Francesca
Spojrzałam na nią zdziwiona.
Chyba nie zamierzała kupić tej sukienki? Doskonale wiedziałam, że chce go
uwieść, ale to, co miała na sobie było lekką przesadą. Ten kawałek szmaty
więcej odkrywał niż zakrywał, a do tego kosztował tyle, że musiałabym tyrać w Resto,
jak jakiś muł, żeby mnie było na niego stać. Gdy oznajmiłam to Camili, tylko
się roześmiała.
-Mówi się tyrać jak wół! –przyglądała się
sobie w lustrze. –Może masz rację... Lepiej, żeby nie odkrywać za dużo i
zostawić coś jego wyobraźni.
Jakoś nie mogło do mnie dotrzeć to, że moja przyjaciółka
postanowiła usidlić Gabriela i zaciągnąć go przed ołtarz. Za każdym razem,
kiedy opowiadała, jak to wyznawała mu swoje uczucia, czy też (o zgrozo!)
rzucała się na niego, jak jakaś wygłodniała lwica, myślałam, że stroi sobie ze
mnie i z Violetty żarty. Byłam szczerze przerażona faktem, że mówiła całkiem na
serio. Może jestem trochę staroświecka, ale uważam, że to mężczyzna powinien
walczyć o serce kobiety. To on powinien się starać ją zdobyć i powoli
w sobie rozkochiwać. Camila starała mi się wytłumaczyć, że teraz czasy się
zmieniły i kobiety nie powinny bać się stawiać pierwszego kroku. W końcu mamy
równouprawnienie.
-Rozumiesz Fran...
–mówiła, gdy szłyśmy do kolejnego sklepu. –kobiety takie jak my, piękne i
inteligentne, są dużym wyzwaniem dla facetów. Bo przecież dużo łatwiej im
poderwać jakąś głupiutką siksę na dyskotece. Nas się boją.
-Boją? –nie
rozumiałam.
-Tak, właśnie tak.
Boją się nas, bo nie dajemy sobą manipulować. Znamy swoją wartość i nie chcemy
wiązać się z byle kim. Obawiają się tego, że nie będziemy siedzieć cicho, jak
potulne kury domowe, tylko postawimy na swoim.
Westchnęłam...
Ja to chyba chciałabym być taką kurą domową. Nie chodzi mi w sumie o to,
żeby siedzieć cały czas w kuchni, na zmianę gotując i zmywając naczynia,
a jeżeli chciałybyśmy na chwilę zmienić otoczenie, to pozostaje przecież
jeszcze pranie, prasowanie i sprzątanie. To wcale nie tak. Po prostu marzy mi
się przytulne gniazdko rodzinne, do którego mąż będzie biegł po pracy z
uśmiechem, bo przecież czeka tam na niego kochająca żona i dzieciaki. Moja
przyjaciółka jest silną, niezależną kobietą. Lubi wyzwania. Ja chciałabym
kogoś, kto się mną zaopiekuje. Chciałam rodzinnego ciepła i ramion,
w których znajdę ukojenie. Tylko czy to jeszcze możliwe? Przez Marco zaczęłam
się bać miłości... Nie ufałam już mężczyznom. Każdy z nich mógł się okazać,
taki jak on. Wiem, że to krzywdzące dla wielu, że tak ich wpycham do jednego
worka z napisem „zdrajcy”, ale za nic na świecie, nie chciałabym znowu
przeżywać tego samego.
-A jak tam sprawy
z Tomasem?
-No dobrze.
-Doszło już do
czegoś między wami? –Camila spojrzała na mnie uważnie.
-Cami, jesteśmy
przyjaciółmi.
-Taa.. I dlatego
zaprasza cię na randki. –uśmiechnęła się szyderczo.
Sama nie bardzo wiedziałam, co o tym myśleć. Pare razy
gdzieś razem wyszliśmy, ale Tomas nigdy nie był nachalny. Nie próbował się do
mnie zbliżyć bardziej niż zwykle, więc te „randki” traktowałam jako
przyjacielskie wypady. Nie potrafiłam sobie wyobrazić nas razem. No dobrze...
Może potrafiłam, ale wtedy miałam siedemnaście lat i uczyłam się w Studio.
-Telefon ci
zawibrował. –moja przyjaciółka szturchnęła mnie w ramię. –Coś ty dzisiaj taka
zamyślona?
-A takie tam...
Nic ważnego. –spojrzałam na telefon. –Tomas mnie potrzebuje.
-To leć!
