piątek, 31 stycznia 2014

37.


Violetta

            Rozpadało się. W dłoni nadal ściskałam puszkę z gazem pieprzowym. Dotknęłam końcówkami palców policzek. Był nieprzyjemnie ciepły i jeszcze odczuwałam ból. Uderzył mnie. Ostatnio był agresywny, ale nigdy nie podejrzewałam, że jest zdolny podnieść na mnie rękę... Teraz nie wiem, dlaczego w ogóle z nim byłam. Wydawało mi się, że go kocham, ale uświadomiłam sobie, że wcale tak nie było. Może to zauroczenie? Może tęsknota za byciem z kimś, za świadomością, że w silnych ramionach mogę czuć się bezpieczna i kochana, popchnęła mnie w jego objęcia. Chyba w głowie wyobraziłam sobie, że Diego to Leon... I przez jakiś czas to oszustwo zdawało egzamin. Dopóki nie spotkałam znowu Leona... Nie mogę dalej udawać, że moje serce się do niego nie wyrywa, że nie pragnę, żeby mnie dotykał, całował, żeby był przy mnie, pytał, czy wszystko jest w porządku i przytulał, kiedy mam gorszy dzień. Tylko czy jest jeszcze jakaś szansa, żeby znowu być ze sobą?
Usiadłam na ławce i wystawiłam twarz na zimne krople deszczu. Miałam nadzieję, że spłukają ze mnie wspomnienia tego, co się przed chwilą wydarzyło. Chciało mi się krzyczeć. Czy można być bardziej głupią? Leon nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Dobrowolnie, w pełni świadoma tego, co robię, zrezygnowałam z miłości. Jedynej i prawdziwej miłości. Trzymałam ją w garści i pozwoliłam, żeby mi się wyślizgnęła. Brawo Violetta! Dobra robota! Ścisnęłam grzbiet nosa palcami. Potrzebuję doktora Emmetta Brown’a i jego wehikułu czasu. Potrzebuję się przenieść do przeszłości, do momentu, gdy siedziałam z Leonem na ławce i mówiłam mu, że jest dla nas za wcześnie. Potrzebuję zaczarowanej gumki, która wymaże te idiotyczne słowa i magicznego ołówka, który zastąpi je tymi, które powinny wtedy paść. Kocham cię całym sercem, całą duszą i chcę być tylko z tobą. To mu powinnam powiedzieć. Dlaczego wtedy tego nie zrobiłam? Bo wydawało mi się, że miłość to jakaś bajka, że jak księżniczka spotka swojego księcia, to będą szczęśliwi do końca swoich dni... A ja ze swoim księciem się kłóciłam... Nieraz raniliśmy się i nie mogliśmy dojść do porozumienia... I to wydawało mi się niewłaściwe, bo moje wyobrażenie o związku opierało się na bajkach dla dzieci. Dlaczego wtedy nie wiedziałam, że miłość to nie tylko piękne chwile, ale i te złe? I to właśnie te drugie, gorsze i to, że mimo wszystko udaje nam się je przetrwać, jest istotą uczucia. Bo przecież nie jest sztuką być z kimś, kiedy wszystko gra. Chodzi o to, żeby być z kimś, mimo wszystko... A ja odrzuciłam kochające serce, bo się wystraszyłam nieporozumień. Gwałtownie wstałam z ławki i ruszyłam przed siebie, olśniona tym spostrzeżeniem.
Nie wiem dlaczego do niego poszłam. Chyba chciałam wiedzieć, czy da mi szansę. Jeszcze jedną szansę... Czy pozwoli mi naprawić błąd, który tyle go kosztował. Po tym jak zapukałam do drzwi, uświadomiłam sobie, że muszę wyglądać okropnie. Przemoczone ciuchy,  pozlepiane, mokre włosy, rozmazany makijaż... Jęknęłam... Trzeba było wrócić najpierw do domu i się ogarnąć! Chciałam się wycofać, ale drzwi się otworzyły...
 -Violetta? –spojrzał na mnie zaskoczony.
 -Cześć... Mogę wejść? –patrzyłam pod nogi.
 -No tak... Proszę... –zrobił mi miejsce i wpuścił do środka.
W domu było cieplutko i przytulnie za sprawą ognia, który palił się w kominku. Identyczne ciepło odczuwałam w sercu, kiedy tylko on był blisko. Tak jak teraz... Delikatnie położył dłoń na moim ramieniu i odwrócił mnie do siebie. Popatrzyłam mu prosto w oczy i zauważyłam, że jego źrenice się rozszerzyły.
 -On ci to zrobił? –musnął palcami mój zaczerwieniony policzek.
 -Pokłóciliśmy się...
Zacisnął powieki. Gdy je otworzył, jego oczy miotały gniewne błyski.
 -Zabiję drania. –powiedział niemal szeptem.
 -To już nie ważne...
 -Jak to nie wa...
 -Zerwałam z nim. –oznajmiłam szybko.
Zmarszczył brwi. Widziałam, że bije się z myślami. Chyba chciał o coś zapytać, ale nie był pewien czy powinien. Nie ma na co czekać. Raz kozie śmierć...
 -Zerwałam, bo cię kocham...
Chciałam, żeby mój głos zabrzmiał pewnie, ale jak na złość drżał, jak osika. Leon milczał. Napięta do granic możliwości, czekałam, aż coś mi odpowie, ale wcale się do tego nie kwapił. Stał niczym słup soli i się nie odzywał. Nerwowo zaczęłam przestępować z nogi na nogę...
 -Powiedz coś... –nie wytrzymałam.
 -Powinnaś się wysuszyć. Przeziębisz się.
Wstrzymałam oddech. Nie o taką odpowiedź mi chodziło...
 -Przyniosę ci jakiś szlafrok.
 -Nie chcę, żadnego szlafroka! Powiedziałam ci, że cię kocham. Powiem więcej. To, co się wydarzyło siedem lat temu było kompletną głupotą! Byłam idiotką. Na własne życzenie cię straciłam... A przecież jesteś miłością mojego życia. Leon proszę... –głos mi się załamał.
 -Proszę, daj mi szansę... Zrobię wszystko... Wszystko!
Byłam bliska płaczu. Tak bardzo chciałam, żeby się zgodził. Patrzył na mnie w skupieniu. Jeszcze trochę i oszaleję! Niech coś powie... Błagam...
 -Violetto... –podszedł do mnie i pocałował w czoło. –Ja też cię kocham. Nigdy nie przestałem...
Łzy mimowolnie zaczęły mi spływać po policzkach. Kocha mnie! Leon zaczął scałowywać słone krople z mojej twarzy. Zaczęłam się śmiać i zarzuciłam mu ręce na szyję. Poszukałam jego ust i pocałowałam, przelewając w to całe moje uczucie. Poczułam, że się uśmiecha.
 -Powiedz to jeszcze raz. –poprosiłam.
 -Kocham cię. –cmoknął mnie w prawy policzek. –Kocham. –w lewy. –Kocham. –w nosek.
Kiedy nasze wargi ponownie się spotkały, zadrżałam. Jego pocałunki doprowadzały mnie do obłędu. Tak cudownie smakował... Mogłabym całować się z nim godzinami.
 -Powinnaś zdjąć te mokre ciuchy. –powiedział z uśmiechem, lekko się ode mnie odsuwając.
Uniosłam ręce do góry, prosząc go tym gestem o pomoc. Uniósł jedną brew i przez chwilę się wahał. Potem chwycił rąbek mojej sukienki i ściągnął mi ją przez głowę. Popatrzył na mnie z zachwytem.
 -Jesteś piękna.
W jego oczach odbijało się pożądanie i coś jeszcze... Tym czymś była bezgraniczna miłość.
Serce zabiło mi mocniej, kiedy wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Tak bardzo go potrzebowałam. Delikatnie położył mnie na łóżku i miękko pocałował. Chciałam go przyciągnąć bliżej, ale mnie powstrzymał. Kiedy przestał mnie całować, skrzywiłam się. Zaśmiał się cicho i zaczął mi się uważnie przyglądać. Zarumieniłam się.
 -Mówiłem ci już, że jesteś piękna?
 -Przed chwilą!
Przejechał palcami po każdej krzywiźnie mojego ciała. To jak mnie dotykał, całował, jak kochał się ze mną, było czymś niezwykłym. Nie spieszył się. Chciał mi pokazać, że to ja jestem tutaj najważniejsza. Z namaszczeniem całował każdy skrawek mojego ciała. Całkowicie się mu poddałam. Byłam w jego rękach, jak modelina. Mógł ze mną zrobić praktycznie wszystko. Bezgranicznie mu ufałam. Przy nikim, poza nim, nie czułam się tak kochana i spełniona.
            Zasnął z głową ułożoną na mojej klatce piersiowej. Rękę przełożył sobie przez moją talię. Głaskałam go lekko po włosach. Czy kiedykolwiek byłam bardziej szczęśliwa? Wątpię. Nie potrzebowałam niczego, kiedy był blisko. Przy nim czułam, że posiadam wszystko, co jest mi w życiu potrzebne. Nie mogłam do końca uwierzyć, że los okazał się dla mnie tak łaskawy... Że mimo popełnionych błędów, mogę być z Leonem. Zdaję sobie sprawę z tego, że na niego nie zasłużyłam... I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby mnie znienawidził i nie chciał znać. Fakt, że kochał mnie mimo wszystko, jeszcze bardziej pogłębiał moje uczucia do niego. Jest najwspanialszym człowiekiem na ziemi. I jest mój! Przytuliłam policzek do jego włosów i zaczęłam cicho nucić.

