Zrobiłam za słodką, żeby osłodzić ci ten dzień.
Pokiwałem głową, uśmiechając się.

piątek, 13 września 2013

3.



Violetta

       -...Poznajcie Violettę Castillo! –Pablo wskazał na mnie ręką. Wszyscy zebrani przywitali mnie brawami.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam rozglądać po twarzach. Zatrzymałam się na jednej z nich i wstrzymałam oddech. Wydawało mi się, że w jego oczach zobaczyłam zaskoczenie pomieszane z niedowierzaniem i coś jeszcze...Coś co mi umknęło, bo nagle jego twarz przybrała wyraz obojętności. Patrzył na mnie, ale tak jakby mnie tam wcale nie było. Poczułam ukłucie w sercu. A czego się spodziewałaś, głupia?! Że po tym, co mu zrobiłaś będzie się do ciebie uśmiechał? Pokręciłam głową chcąc pozbyć się nachodzących mnie myśli. Pablo najwyraźniej nie raczył go poinformować, że to ja będę nowym członkiem zespołu. Co poczuł, gdy mnie zobaczył?
-Violetta, tak jak i Leon, była kiedyś uczennicą tego Studio, więc myślę, że się z nią dogadacie, bo jak nikt inny zdaje sobie sprawę z tego, czego oczekujecie po nauce tutaj. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją z otwartymi ramionami. –kontynuował Pablo. 
Uczniowie wyrazili swoje zadowolenie poprzez krzyki i oklaski.
‑To może na dobry początek zaśpiewamy coś wspólnie? –spytała dziewczyna, którą kojarzę z sali muzycznej.
-Świetny pomysł, Gloria! –Pablo klasnął w dłonie. -Proponuję „Ser Mejor”. Violetta chyba pamiętasz słowa? –spojrzał na mnie.
-Oczywiście! W końcu sama to napisałam. –odpowiedziałam radośnie i zaczęłam. -Hay algo que tal vez deba decirte, es algo que te hace muy, muy bien... –po chwili dołączyli do mnie uczniowie i cała szkoła wypełniła się dźwiękiem, od którego po kręgosłupie przebiegł mi przyjemny dreszcz.
Śpiewając Solo amor, amor, amor y mil canciones spojrzałam na Leona i ujrzałam widok, który mnie przeraził. On nie śpiewał! Nie dołączył do nas... Bardzo mnie to zasmuciło. Stał po prostu z twarzą całkowicie pozbawioną jakichkolwiek emocji. Co się z nim stało?
-Coś wspaniałego! Sądzę, że to najlepszy sposób, aby rozpocząć nowy rok w Studio21, a teraz dzieciaki możecie wrócić do swoich zajęć. Jutro przed niektórymi z was egzaminy wstępne. Proszę się dobrze przygotować i nie zawieść mnie! –powiedział Pablo, a uczniowie zaczęli się rozchodzić.
Nie stój tak! Podejdź do niego! Ale co mu powiem? Nerwowo przygryzłam wargę. Nie bądź głupia! Przecież nie jesteście już dziećmi. Właśnie... jesteśmy dwojgiem dorosłych ludzi, którzy będę razem ze sobą pracować, więc musimy się jakoś dogadać. Uno, dos, tres... Odetchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę Leona, który był pogrążony w rozmowie z Gabrielem.
-Cześć... –powiedziałam nieśmiało. Leon spojrzał na mnie.
-Cześć. –odpowiedział nieznacznie się uśmiechając. Typowy formalny uśmiech, którym mógłby uraczyć starszą panią w sklepie...
Chyba jednak troszkę inaczej sobie to wyobrażałam... W sumie to w ogóle sobie nie wyobrażałam tego, że będę pracować z Leonem w tym samym miejscu! Na dodatek nie było to byle jakie miejsce... To było STUDIO21! Czasami wydaje mi się, że świat jest zbyt mały, a los za bardzo przewrotny... Nie byłam w ogóle przygotowana na to spotkanie. Jedna część mnie chciała stąd uciec, a druga była podekscytowana tym, że znowu na niego patrzę, mogę poczuć jego zapach, usłyszeć jego głos... To jakieś szaleństwo.
-Ja nie miałem takiego powitania! Nikt nie chciał ze mną śpiewać, ale to może dlatego, że gdy zaczynam śpiewać to tak jakby foka wyła do księżyca! –zaśmiał się Gabriel. 
Leon skrzyżował ręce na piersi i bacznie mi się przyglądał. Zarumieniłam się i spuściłam głowę. Weź się w garść! To przecież nie może być takie trudne...
-Co tam u ciebie, Leonie? –zebrałam całą swoją odwagę i spojrzałam mu w oczy.
-W porządku. Jak widzisz pracuję tutaj. –rozejrzał się po sali. –Pablo nie wspominał, że to ty będziesz tą nauczycielką. –popatrzył na mnie z... wyrzutem?
-Przypomniałem sobie, że zostawiłem płyty w sali. –powiedział Gabriel. 
Chyba zorientował się, że sytuacja jest napięta do granic wytrzymałości. Leon nawet nie mrugnął, zupełnie go zignorował.
-No cóż... Też nie wiedziałam, że tutaj pracujesz. Tak samo dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj. Jesteś na mnie zły? –spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc.
Westchnął...