Stał
przed Resto i na mnie czekał. Widać było, że jest spięty. Szybko do
niego podeszłam i spytałam, co się stało. Okazało się, że nęka go Ana,
dziewczyna, z którą był kiedyś na randce. Podobno wielokrotnie jej tłumaczył,
że nie chce mieć z nią nic wspólnego, ale ona nie daje mu spokoju. Z tego, co
mi o niej opowiadał, stwierdziłam, że ma dość nietypowe zainteresowania. Może
mógłby się nimi od niej zarazić. Roześmiałam się, gdy sobie wyobraziłam Tomasa
wróżącego z kuli. Spojrzał na mnie pytająco, ale tylko machnęłam ręką.
Dobrze, że nie umiał czytać w moich myślach.
-Zrobisz to?
–spytał.
-No mogę udawać
twoją dziewczynę, ale idziesz jutro za mnie na zmywak.
Jęknął, ale się zgodził.
Zadowolona chwyciłam go za rękę i weszliśmy do baru, gdzie siedziała ta cała
Ana. Zdębiałam na chwilę. Była śliczna. Miała na sobie czarną suknię do ziemi.
Na ramiona zarzuciła fioletowy szal z frędzlami. Długie czarne włosy związała
w koński ogon. Poruszała się z gracją pumy. Nie wiem, jak Tomi mógł chcieć
się jej pozbyć. Ładnie by razem wyglądali. Dziewczyna zmarszczyła brwi i
gniewnie na mnie spojrzała. Chyba nie podobało jej się to, że trzymamy się
za ręce.
Jej ton był oskarżycielski. Przyznam, że zaczęłam się jej
bać. Miała w oczach coś dzikiego...
-A dzwoniłaś?
–udawał głupka. –Jakoś tak ostatnio chodzę z głową w chmurach. –spojrzał na
mnie prawie z miłością.
Przynajmniej tak bym pomyślała, gdybym nie wiedziała, że
łączy nas tylko przyjaźń.
-To jest Fran,
moja dziewczyna. –uśmiechnął się.
W jej oczach zauważyłam zaskoczenie.
-Dziewczyna.
Rozumiem. –wróciła do stolika, by zabrać torebkę i wyszła.
Chyba nam się udało. Mam tylko cichą nadzieję, że nie
będzie się na mnie teraz mścić... Nie chciałabym, żeby rzuciła na mnie jakąś
straszliwą klątwę.
Umówiłam
się z Tomasem na ławce przed Studio21. Powiedział, że musimy
porozmawiać. Spóźniał się już jakiś czas, ale wiedziałam, że przyjdzie. Z nudów
zaczęłam obserwować wiewiórkę, która przeskakiwała z gałęzi na gałąź, trzymając
coś w pyszczku. Z początku myślałam, że to orzeszek, ale gdy chwyciła
rzecz w łapki, uświadomiłam sobie, że to kawałek kory. Jej ruda kita skojarzyła
mi się z włosami Camili. Swoją drogą, ciekawe jak jej idzie z Gabrielem. Miała mu
zrobić wieczorem niespodziankę...
-Przepraszam, że
się spóźniłem.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że trzyma w rękach na wpół
roztopione lody.
-Była długa
kolejka. Proszę. –podał mi wafelek z trzema kulkami lodów.
Kiwi, wanilia i czekolada. Byłam zdumiona, że wie
jakie smaki lubię. Nie przypominałam sobie, żebyśmy kiedykolwiek o tym gadali.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, a potem Tomas zaczął mi dziękować za
pomoc.
-W sumie to
prześliczna dziewczyna. –oblizałam kciuka, na którego kapnął mi roztopiony lód.
–Czemu nie chciałbyś z nią spróbować?
-Bo jestem
zakochany w kimś innym. –popatrzył mi prosto w oczy.
Wstrzymałam oddech. Jakaś część mojej świadomości mówiła
mi, że to we mnie się kocha. Druga część gwałtownie temu zaprzeczała. Po chwili
usłyszałam te słowa...
-Kocham cię. Nie
jak przyjaciółkę. –dodał widząc moją minę. –To coś więcej.
-Tomas, nie
wchodzi się dwa razy do tej samej wanny!
Przytulił mnie mocno do
siebie.
-Rzeki, Fran...
Rzeki. –szepnął mi do ucha. –Daj mi szansę. –poprosił.
Kiedyś zaczęłabym śpiewać i tańczyć, gdybym usłyszała
takie wyznanie, ale już raz próbowaliśmy ze sobą być i nic z tego nie wyszło.
Też go kocham, ale nie wiem czy wystarczająco, żeby się z nim związać...
-Muszę to
przemyśleć.
-Dziękuję. –musnął mnie w skroń.