Nie opuszczaj mnie...
Każda moja łza
Szepcze, że co złe
Się zapomnieć da.
Zapomnijmy ten
Utracony czas,
Co oddalał nas,
Co zabijał nas...

Teraz musi być już dobrze. Wierzę, że nam się uda. Pokonamy wszystkie trudności, bo mamy siebie.

niedziela, 26 stycznia 2014

36.


Diego

            Nie mogła po mnie przyjechać, bo miała coś ważnego do zrobienia w Studio21. Oczywiście, jak to bywało ostatnio, wszystko było ważniejsze ode mnie. Co z tego, że nie widzieliśmy się długi czas, bo nie było mnie w kraju? Średnio ją to obeszło. Miałem jakieś dziwne przeczucie, że nasz związek zaczyna się rozsypywać. Nie wydaje się, żeby jej zależało tak, jak na początku. Mam tylko nadzieję, że nie ma zamiaru ze mną zerwać. Nieźle bym się wkurzył. W ogóle nie ma takiej opcji, że się ode mnie uwolni. Nie mogę do tego dopuścić. Już teraz wiedziałem, że jestem w stanie zrobić wszystko, dosłownie wszystko, byle tylko była ze mną do końca życia. Jest moja i zawsze będzie. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej... Może powinienem być bardziej romantyczny? Albo wziąć ją na litość? Tak... To nie byłoby takie głupie. Zawsze miała złote serce dla wszystkich. Nawet dla Ludmiły, która robiła wszystko, żeby ją zniszczyć. Walne jej gadkę, że ją straszliwie kocham, że tęskniłem. W ogóle chyba już najwyższy czas, żeby kupić jej pierścionek zaręczynowy. Kiedy zostanie moją żoną, będzie się musiała całkowicie podporządkować. Przestanie chodzić do tego głupiego Studio. Kupię jej nowe pianino i zaproponuję, żeby udzielała prywatnych lekcji w domu. I wyjedziemy z Buenos Aires. Jak najdalej. Żeby w końcu uwolnić ją od tego wypicowanego lalusia.
            Skoro Violetta nie znalazła chwili czasu, żeby się ze mną spotkać, postanowiłem załatwić inną sprawę. Zatrzymałem samochód w umówionym miejscu. Chwilę czekałem, zanim usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Łysy mężczyzna ciężko usiadł na fotelu pasażera i wręczył mi odrapaną teczkę, którą najprawdopodobniej zalał kiedyś kawą lub jakąś inną, brązową cieczą. W zamian dałem mu kopertę z wyliczoną kwotą pieniędzy, które byłem mu winny za przysługę. Przeliczył szybko kasę i uśmiechnął się, pokazując pożółkłe zęby.
 -Interesy z panem to sama przyjemność. –powiedział.
Skinąłem tylko głową. Swoją drogą nieźle mnie oskubał. Dobrze, że ostatnio udało mi się podpisać nowy kontrakt i wpadła mi do kieszeni niezła sumka. Popatrzyłem na niego zniecierpliwiony. Chciałem, żeby sobie poszedł jak najszybciej. Straszliwie ciekawiła mnie zawartość teczki, ale uznałem, że samochód nie jest najlepszym miejscem do jej sprawdzenia. Gdy tylko opuścił wnętrze mojego czarnego Volvo C70, ruszyłem z piskiem opon i pojechałem prosto do domu.
            Rzuciłem teczkę na stół i podszedłem do barku. Nalałem sobie szklaneczkę whisky i usiadłem na krześle. Zobaczymy, jak moja dziewczyna radziła sobie beze mnie. Zacząłem przeglądać zdjęcia, które zrobił prywatny detektyw. Viola z Camilą i Francescą, z Tomasem w Resto, z Pablo, z uczniami przed Studio, na koncercie Camili. Swoją drogą to bardzo kiepskie zdjęcie. W ogóle jej tam nie widzę, no ale pewnie ten, pożal się Boże, detektyw nie był w stanie przepchnąć się przez ten tłum rozhisteryzowanych fanów. Doprawdy nie wiem czemu się tak zachwycają tą całą Torres... Oglądałem kolejne zdjęcia i powoli zaczynałem się odprężać. Przejrzałem już chyba setkę fotek i na żadnym nie było Leona. To bardzo dobry znak. Widocznie moje przypuszczenia były błędne. To, co między nimi kiedyś było, nie ma teraz żadnego znaczenia. Teraz czas na raport. Ciekawe, co takiego opisał. Ponownie zajrzałem do teczki. Moją uwagę przykuła bordowa koperta, której wcześniej nie zauważyłem. Szybko ją otworzyłem. Na stół wysypały się nowe zdjęcia. Violetta jeździ na motorze? Patrzyłem zdziwiony na fotografie. Zaczęło się we mnie gotować. Jeździ... I to z kim! Drżącymi z gniewu rękami zacząłem przerzucać kolejne zdjęcia, aż w końcu trafiłem na ich pocałunek. Z furią chwyciłem za szklankę i duszkiem wypiłem znajdujący się w niej alkohol. Jak ona śmiała, tak ze mnie zadrwić? Już się nie mogę doczekać jej tłumaczenia. Oby było naprawdę dobre, bo inaczej nie wiem, co jej zrobię. Jeszcze raz popatrzyłem na zdjęcie. Miałem ochotę je podpalić, ale nie mogłem. Jeszcze nie teraz. Rzuciłem pustą szklankę o ścianę. Patrzyłem, jak rozbija się w drobny mak i wyobrażałem sobie, że to głowa Verdasa. Chwyciłem za telefon i wybrałem jej numer.
 -Tak?
 -Gdzie jesteś?
 -W Studio.
 -Zabieraj się, zaraz tam będę.
 -Nie mogę, mam zajęcia.
 -Nic mnie to nie obchodzi! -warknąłem i nie czekając na jej odpowiedź, rozłączyłem się.
            Wpadłem do szkoły i od razu ją zauważyłem. Stała ze skrzyżowanymi na piersi rękami i patrzyła na mnie z dezaprobatą.
 -Violetta! –uśmiechnąłem się ironicznie. –A gdzie nasz kochany Leon? W końcu też tutaj pracuje.
Usłyszałem, jak głośno wciąga powietrze.
 -Diego, wytłumaczę ci...
 -No ja myślę.
Chwyciłem ją za ramię i wywlokłem ze Studio. Kiedy jechaliśmy w stronę jej mieszkania, zaczęła się tłumaczyć.
 -Nie chciałam ci mówić, bo wiedziałam, że się wściekniesz... –starała się mówić spokojnie. ‑...i zabronisz mi tam pracować.
 -I według ciebie, nie powinienem mieć powodów do zazdrości?
 -No nie...
 -Nie?
Zatrzymałem się gwałtownie na poboczu.
 -To może mi TO wytłumaczysz?
Rzuciłem jej na kolana zdjęcie, na którym całuje się z Leonem. Pobladła.
 -Skąd to masz? –spytała drżącym głosem.
 -Czy to ważne? Dlaczego to zrobiłaś?! –krzyczałem.
Chwyciłem jej podbródek i siłą zmusiłem do popatrzenia na mnie. Miała łzy w oczach. Naprawdę myśli, że mnie to wzruszy?
 -Pytałem o coś. –powiedziałem przez zęby.
 -Bo go kocham i nigdy nie powinnam zostawiać.
Uderzyłem ją w twarz. Powiedziała mi prosto w oczy, że go kocha. Myślałem, że ją zabiję. Albo jego... Nie obchodzi mnie to, że może byłaby z nim szczęśliwa. Nie dopuszczę do tego, żeby się zeszli. Zauważyłem, że strach w jej oczach zmienił się w nienawiść. Odwróciła się i chciała wyjść z samochodu, ale zablokowałem drzwi.
 -Jeśli myślisz, że uda ci się, tak po prostu stąd wyjść, to się grubo mylisz. –syknąłem.
 -Puść mnie! Czego jeszcze chcesz? Z nami koniec!
Prychnąłem. Koniec? Jaki koniec? Nie pozwolę jej być z kimś innym.
 -Myślisz, że będzie cię chciał po tym, co mu zrobiłaś? –wyśmiałem ją.
 -Nie twój interes.
 -Właśnie, że mój!
Zaczęliśmy się szarpać. Próbowała odblokować drzwi, ale jej to udaremniałem. Gorączkowo zaczęła szukać czegoś w torebce. Poczułem nagle lekką mgiełkę na twarzy, a potem okropne pieczenie w oczach. Byłem zdezorientowany, nie wiedziałem, co się stało. Przecierałem oczy, żeby pozbyć się uciążliwego pieczenia, ale nie pomagało, wręcz przeciwnie, było jeszcze gorzej. Zaczęły mi lecieć łzy i miałem problemy z oddychaniem. Skóra też mnie niemiłosiernie piekła, jakby ktoś przykładał mi do niej iskry. Violetta wykorzystała sytuację i szybko odblokowała drzwi. Usłyszałem głośne trzaśnięcie. Krople deszczu zaczęły uderzać o dach samochodu. Zakląłem pod nosem. Nie zostawię tak tego. Cholera, ale piecze!

