Agus
Poparzyłam sobie język gorącą kawą. Siedziałyśmy z Glorią
i łapałyśmy ostatnie w tym tygodniu promienie słońca, które przyjemnie
muskały nasze twarze. Od jutra, jak zapowiadali meteorolodzy, miało się
ochłodzić. Moja przyjaciółka cały czas gadała o przedstawieniu, które
odniosło wielki sukces, i o moim pocałunku z Philipem. Była nim tak bardzo
podekscytowana, że przez chwilę wydawało mi się, że to ją pocałował, a nie
mnie.
-Chyba trochę
przesadzasz...
-A skąd! Mówię ci,
powinniście być razem!
-Przecież ja go
nie lubię. –odparłam nie do końca z prawdą.
Popatrzyła na mnie
uważnie.
-Nie lubisz?
Wydawało mi się, że ostatnio się do siebie zbliżyliście.
Ach ta Gloria... Zawsze widzi za dużo i dopowiada sobie do
tego swoją własną historię. No, ale muszę przyznać, że ostatnio lepiej się z
nim dogaduję. Nie jest już taki arogancki i w sumie to miło mi się
spędza czas w jego towarzystwie...
-Może i nie
skaczemy już sobie do oczu, ale to nic nie znaczy.
-Ale ten
pocałunek...
-Ten pocałunek był
tylko i wyłącznie pod publikę. Spójrz jak sama się nim zachwycasz. Wszyscy,
którzy przyszli, zachowali się podobnie.
Gloria
posmutniała. Widać było, że strasznie jej zależy na tym, żebym się zeszła
z Philipem. Przecież to niemożliwe. Widziałam, jak inne dziewczyny
na niego patrzą. Jak się rumienią, gdy do którejś się uśmiechnie. Słyszałam,
jak szeptały sobie w szkolnej łazience, jaki to jest wspaniały i ile by dały,
żeby z nim być. Mógłby mieć każdą, której zapragnie. I mógłby je zmieniać
jak skarpetki, gdyby się znudził. Mógłby... W sumie to nie widziałam go z żadną
dziewczyną. Może nie był takim podrywaczem, na jakiego wygląda, albo żadna z
uczących się tutaj nie przypadła mu do gustu, albo woli się spotykać z kimś
spoza Studio. A może po prostu za dużo o nim myślę... To wszystko przez
ten pocałunek... Długo nie chciałam się przyznać sama przed sobą, że poczułam
coś, czego nie potrafiłam jeszcze zdefiniować. Gdy delikatnie złączył swoje
usta z moimi, poczułam przyjemne mrowienie na wargach. Cała ta sytuacja bardzo
mnie zaskoczyła. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. To było coś więcej
niż przyjemne ciarki na plecach, które zawsze dostawałam zatapiając się w
dźwiękach skrzypiec. To było coś, przez co moje serce gwałtownie
przyspieszyło... Ale, za nic w świecie, się do tego nie przyznam.
-Dobrze całuje?
-Gloria!
–roześmiałam się i szturchnęłam ją w żebra.
-No co? Byłam
ciekawa...
-Chyba dobrze. Nie
mam do czego porównać. –podniosłam się ze schodów i na nią popatrzyłam.
-Ach... –złożyła
ręce jak do modlitwy. –Pierwszy pocałunek. Na deskach teatru. Przy pięknej
muzyce i idealnym oświetleniu. Jakież to romantyczne!
Przewróciłam oczami. Moja przyjaciółka urodziła się o
jakieś dwa wieki za późno.
Prasując
koszulę Tomasa, zastanawiałam się, czy mogłabym się zakochać w Philipie.
I czy w ogóle, w moim wieku, możliwa jest taka prawdziwa miłość. Nie taka
jak na kartkach Harlequin'a, ani w bajkach Disney’a, tylko taka, w której patrzy
się na drugą osobę i wie, że to właśnie z nią chce się zestarzeć. Taka, w
której kocha się nie za coś, ale pomimo czegoś. Przycisnęłam palcami powieki.
