Violetta
Stanęłam
na palcach i wyciągnęłam szyję, żeby mieć lepszy widok na tłum, który zmierzał
do wyjścia. Zaczęłam rozglądać się po twarzach przepychających się ludzi. Nigdzie
go nie widzę. Mieliśmy wszyscy iść po koncercie do pubu, a on gdzieś
zniknął. Próbowałam do niego dzwonić, ale nie odbierał telefonu. Zmartwiłam
się. Potarłam ramiona, które jeszcze nie tak dawno obejmował. Przypomniałam
sobie, jak kołysał mnie delikatnie w rytm muzyki. Czułam się jak krucha rzecz,
którą z całych sił chce obronić przed rozbiciem, bo jest dla niego czymś
ważnym. Jest zupełnie inny niż Diego. Przy nim czuję się bezpieczna.
-Wyszedł
wcześniej.
-Dokąd?
–spojrzałam na Gabriela, który stanął przy mnie.
-Nie mam pojęcia.
Powiedział, że musi coś przemyśleć i kazał przeprosić Camilę.
-Ode mnie też ją
przeproś.
Nie czekałam na odpowiedź. Zaczęłam przeciskać się przez
tłum, kierując się ku wyjściu. Musiałam z nim porozmawiać.
Dobijałam
się do drzwi jego domu przez pół godziny. Światła były pogaszone, ale miałam
nadzieję, że za chwilę jakieś się zaświecą i usłyszę dźwięk, przekręcanego w
zamku klucza. W końcu dałam za wygraną. Chyba go nie ma... Zaczęłam
się zastanawiać, gdzie mogłabym go znaleźć. Powiedział Gabrielowi, że musi
sobie coś przemyśleć... Najlepsze miejsce do przemyśleń? Park! Możliwe,
że siedzi na naszej ławce. Szybko tam pobiegłam tylko po to, żeby przeżyć
kolejne rozczarowanie. Ktoś siedział na naszym miejscu, ale nie był to on.
Westchnęłam... Chyba go dzisiaj nie znajdę. Z ciężkim sercem postanowiłam
wrócić do siebie.
Przechodząc
obok budynku Studio21, zauważyłam palące się światło w oknie.
Prawdopodobnie było to w sali muzycznej. Kto o tak późnej porze może tam
być? Ktoś próbuje okraść szkołę? W końcu jest tam dużo cennych
instrumentów. Przełknęłam głośno ślinę. Poszukałam w torebce gazu pieprzowego,
który noszę na wszelki przypadek. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się go użyć,
ale dzisiaj może być pierwszy raz. Cicho podeszłam do drzwi wejściowych. Zamek
nie był uszkodzony, ale przecież ktoś mógł wybić okno i potem otworzyć
drzwi od wewnątrz. Ścisnęłam mocniej puszkę, którą trzymałam cały czas w ręce.
Muszę być przygotowana. Wślizgnęłam się do Studio i starałam uspokoić.
Bałam się, że ktoś może usłyszeć, jak głośno bije mi serce. Nogi trzęsły mi się
jak galareta, ale powoli przesuwałam się w kierunku sali. Gdy byłam w połowie
korytarza usłyszałam pierwsze dźwięki. Przestałam oddychać. Zamknęłam oczy i
skupiłam się na odgłosach. Chciałam usłyszeć, jak najwięcej, żeby być lepiej
przygotowaną. Co to było?
Najpierw dotarły do mnie ciche dźwięki pianina.
Odetchnęłam z ulgą. Ktoś sobie po prostu grał. Nie mogłam zidentyfikować
głosu, ale z każdym krokiem był coraz bardziej wyraźny. No es posible... Drzwi były lekko uchylone.
Spojrzałam do środka, żeby upewnić się, że mój słuch nie spłatał mi figla i
zamarłam. Nie wydawało mi się...
Tracę moje niebo, moją ziemie, królestwo,
Panowanie nad najdroższym miejscem, które znam.
Płacę bezlitosną cenę, za pewność,
Że będziesz ze mną nawet gdy firmament zacznie pękać.
Leon siedział przy pianinie i cicho śpiewał. Poczułam, że
pod powiekami zbierają mi się łzy. Było w tym wszystkim tyle bólu...
W słońcu zachodu nasze cienie tworzą jeden,
Ale powoli w zmierzchu giną ich zarysy,
Zapada ciemność, pod wezbranym i nabrzmiałym niebem.
Podnoszę twarz ku niemu i w skupieniu,
Czekam na wyrok stojąc pod plutonem kropel.
Potem jak na kamieniu kładę głowę w Twoje dłonie,
Gilotyna gromu rozcina niebo na dwoje.
Na koniuszkach Twoich rzęs, kołyszą się łzy,
Slow motion, czas usiłuje się cofnąć.
Rozpętaliśmy żywioły, nie uciszą ich skowytu
Te dwa słowa, które straciły swą moc, bo
Zwątpiliśmy w nas, nie wiem, jak to mogło stać się,
Mówisz: nie tłumacz się, w oczy prawdzie patrz,
Kończy czas się, za chwilę się zacznie nasz
Ostatni deszcz, wraz z upadkiem gwiazd.
Podeszłam do niego i lekko
dotknęłam jego ramienia. Wzdrygnął się, a potem popatrzył na mnie
zaczerwienionymi oczami.