sobota, 18 stycznia 2014

35

Tomas

            Odbierz, odbierz, odbierz... Już chyba czwarty raz wita mnie poczta głosowa. W przypływie gniewu rzuciłem telefonem w sofę. Patrzyłem jak odbija się od oparcia i z hukiem ląduje w częściach na podłodze. Szybko do niego podbiegłem i zacząłem składać. Usiadłem na sofie i kolejny raz wybrałem ten sam numer.
 -Słucham?
O mało się nie roześmiałem, słysząc jego głos.
 -No nareszcie! Dlaczego nie obierasz?
 -Byłem zajęty...
 -Ciekawe czym?
 -Chcesz coś?
 -Jesteś u siebie? Będę za jakieś pół godziny.
 -Ale...
 -Przyniosę Quilmes.
Zawahał się.
 -Cristal czy Bock?
 -Bock.
 -Czekam.
            Musiałem się po prostu komuś wygadać. Kompletnie nie wiedziałem, co robić i chciałem, żeby ktoś mi powiedział. Wiem, że to tak nie działa, bo przecież to moje życie i to ja podejmuję decyzje, i dokonuję wyborów, ale potrzebowałem rady. Odkąd powiedziałem Francesce, że ją kocham, zaczęła trzymać mnie na dystans. Niby jest ok., uśmiecha się jak kiedyś i prowadzi ze mną niezobowiązujące rozmowy, ale trzyma się z daleka. Zauważyłem, że unika fizycznego kontaktu. Tymczasem ja chciałbym ją wziąć w ramiona i całować po tej włoskiej twarzyczce. Chciałbym, żeby została moją żoną. Wyobraźnia podsyłała mi obrazki, na których budujemy wspólnie nasz dom, jesteśmy w ogrodzie i patrzymy na nasze dzieci, które pluskają się w niedużym basenie, czy też siedzimy przy kominku, jako starcy i przyglądamy się sobie z tą samą miłością, ciągle widoczną w naszych oczach. Tak bardzo pragnąłem stabilizacji, poważnego związku, rodziny. I chciałem tego wszystkiego z Fran. Tylko nie mam pojęcia, jak ją przekonać, że to, co do niej czuję jest prawdziwe.
            Opowiedziałem wszystko Leonowi. Słuchał mnie uważnie i co jakiś czas popijał piwo.
 -Ona się boi, Tomas.
 -Boi? Niby czego?
 -Już raz była zaręczona. –przypomniał mi. –Z tobą już też była i trochę wam nie wyszło.
Miał rację. Nie może mnie to dziwić, że nie chce się za bardzo angażować, tym bardziej, gdy nie jest pewna moich uczuć. Żebym tylko znalazł sposób, żeby jej pokazać, jak bardzo mi na niej zależy... Podparłem głowę rękoma i zacząłem wpatrywać się w dywan. Muszę coś wymyślić. W końcu od tego zależy moje szczęście.
 -Zrób to, co umiesz najlepiej. –powiedział nagle Leon. –Napisz dla niej piosenkę.
Piosenka! Czemu wcześniej na to nie wpadłem. Uśmiechnąłem się szeroko do Leona. Czyż on nie jest genialny?
 -Stary dzięki! To wspaniały pomysł.
Leon pokiwał głową i zrobił minę pod tytułem „ja zawsze mam świetne pomysły”.
 -Normalnie kocham cię! –już miałem mu się rzucić na szyję, ale powstrzymał mnie ręką.
 -Tylko bez takich. –uśmiechnął się i dopił piwo.
            Szybko pobiegłem do domu i zabrałem się do pisania. Przelewałem na papier wszystkie moje uczucia. Nie było to trudne. Słowa, które chciałem powiedzieć, układały się w sensowną całość. Mam nadzieję, że jej się spodoba i w końcu wpuści mnie do swojego serca. Chciałem, żeby wiedziała, że do nikogo innego nie czułem tak wielkiej miłości, że jest sensem mojego życia.
 -Co to robisz? –spytała Agus, zaglądając mi przez ramię.
 -Piszę piosenkę dla Fran.
 -Pokaż.
Wyrwała mi kartki, zanim zaprotestowałem. Czytała w skupieniu tekst, co jakiś czas marszcząc brwi. Patrzyłem na nią niepewnie. Było mi trochę głupio, że młodsza kuzynka czyta moje wyznanie miłosne... Wsadziłem ręce do tylnych kieszeni i czekałem, aż coś powie. Niby nie powinno mnie to obchodzić, bo każde słowo, które napisałem, płynęło z głębi mojego serca, ale z jakiegoś powodu chciałem, żeby jej się podobało. W sumie chyba wszystkie kobiety są podobne. Lecą na takie rzeczy, więc jeśli jednej się spodoba, drugiej zapewne też. Francesca ma raczej romantyczną duszę, więc powinna się zachwycić. Uparcie wmawiałem sobie, że właśnie tak będzie. Nie chciałem dopuścić do siebie innej myśli. Chyba bym umarł, gdyby mi powiedziała, że nie chce mnie w swoim życiu. Nie mogę zapomnieć, jej powiedzieć, że bez względu na uczucia, które do niej żywię, chcę żebyśmy byli przyjaciółmi.
 -Świetna. Masz już melodię? –spytała.
Wypuściłem głośno powietrze. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że je wstrzymuję.
 -Jeszcze nie.
 -Trzymaj. –oddała mi kartki. –Idę po gitarę.
Pomogła mi ułożyć melodię. Teraz nie zostało mi nic innego, jak zaśpiewać ją jutro Fran.
 -Będzie super. –Agus poklepała mnie po plecach.
Taką mam nadzieję.
            Wszystkie miejsca w RestoBand były zajęte. Wziąłem gitarę i powoli wszedłem na scenę. Usiadłem na krzesełku i rozejrzałem się po sali. Oprócz klientów baru byli tutaj wszyscy moi przyjaciele. Widziałem, jak Violetta posyła mi zachęcający uśmiech, Leona, który uniósł kciuk do góry na znak, że będzie ok., Agus trzymającą mocno kciuki. Byli też Gabriel i Camila. Przeniosłem wzrok na najważniejszą osobę w moim życiu. Zbierała właśnie zamówienie. Odetchnąłem głęboko i chwyciłem mikrofon.
 -Proszę państwa...
Pisk, który się wydobył przy tych słowach ogłuszył wszystkich, aż się skrzywili. Świetnie się zaczyna. Kątem oka dostrzegłem Lucę, który zaczął coś majstrować przy kablach. Po chwili skinął głową, że wszystko jest już w porządku. Zacząłem jeszcze raz.
 -Proszę państwa. –tym razem mikrofon działał bez zarzutu. –Chciałem zadedykować tę piosenkę osobie, która jest dla mnie niesamowicie ważna. Mam nadzieję, że dzięki niej zrozumie jak bardzo. Francesca... To dla ciebie.
Powoli odwróciła się w moją stronę. Popatrzyłem jej prosto w oczy i zacząłem grać.