Co ja mogę wiedzieć o miłości, jeżeli moją jedyną były od zawsze skrzypce? Postanowiłam
się skupić na prasowaniu. Ostatnio stanowczo za dużo myśli krążyło po mojej
głowie. I to takich, które nie szczególnie
mi się podobały.
Z pokoju
obok dobiegł mnie dźwięk mojej komórki. Pobiegłam tam i chwyciłam telefon do
ręki. Philip. Ten to ma wyczucie. Ciekawe czego chce tym razem.
Ostatnio, kiedy dzwonił, prosił mnie o pomoc w kupnie prezentu na urodziny
mamy. Obeszliśmy chyba wszystkie możliwe sklepy w mieście, tylko po to, żeby
później wrócić do pierwszego i kupić apaszkę, która od razu wpadła mi w oko,
ale jemu niestety nie. Kiedy mu to wypomniałam, spojrzał na mnie z ukosa i
stwierdził, że nic lepszego nie było, ale nic złego się nie stało, bo
przynajmniej mogłam spędzić więcej czasu w jego towarzystwie. Nacisnęłam
zieloną słuchawkę.
-Słucham?
-Cześć
skrzypaczko. –przywitał mnie radośnie. –Co robisz?
-Prasuję.
-To zostaw to i
chodź na spacer.
-Teraz? Jest za
zimno.
Pogoda za oknem nie zachęcała do przechadzek. Meteorolodzy
tym razem się nie pomylili. Czekało nas kilka zimnych dni. Przez te zmiany
klimatu, można było się spodziewać niewielkich opadów śniegu, co było
niecodziennym zjawiskiem w Buenos Aires.
-Ubierz czapkę.
Czekam na zewnątrz. –rozłączył się.
Wyjrzałam przez okno i jęknęłam. Rzeczywiście stał przed
domem. Zawsze musi wyjść na jego. Potrafi być niesamowicie upierdliwy. Nie
będę się spieszyć. Niech sobie tam poczeka. Poczułam nagle swąd spalenizny.
Szybko wróciłam do deski do prasowania i ogarnęła mnie trwoga. Wypaliłam dziurę
w ulubionej koszuli Tomasa! Może się nie skapnie...
Gdy
wyszłam z domu zobaczyłam, wirujące w powietrzu, drobne płatki śniegu. Był on
zapewne wywołany zetknięciem się wilgotnego niżu z mroźnym powietrzem, które
docierało do nas znad Antarktydy. To było coś niesamowitego. Lubiłam śnieg,
chociaż widziałam go tylko, gdy jeździliśmy w Alpy na narty z rodzicami. Miałam
nadzieję, że będzie padał wystarczająco długo, żeby pokryć drogi białym puchem.
Może uda mi się nawet zrobić aniołka?
-Fajnie nie?
–powiedział Philip, rozglądając się dookoła. –przyniosłem ci rurki z kremem.
Uśmiechnęłam się do niego. Wyglądał słodko z płatkami
śniegu we włosach i z ujmującym uśmiechem na ustach. Czułam, jak serce
trzepocze mi w piersi. To, jakie uczucia potrafił we mnie wywołać, napawało
mnie lękiem. Nie chciałam mieć złamanego serca. Nie mogę się w nim
zakochać...
Poszliśmy
do parku, nad staw, gdzie zauważyliśmy pływającą kaczą mamę z sześcioma
małymi kaczuszkami. Philip poszedł kupić bułkę i zaczęliśmy je karmić. Gdy
skończyliśmy, zaczął się ślizgać na butach, naśladując moonwalk.
-Chodź spróbuj.
–chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
Z trudem utrzymywaliśmy równowagę na śliskiej od mokrego
śniegu nawierzchni. Kiedy Philip w końcu się poślizgnął i przewrócił, nie
mogłam powstrzymać śmiechu. Śmiałam się tak długo i głośno, że aż rozbolał mnie
brzuch. On leżał na ziemi i przypatrywał mi się z rozbawieniem. Podeszłam
do niego i podałam rękę, żeby pomóc mu wstać. Otrzepał się ze śniegu i spojrzał
na mnie ciepło.