-Leon...
Uśmiechnął się smutno.
-Dawno nie
śpiewałem.
-Piękna
piosenka... –usiadłam obok niego.
-Napisałem ją w
tym samym dniu, kiedy mnie zostawiłaś. –popatrzył na kartki z nutami.
Spojrzałam na tytuł: „Koniec naszego świata”. Tak
bardzo go skrzywdziłam. Jak mogłam coś takiego zrobić? Nikt nigdy nie kochał
mnie tak bardzo, jak on, a ja go zostawiłam. Uświadomiłam sobie, że była to
najprawdopodobniej najgłupsza decyzja w moim życiu. Jestem pewna, że będę jej
żałować do końca mojego życia, które teraz wydawało mi się przerażająco puste.
Przed przyjazdem tutaj myślałam, że w pewnym stopniu się ustatkowałam
i naprawdę widziałam w Diego mojego przyszłego męża. Teraz ta myśl wydała
mi się absurdalna.
-To głupie, wiesz?
–wstał i podszedł do okna. –Powinienem być twardy. W sumie wydawało mi się, że
byłem... –spojrzał na mnie. -...ale kiedy przyjechałaś coś pękło.
Ból malujący się w jego oczach był nie do zniesienia.
Poczułam rosnącą w gardle gulę, która zaczęła mnie dławić. Oddałabym wszystko,
żeby ukoić jego cierpienie.
Nie wiem, jak to się stało, że znalazłam się tuż przed
nim. Nic nie mówił. Stał z założonymi na piersiach rękami i czekał.
Przejechałam dłonią po jego policzku, kciukiem obrysowałam usta. Nie cofnął
się. Patrzył intensywnie w moje oczy. Przybliżyłam jego twarz do mojej. Po
policzku zaczęła mi spływać łza.
Tym razem nie czekałam, aż znowu się odsunie. Pocałowałam
go. Wszystkie moje zmysły skupiły się na dotyku jego miękkich warg. Objął mnie
w talii i odwzajemnił pocałunek. Mocno się w niego wtuliłam. Poczułam
ciepło, które rozeszło się po całym moim ciele. Bałam się, że jeżeli się od
niego odsunę, chociaż na milimetr, ta chwila pryśnie niczym mydlana bańka.
-Nie powinniśmy...
–powiedział, kiedy przerwaliśmy, żeby złapać oddech.
-Wiem.
Znowu objęłam jego twarz i pocałowałam zaborczo. Nie
obchodziło mnie w tej chwili nic. Chciałam tylko być z nim. Całowałam jego
czoło, oczy, policzki, chcąc w ten sposób zabrać wszystkie jego zmartwienia.
Chciałam, żeby znowu był radosny.
Usłyszeliśmy
nagle jakiś hałas. Jakby ktoś potknął się o kosz na śmieci. Odsunęliśmy się od
siebie i spojrzeliśmy w stronę drzwi. Zadrżałam. Leon objął mnie mocno.
-Nie bój się.
–powiedział mi na ucho.
Wziął mnie za rękę i poszliśmy sprawdzić, co było źródłem
tego dźwięku. Na korytarzu zobaczyliśmy wywrócony kosz, wokół którego
porozrzucane były śmieci. Leon poprosił mnie, żebym weszła do sali i zamknęła
się od środka na klucz. On postanowił przeszukać szkołę. Nie chciałam go
zostawiać samego. Bałam się, że ktoś mógłby go skrzywdzić, ale uparł się i
prawie siłą wepchnął mnie do sali. Powiedział, że jeżeli nie będzie go za
dwadzieścia minut, mam zadzwonić na policję. Potem zniknął.
To było najdłuższe pół godziny
w moim życiu. Nerwowo kiwałam się w przód i tył trzymając w rękach telefon
komórkowy. Modliłam się, żeby wrócił cały i zdrowy. Gdy usłyszałam pukanie i
głos Leona, roześmiałam się głośno. Szybko otworzyłam drzwi i rzuciłam mu
się na szyję.
-Nikogo nie ma w
szkole. –powiedział. –Może to jakieś dzieciaki zobaczyły światło i chciały
sprawdzić, co się dzieje.
Zarumieniłam się. Piękny mieli widok, jeżeli dotarli do
sali muzycznej.
-Późno już.
Odprowadzę cię do domu. –uśmiechnął się do mnie czarująco.
Szliśmy w
milczeniu przez całą drogę. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć drugiemu.
Byłam pewna, że to co do niego czuję to nie tylko sentyment, który pozostał
z dawnych lat. To było coś więcej. Ale nie wiedziałam, czy on czuje to
samo. Może ten jego pocałunek był tylko chwilą słabości i tak naprawdę nie miał
dla niego głębszego znaczenia. Posmutniałam. Nie chciałam w to wierzyć. Nie
mogłam jednak zapomnieć, że ciągle jest z Larą i to ona jest dla niego
najważniejsza. Nie ja. Ta myśl była bardzo przykra.
-To już tutaj...
–wskazałam na budynek, w którym mieszkałam.
-Śpij dobrze.
–pochylił się i pocałował mnie w czubek głowy.
Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do mieszkania. Może
jednak to, co się między nami dzisiaj wydarzyło, nie było dla niego całkiem bez
znaczenia.