Oto nowy ja,
Odkąd zjawiłaś się
Nie ma mnie bez Ciebie,
Znalazłem życia sens.
Oto nowy ja,
Wpatrzony w Twoje sny,
Gdy oddychasz lekko,
Po prostu chcę tu być.

To najśliniejsza więź,
Na zawsze łączy już,
Kto nie zaznał jej,
Nie zrozumie tego piękna.
Nie kochałem nigdy tak,
Nie kochałem tak, jak Ciebie,
Bo jesteś częścią mnie, wiem.
Nie kochałem nigdy tak,
Nie kochałem tak jak Ciebie,
Ty jesteś lepszą częścią mnie.

            Usłyszałem głośne brawa i okrzyki zachwytu, ale nie spuszczałem wzroku z Francesci. Stała przez chwilę nieruchomo, a potem powoli zaczęła wchodzić na scenę. Wstałem i odstawiłem na bok gitarę. Serce tłukło mi się niemiłosiernie i zaschło mi w gardle. Chciałem wiedzieć, co ma mi do powiedzenia, ale się tego bałem. Stanęła przede mną z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Poczułem, że cały lokal wstrzymał oddech razem ze mną. Wszyscy czekali. A ja najbardziej. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością, uśmiechnęła się do mnie promiennie i rzuciła na szyję.
 -Dziękuję. –zapiszczała mi do ucha. –To było niesamowite.
Przytuliłem ją mocno, a potem odchyliłem się, żeby ją pocałować. Nie opierała się. Objęła moją twarz i oddała pocałunek.

piątek, 10 stycznia 2014

34.