-Lubię twój
śmiech. –powiedział cicho.
Znowu się zaśmiałam. W ogóle dużo się przy nim śmieję,
chociaż na początku naszej znajomości traktowałam go wrogo. Od przedstawienia
sporo się zmieniło... Delikatnie objął moją twarz i oparł swoje czoło o moje.
-Wtedy na przedstawieniu... –lekko się
uśmiechnął. –Nie pocałowałem cię pod publiczkę.
Przechyliłam na bok głowę i spojrzałam na niego
zaintrygowana. Odetchnął głęboko.
-Pocałowałem cię,
bo z całego serca tego chciałem.
Pierwszy raz nie wiedziałam, co powiedzieć.
-Philip...
-Teraz też chcę.
–szepnął ledwo słyszalnie.
Zamknęłam oczy, gdy znowu mnie pocałował. Staliśmy w parku, a płatki
śniegu tańczyły wokół naszych twarzy. Powietrze było rześkie, a z oddali
dobiegał odgłos kaczek.
Dzwoneczku,
OdpowiedzUsuńMiałam sen,że dziś będzie jakis rewelacyjny rozdział i się nie myliłam.
Tak pięknie ujęłaś tę zupełnie nową historię. Wprowadzenie Agus do opowiasania było niesamowitym pomysłem. To takie nietypowe,oryginalne. Oddajesz nam takie uczucia. Nie wiem jak to powiedzieć. Tak lekko przechodzisz z codziennych czynności do prawdziwej miłości. Pokazujesz,że dla niej też trzeba znaleźć miejsce każdego dnia. Nie ważne kiedy i w jakich okolicznościach. Trzeba. Matko, jak ja kocham Twój styl pisania. Jest taki delikatny i łagodny. Pogodny. Wspaniały. Rewelacyjny. I pocałunek ♥ cudowne :*
Milion buzuaków,
Hania
Piszesz cudownie! I nie kłóć się ze mną w tej kwestii, bo niestety należę do tych wkurzających ludzi, którzy zawsze wszystko wiedzą najlepiej i mają zawsze rację, a w każdej kłótni - ostatnie słowo.
OdpowiedzUsuńTak że ten... o czym to ja chciałam napisać? O śniegu. Boże, jakież to niesprawiedliwe, w boskim i cudownym Buenos pada śnieg, podczas gdy u nas nie może. To nie fair, Argentyńczycy mają wszystko - dobrych piłkarzy, przystojnych aktorów, nawet śnieg mają, a Polska? Dobra, już nic nie mówię, udawaj, że mnie tu nie ma.
Otóż gdybym była, to powiedziałabym jeszcze, że scenka z Agus mnie zauroczyła. No cudo po prostu, cudeńko, że ja nie mogę. Widzisz? Brakuje mi słów, a to coś znaczy. To ZNAK, jakby to powiedziała Violka, znak, że piszesz... no, cudownie. Fenomenalnie. Mogę bez końca kontemplować każdy rozdział, czytać raz za razem jedno i to samo zdanie, a za każdym razem zachwycać się z równą mocą.
Weź, Dzwoneczku, jesteś po prostu znakomitą pisarką i będę to powtarzać aż do znudzenia. Może dotrze. ;D
I cóż ci mogę jeszcze dodać? Pisz jak najwięcej i nigdy nie przestawaj, bo moment, w którym czytam jeden krótki rozdział, to chwila - właśnie ta, dla której czasem warto żyć.
Ja chce płakać!