-Nie Violetta, nie jestem zły. Może trochę zaskoczony. Nie spodziewałem się tego spotkania. Myślałem, że już cię nigdy więcej nie zobaczę... 
Zabolało.
-Też się nie spodziewałam... Jeśli moja obecność tutaj ci przeszkadza powiem Pablo, że rezygnuję. –gapiłam się w jakiś punkt za plecami Leona, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.
-Nie, wcale nie musisz rezygnować. Wiem, że ostatnie nasze spotkanie nie należało do najlepszych, ale to było dawno. Wydaje mi się, że nie powinniśmy do tego wracać. Jesteśmy dorośli i chyba potrafimy ze sobą współpracować. Prawda? –chwycił mnie za podbródek i zmusił do spojrzenia na niego. 
Jego dotyk na mojej skórze... Przestałam oddychać... Ma takie ciepłe palce... 
-Violetta? 
Otrząsnęłam się.
-Tak, masz rację. Nie wracajmy do tego. –uśmiechnęłam się słabo.
-To gdzie się podziewałaś przez te lata? –spytał, znowu krzyżując ręce na piersi. 
Próbuje być miły. Może uda nam się na nowo zaprzyjaźnić?
‑Z Angie i tatą przeprowadziliśmy się do Kataru. Mieszkaliśmy tam przez 6 lat, a później trochę podróżowałam z Die... –znieruchomiałam. Z jakiegoś powodu nie chciałam mu o nim mówić.
-Z Diegiem? Jesteście razem? –nawet jeżeli był zaskoczony, to nie dał tego po sobie poznać. Patrzył na mnie obojętnym wzrokiem.
-Tak... spotykamy się od 1,5 roku. –podkreśliłam 1,5 roku. Chciałam żeby wiedział, że nie zeszłam się z nim od razu po naszym rozstaniu. –Potem Pablo zadzwonił i powiedział, że szuka kogoś na stanowisko nauczycielki od śpiewu. Nawet się nie zastanawiałam. No i jestem tutaj... –wzruszyłam ramionami. 
Nastąpiła krępująca cisza. Postanowiłam ją przerwać zadając pytanie, na które koniecznie chciałam poznać odpowiedź. 
‑Zauważyłam, że nie śpiewałeś z nami. Dlaczego? 
Gdy na mnie spojrzał mignął mi w jego oczach smutek tak głęboki, że aż się wystraszyłam. Szybko zamrugał i po chwili patrzył już na mnie pustym wzrokiem.
‑Nie śpiewam... od jakiegoś czasu. –serce mocniej mi zabiło. Czyżby nie śpiewał od 7 lat?
‑Leon...
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale Pablo nas prosi do pokoju nauczycielskiego. ‑w drzwiach pojawił się Gabriel. 
Spojrzałam na Leona, który już ruszył w stronę wyjścia. Westchnęłam. Trudno... Kiedy indziej dokończymy tę rozmowę.
            Pablo zwołał zebranie, żeby poinformować, że od jutra są przesłuchania i prosi nas żebyśmy przyszli trochę wcześniej, żeby przygotować sale. Uczniowie jak zawsze musieli pokazać swoje umiejętności taneczne oraz wokalne. Dziwnie będzie siedzieć tym razem po drugiej stronie i ich oceniać. Byłam podekscytowana tym nowym wyzwaniem. Miałam nadzieję, że się sprawdzę w tej roli i nie zawiodę Pabla, Angie, a przede wszystkim siebie.
-Dziękuję wam. Możecie wracać do pracy. Ty Violu zostań, proszę... 
Czego ode mnie jeszcze chce nasz kochany dyrektor?
-Słucham panie dyrektorze? –spytałam, gdy Gabriel zamknął za sobą drzwi i zaśmiałam się.
-Przepraszam, że nie powiedziałem ci, że Leon też tutaj pracuje... –zrobił skruszoną minę. ‑Wiem, że między wami się nie układało, ale tak bardzo mi zależało na tym, żebyś przyjęła tę pracę. Wiesz, że bardzo cenię twój talent i zaangażowanie. Zależy mi na tym, by ta szkoła w końcu była taka, jaka powinna być zawsze. Chciałem mieć wokół siebie ludzi, którym zależy przede wszystkim na muzyce, a nie wyłącznie na sobie, tak jak zależało Gregorio. Dlatego pomyślałem o tobie i Leonie...
-Spokojnie Pablo. Nie musisz mi się tłumaczyć. Cieszę się, że o mnie pomyślałeś i jest mi niezmiernie miło, że masz o mnie tak dobre zdanie. –uśmiechnęłam się do niego ciepło. ‑O mnie i Leona nie musisz się martwić. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i będziemy ze sobą współpracować.
-Kamień spadł mi z serca. –podszedł do mnie i mnie przytulił. –Dziękuję ci. A teraz zmykaj do domu, odpocznij, a jutro chcę cię tutaj widzieć z samego rana w pełnej gotowości.
-Tak jest! –zasalutowałam i ze śmiechem wyszłam z pokoju.
            Postanowiłam, że pójdę do Resto odwiedzić Fran i Lucę. Tak dawno ich nie widziałam. Już nie mogłam się doczekać ich zdziwionych min, kiedy mnie zobaczą. Będąc we Włoszech kupiłam dla mojej przyjaciółki maskę wenecką, a jej bratu likier cytrynowy Limoncello. Gdy tak szłam zastanawiając się, czy prezenty się im spodobają, zauważyłam Leona. Siedział z twarzą ukrytą w dłoniach na ławce. Na naszej ławce...