Leon

            Unikam jej. Unikam od pocałunku, tak długo wyczekiwanego przeze mnie. Zamknąłem na chwilę oczy i przywołałem tamten obraz. Jej zapach, dotyk ciepłych warg, smak... Wszystko wróciło niczym bumerang i było tak wyraźne, że aż zadrżałem. To było coś wyjątkowego. Coś jak nakarmienie głodnego. A przecież głodowałem całe siedem lat. Wystarczająco długo, żeby zakochać się z wzajemnością w kimś odpowiednim. Odpowiednim? Co to w ogóle znaczy odpowiedni? Może jestem kretynem... Beznadziejnie zakochanym kretynem, ale dla mnie odpowiedni oznaczać może tylko jedno –Violettę. To ona jest wszystkim tym, czego potrzebuję i wszystkim tym, czego nie mogę mieć. Przycisnąłem palcami powieki. Ależ to wszystko pokręcone. Chciałbym wierzyć, że Violetta dalej darzy mnie uczuciem. Nie... W sumie to nie tak. Ona na pewno coś do mnie czuje. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Tylko oddałbym wszystko, żeby to była miłość, a nie litość... Biorąc pod uwagę okoliczności pocałunku (w końcu śpiewałem tkliwą piosenkę...), jej wyrzuty sumienia, bo niewątpliwie męczy się z tym, że mnie skrzywdziła (w końcu ma dobre serce...) i to, że ciągle pozostaje w związku z tym... (zacisnąłem pięści...) z Diego, skłaniałbym się ku litości. A jeżeli to wszystko, co może mi zaoferować, to szczerze wolę, żeby łamali mnie kołem, albo posadzili na krześle inkwizytorskim.
            Westchnąłem. Cały ten pocałunek w ogóle nie powinien się wydarzyć. Może i był, jak spełnienie moich najskrytszych marzeń, ale równocześnie był tak bardzo nieodpowiedni i zwyczajnie zły, bo przecież nie jest wolna. Sam nie wiem dlaczego jej na to pozwoliłem. To chyba przez te wszystkie emocje, które wywołała w nas piosenka. Całe szczęście, że ktoś nam przeszkodził, bo obawiam się, że na pocałunku by się nie skończyło. Bóg mi świadkiem, że chciałem ją wtedy porwać... Wywieźć gdzieś na bezludną wyspę, zamknąć w ramionach i nigdy nie wypuszczać. Z braku innego wyboru, musiałaby mnie pokochać i żylibyśmy szczęśliwie z gromadką małych Robinsonków. Nic takiego się jednak nie wydarzy, choćbym nie wiem, jak chciał. Cały czas muszę się przywoływać do porządku i walczyć z tym uczuciem. Nie mogę jej kochać... Nie mogę... Nie mogę! Uderzyłem pięścią w stół. Jak będę tak dalej rozmyślał, to chyba zwariuję. Muszę się przewietrzyć...
            W powietrzu unosiła się adrenalina. Rozejrzałem się dookoła i odetchnąłem głęboko. Tor to jedyne miejsce, gdzie udaje mi się oczyścić umysł z natrętnych myśli. Poczułem, że ktoś obejmuje mnie od tyłu. Uśmiechnąłem się. Ona też mi bardzo pomaga.
 -Cześć. –obróciłem się do Lary i pocałowałem ją w policzek.
 -Wiesz, że jesteś najwspanialszym facetem pod słońcem? Jesteś taki mądry, przystojny, dobrze zbudowany...
Spojrzałem na nią z rozbawieniem.
 -Coś nabroiła?
Jęknęła przeciągle i odsunęła się ode mnie na bezpieczną odległość. Spięła wszystkie mięśnie, gotując się do ucieczki.
 -Nie zdążyłam naprawić ci motoru. Nie pojeździsz dziś.
Otworzyłem usta, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, bo rzuciła się do ucieczki. Zacząłem się śmiać i pobiegłem za nią. Jak na tak drobną osóbkę, jest bardzo szybka. Ledwo udało mi się ją dogonić, zanim zdążyła wbiec do budynku i zamknąć się w łazience. Chwyciłem ją w ramiona i spojrzałem na nią gniewnie.
 -Czeka cię sroga kara. –starałem się, by mój głos brzmiał złowrogo.
 -Ale...
 -Nie ma żadnego ale! –zacząłem ją łaskotać, aż zgięła się w pół, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
 -Ty głupku! –uderzyła mnie w ramię –Motor jest gotowy.
 -Przecież mówiłaś...
-Kłamałam! Chciałam, żebyś trochę pobiegał, bo zauważyłam, że brzuszek zaczyna ci się zaokrąglać. –uniosła jedną brew.
-Że co proszę? –podniosłem koszulkę wskazując na mięśnie brzucha. –Wszyscy mi zazdroszczą tego kaloryfera. Proszę, dotknij. Zobacz jakie mam twarde mięśnie.
 -Kaloryfer? Gdzie? Ja tu widzę bojler! –roześmiała się jeszcze głośniej.
 -Już ja ci pokażę!
 -Cześć...
Zamarłem słysząc jej głos. Powoli odwróciłem się i spojrzałem ze zdziwieniem na Violettę. Co ona tutaj robi? Przeniosłem wzrok na Larę. Podparła się rękami pod boki i szeroko uśmiechała do niej. Zmrużyłem oczy... Moja przyjaciółka coś kombinuje...
 -Nie chciałam przeszkadzać. –Violetta spuściła wzrok i nerwowo założyła włosy za ucho.
 -Nie przeszkadzasz! –wykrzyknęła Lara. –Właśnie mnie uratowałaś przed gniewem Leona.
Pokazała mi język, a potem szybko weszła do budynku, zostawiając mnie samego z Violettą. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Przysiągłem sobie, że następnym razem przerzucę ją przez kolano i spiorę. Spojrzałem na Violettę. Rozglądała się niepewnie po torze. Była skrępowana. W sumie to dawno nie byliśmy ze sobą sam na sam. Już ja się postarałem, żeby do tego nie dopuścić. Ciągle był z nami albo Gabe, albo Pablo, a kiedy zdarzało się tak, że wchodziła do pomieszczenia, w którym siedziałem sam, zawsze wymyślałem jakąś wymówkę, byle tylko jak najszybciej wyjść. Teraz niestety ta sztuczka się nie uda. Byłoby niegrzecznie zostawić ją w miejscu, którego nie zna. W ogóle jakoś mi tutaj nie pasowała w tej niebieskiej bluzce, czarnych spodniach w kwiecisty wzór i butach w kolorze indygo, na dość wysokim obcasie.
 -Wszystko w porządku? –spytałem, podchodząc do niej.
 -Tak, tak. –uśmiechnęła się ślicznie.
 -Więc co tu robisz?
            Gapiłem się na nią z otwartymi ustami. Przyszła, bo chciała nauczyć się jeździć na motorze. Próbowałem wybić jej ten pomysł z głowy. Mówiłem, że motocross to hałas, brud, piach i niebezpieczeństwo, ale uparła się, że chce spróbować.
 -Przecież nie będę wykonywała jakichś trików. Chciałabym tylko się przejechać kawałek... Zobaczyć jak to jest. Kupiłam sobie nawet kask.
Zaśmiałem się, kiedy wyciągnęła go zza pleców i mi pokazała. Był różowy. No cóż, będzie pasował do rękawiczek, które po chwili wygrzebała z torby. Popatrzyłem na nią z czułością. Gdyby mnie kochała, pomyślałbym, że chce w ten sposób się do mnie zbliżyć, poznać moją drugą pasję i kto wie, może też by jej się to spodobało?
 -Dobrze. –westchnąłem. –Ale nie w tych butach!
 -A co z nimi nie tak? –spojrzała najpierw na nie, a potem na mnie.
Posłałem jej dezaprobujące spojrzenie i w końcu przyznała mi rację. Całe szczęście, że Lara też jeździ i zgodziła się pożyczyć Violi swoje buty.
            Zabrałem ją w ustronne miejsce, gdzie bez przeszkód mogliśmy zacząć naukę. Wybrałem dla niej motor o mniejszej pojemności, żeby mogła nad nim zapanować. Pokazałem gdzie jest sprzęgło, hamulec i biegi. Słuchała mnie z uwagą, wszystko sobie po ciuchu powtarzając. Uśmiechnąłem się.
 -Najczęściej jeździ się stojąc. Trzymasz wtedy lekko kierownicę, pochylasz się trochę do dołu i kolanami ściskasz motocykl. –pokazałem jej o co mi chodzi.
Nie bez obawy usiadła na motorze i spróbowała przyjąć prawidłową postawę. Poprawiłem jej stopy tak, żeby znajdowały się na środku stopki. Objąłem ją w talii i lekko przesunąłem.
 -Ciężar ciała powinien być rozłożony na środku maszyny. Pochyl lekko tułów i głowę do przodu. O właśnie tak. Sprzęgłem i hamulcem operujesz jednym, albo dwoma palcami. Jak ci wygodniej.
Pokiwała lekko głową. Później wytłumaczyłem jej, jak ruszać, zmieniać biegi i hamować.
            Gdy przejechała pierwsze pięć metrów, strach malujący się w jej oczach, zamienił się w ekscytację. Serce radośnie mi podskoczyło na myśl, że zachwyciła ją moja pasja. Byłem z niej bardzo dumny. Nawet jeżeli coś jej nie wychodziło, nie poddawała się i uparcie ćwiczyła dalej. Za każdym razem, kiedy ją pochwaliłem, piszczała jak mała dziewczynka i klaskała z zadowoleniem w ręce. Byłem oczarowany jej radością. Dobrze pamiętałem swoje początki i to, ile przyjemności sprawiała mi jazda po torze. Cieszyłem się, że ona czuje to samo. To wszystko zbliża nas w jakiś sposób do siebie i może... Usłyszałem dźwięk telefonu i zacząłem grzebać w jej torebce. Wiem, że to nie ładnie, ale mogło to być coś ważnego, a ona była zajęta jazdą. Gdy w końcu popatrzyłem na wyświetlacz, poczułem ukłucie w sercu. To było jak kubeł zimnej wody. Tak idioto, wyobrażasz sobie w swojej chorej główce, jakieś obrazki z Violettą w roli głównej, zapominając, że jest już zajęta. Potrząsnąłem głową, żeby odpędzić myśli. Spojrzałem w kierunku Violetty i przywołałem ją ręką. Podjechała do mnie dość szybko i ostro zahamowała wzbijając tumany kurzu. Wyrzuciła do góry ręce w geście zwycięstwa i zachichotała.
 -Leon, to jest... –szukała odpowiedniego słowa. –Genialne!
Uśmiechnąłem się krzywo.
 -Diego dzwonił. –podałem jej telefon.
Wzięła go ode mnie i wrzuciła z powrotem do torebki. Założyłem ręce na piersi i spojrzałem na nią spode łba.
 -Nie oddzwonisz?
 -Później. –wzruszyła ramionami. –Pokaż mi, jak jeździsz!
Uśmiechnąłem się i dałem jej pokaz moich możliwości.
            Zatrzymałem się przy niej i nachyliłem tak, żeby spojrzeć jej w oczy, ukryte pod kaskiem.
 -I jak?
 -Cudownie!
Chwyciła mnie lekko za ramię. W jej oczach zauważyłem wesołe błyski. Wspięła się na palce i chyba chciała mnie pocałować (a przynajmniej mam taką cichą nadzieję), ale zapomniała o tym, że oboje mamy założone kaski, co skutkowało tym, że uderzyła swoim w mój. Zaśmiałem się, kiedy pokręciła głową oszołomiona. Zdjąłem swój kask i spojrzałem na nią. Zrobiła to samo, uwalniając kaskadę włosów i rozciągnęła usta w radosnym uśmiechu.
-Chyba wystarczy na dzisiaj. –powiedziałem schodząc z motocyklu.
 -Będę mogła jeszcze przyjść?
 -Pewnie. Jeśli tylko masz ochotę.
 -Dziękuję! –rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Taką Violettę chciałbym oglądać codziennie. No i nie obraziłbym się, gdyby każdego dnia lądowała w moich ramionach.
 -Chodź, może Lara zrobi nam herbatę, jeśli grzecznie poproszę.
Objąłem ją ramieniem i poprowadziłem w stronę budynku.

sobota, 4 stycznia 2014

33.

Gabriel

            Otworzyłem drzwi i uśmiechnąłem się szeroko. Nie spodziewałem się, że dzisiaj przyjdzie, ale jej widok bardzo mnie ucieszył. W ogóle ostatnio często gości w moich myślach. Zaszyła się gdzieś w zakamarkach mojego umysłu i co jakiś czas wyłazi, żeby dać o sobie znać. Jestem na siebie na maksa wkurzony, bo pozwalam jej zakorzeniać się w moim świecie, a nie chcę jej zranić. Nie chcę jej łez. Nie chcę jej bezsilności. Nie chcę jej złamać serca. A na pewno to zrobię. Tak, jestem pieprzonym egoistą i tylko ze względu na własną przyjemność, nie urwałem z nią kontaktu, chociaż powinienem. Powinienem to zrobić po tym, jak mi powiedziała, że się zakochała. Przecież nie mogę jej dać tego, czego oczekuje i dobrze o tym wie. Ubzdurała sobie, że zostanę jej mężem i myśli, że jej się to uda. Niedoczekanie. Jednak to wszystko nie zmienia faktu, że lubię z nią przebywać. Lubię kiedy jest blisko mnie. I to też zaczyna mnie powoli irytować. Za dużo jej w moim życiu, ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że cholernie mnie to kręci.
 -Pan Gabriel Fernandez? –spytała zalotnie.
 -Tak, w czym mogę pani służyć? –zacząłem grać w jej grę.
 -Zamawiał pan kiedyś prywatny koncert.
Zaśmiałem się. Minęło już sporo czasu od tamtego telefonu. Nie myślałem, że będzie to jeszcze pamiętać. Spojrzałem na nią. Jej uśmiech stał się szeroki i promienny. Zaprosiłem ją do środka i usiadłem wygodnie na kanapie.
            Nie przypominam sobie, żeby ktoś śpiewał specjalnie dla mnie. No może poza mamą, która co noc nuciła mi do snu kołysanki. Obserwowałem, jak Camila podłącza do gniazdka boombox, który przyniosła ze sobą. Z różowego opakowania wyciągnęła jakąś płytę, którą włączyła. Gdy popłynęły z niej pierwsze dźwięki, odwróciła się do mnie i zaczęła śpiewać.

Te has pasado el tiempo,
sin darte cuenta,
que tines a mis ojos quemándote.
Que tienes a mi boca,
esperando alerta.
Y toda esta locura besándote.

Yo te doy la llave de mis caderas,
para que tu entres sin preguntar,
para que te ahogues,
entre mis piernas,
poder atraparte,
y que no puedas escapar.

            Przyglądam się temu całemu przedstawieniu i nie mogę wyjść z podziwu. Niewątpliwie jest ucieleśnieniem wszystkich męskich fantazji. Moich na pewno. Skrzywiłem się na samą myśl, że ktoś inny również może jej pragnąć. Robiło mi się niedobrze, gdy wyobraziłem sobie, że ktoś inny ją dotyka... Nagle zamilkła. Przestała śpiewać. Lekko przechyliła głowę i spojrzała na mnie pytająco.
 -Nie podoba ci się?
 -Czemu miałoby mi się nie podobać? –spytałem.
 -Skrzywiłeś się w pewnym momencie.
Obserwowała mnie bacznie przez cały czas, a ja myślałem, że wczuła się w piosenkę tak bardzo, że rzeczywistość, która ją otaczała, przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Rozsiadłem się wygodniej na kanapie i popatrzyłem w okno. Co mam jej powiedzieć? Prawdę...
 -Myślałem o tym, że ktoś inny też może cię pragnąć. –przeniosłem wzrok na jej twarz. –I nie spodobało mi się to.
 -Też? To znaczy, że mnie pragniesz? –zauważyłem figlarny błysk w jej oku.
Wywróciłem oczami. Odkąd tutaj weszła rozbieram ją wzrokiem i cudem powstrzymuję się przed ślinieniem, żeby zachować jakieś resztki godności, a ona zadaje mi takie pytania. Chyba oszaleję...
 -Oczywiście, że cię pragnę. –odparłem prosto. –Przecież jestem facetem z krwi i kości. Jak mógłbym cię nie pożądać?
            Wydawało mi się, że czas nagle zwolnił. Camila powoli podeszła i usiadła na mnie okrakiem. Objęła mnie za szyję i lekko przygryzła moją dolną wargę. Wstrzymałem oddech.
 -To mnie weź... –szepnęła i gwałtownie wpiła się w moje usta.
Całowała mnie zachłannie. Zanurzyłem place w jej rudych włosach i przyciągnąłem jeszcze bliżej, o ile to było w ogóle możliwe. Miała usta stworzone do całowania. Poczułem miły skurcz w lędźwiach. Niecierpliwymi rękami zaczęła mi ściągać koszulę.
 -Może powinniśmy przejść do sypialny... –powiedziałem urywanym głosem, kiedy oderwała się na chwilę od moich ust, żeby całować linię mojej żuchwy.
 -Nie. Chcę tu. Teraz. –mówiła między pocałunkami.
Zakręciło mi się w głowie. Żadna kobieta tak na mnie nie działała. Byłem nią po prostu odurzony. Mruczała z rozkoszy, kiedy dotykałem jej nagiego ciała. Nie mogłem sobie tego lepiej wymarzyć. Było pożądliwie, bez opamiętania. Zatraciłem się w tej chwili. To niesamowite, jak jej ciało pasowało do mojego. Poczułem się spełniony i szczęśliwy. Objąłem ją mocno i poczułem jak lekko drży. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem.
 -To było... –zaczęła wtulając się w moją klatkę piersiową.
 -Tak, wiem. Wspaniałe.
Poczułem jak się uśmiecha.
            Obudziłem się rano i pierwszym, co zobaczyłem była jej twarz, przysłonięta przez niesforne rude włosy. Starając się jej nie obudzić, delikatnie je odgarnąłem. Wsłuchiwałem się w jej miarowy oddech i myślałem, że nie potrzebuję już niczego więcej... Donde ira? To czyste szaleństwo. Obrałem bardzo zły kierunek i koniecznie muszę z niego zawrócić. Miałem się właśnie podnosić, kiedy Camila się przebudziła. Posłała mi czarujący uśmiech, a moje serce zamarło.
 -Gabe? –powiedziała zachrypniętym głosem.
 -Hmm?
Przytuliła się do mnie mocno. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, nic nie mówiąc. Zacząłem bawić się jej włosami. Nigdy nie potrzebowałem takiego rodzaju czułości. Z żadną inną kobietą nie przytulałem się po seksie. Gabe, ogarnij się. Nie mogę... No cholera nie mogę, kiedy patrzy na mnie tymi  ciemnymi oczami i słodko się szczerzy.
 -Kocham cię. –musnęła mnie lekko ustami.
 -Ja ciebie...
Zamarłem. Przed chwilą prawie jej powiedziałem, że też ją kocham. Wzdrygnąłem się. Chyba zgłupiałem do reszty. To całe pożądanie wypaliło mi do reszty szare komórki. Camila szturchnęła mnie łokciem. Spojrzałem na nią nieprzytomnie. No tak... wypadałoby dokończyć zaczęte zdanie.
 -Ja ciebie na hot-dogi zabrać teraz muszę.
Taa... Mistrz Yoda byłby ze mnie dumny... Ale co jej miałem powiedzieć? Zaniosła się śmiechem. Przeturlała się na mnie i wycisnęła na moich ustach głośny pocałunek.
 -To chodźmy.
            Jakoś nie miałem apetytu. Nie opuszczało mnie wrażenie, że coś zaczyna się wymykać spod mojej kontroli i nie mam za bardzo na to wpływu. Patrzyłem na nią i chciało  mi się wyć. Poruszyła we mnie tę cząstkę, która była bardzo dokładnie zamieciona pod dywan pożądania. Powinienem przystopować. Przestać się z nią spotykać. Zrobić sobie od niej detoks. Powinienem, ale czy właśnie tego chciałem?