OdpowiedzUsuńO Boże, jak słodko! - dokładnie te same słowa wypiszczałam, kiedy przeczytałam końcówkę. Tak, właśnie tak się zachowuję, jeżeli coś mnie ekscytuje - może nawet lepiej nie pytać. Czemu u nas nie ma śniegu? No nawet w Buenos Aires jest, błaaaagam. Ja też chcę <33 Nawet nie wiem, czemu to piszę. No trudno :D
OdpowiedzUsuńWiesz zapewne, że kocham to co piszesz, jak piszesz i w ogóle wszystko! No, tak dalej. A postać Agus uwielbiam - chociaż to też wiesz, bo się nawet o nią kiedyś upominałam :P Dobra, co tam jeszcze... Ogólnie wszystko jest napisane tak realnie, przypalona koszula Tomasa - myślę, ze zakochany chłopak nawet nie zauważy tej dziury. Oby tej koszuli nie założył na randkę z Fran, byłoby wstyd :P
Agus i Philip - czemu takich facetów nie ma u nas?! No czemu?! (i jeszcze ten Nate na gifach, mrrru) Ja takiego chcę - wyczaruj mi go, jak wyczarowałaś i Philipka *.* Uroczy jest.
Dobra, co ja gadam w ogóle. Rozdział był wspaniały i ja już czekam na kolejny, nooooo...
Buziaki,
Carmen E.
Matko jak ty potrafisz opisywać romantyczne sceny <3
OdpowiedzUsuńCoś cudownego po prostu . Nie przesłodzone.. takie .. i d e a l n e.
Już nie mogę, doczekać się kolejnego rozdziału.
Jaka z nich będzie piękna paraaa <3
Nie wiem co tu jeszcze napisać, bo to ,że piszesz cudownie to już wiesz od dawna i mam nadzieję,że sama nie masz co do tego najmniejszych wątpliwości. Proszę tylko o jedno NIGDY NIE PRZESTAWAJ PISAĆ ! <3
Uczucie mrowienia, przyspieszone bicie serca, uśmiech na twarzy wywoływany przez drugą osobę, nadmierne rozmyślanie o niej, miłe spędzanie z nią czasu, lekka obawa... to są objawy MIŁOŚCI! Nie tylko Philipa, ale także Agus trafiła strzała Amora. I czy tego chce, czy nie chce, dziewczyna w końcu będzie musiała przyznać, że się zakochała :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Glorią, że ta dwójka powinna być razem. Od momentu, gdy na siebie wpadli zaczęły przeskakiwać między nimi iskierki. Było ich coraz więcej, gdy się przegadywali i były coraz mocniejsze, gdy zaczęli przygotowywać się do przedstawienia, aż w końcu zapłonęły podczas pocałunku w teatrze i teraz płoną w ich serduchach, więc jedyne, co muszę zrobić to przyznać się do swoich uczuć i pozwolić, aby ten ogień eksplodował i zamienił się w te serduszka spadające z nieba i dające ogrom szczęścia u boku ukochanej osoby :)
Musze jeszcze dodać, że widać jak bardzo Philipowi zależy na Agus i jak się o nią stara :) I przyznam, że jak bardzo lubię romanse Harlequin'a i uwielbiam bajki Disney'a, tak bardzo spodobało mi się jak Agus mówi o miłości, 'w której kocha się nie za coś, ale pomimo czegoś'. Piękne ♥
Ściskam,
Periwinkle ;*
Jeju... Zaraz się rozpłynę :) Kochałam Agus i Philipa już wcześniej, ale po tym rozdziale po prostu ich ubóstwiam. Ich spotkania są takie proste, a zarazem niesamowicie romantyczne. W dodatku biały puch otaczający ich zewsząd. Kocham zimę i widzę, że oni też pokochali :) Mam tylko nadzieję, że postanowią być razem, a nie zaczną się unikać jak niektórzy ( tak, Leon do Ciebie mówię). Oni są sobie kurczę przeznaczeni! I widzisz? Twój rozdział wprowadził mnie w dziwny stan ekscytacji wszystkim dookoła. Teraz jeszcze zaczynam ględzić o przeznaczeniu. No nic. Streszczać się będę. Agus i Philip są cudowni i chcemy ( utożsamiam się z ludem :D) więcej. Bo są uroczy. I słodcy. I... wszystko co najlepsze <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :*
Co ze mnie za człowiek? Normalnie porażka.
OdpowiedzUsuńWybacz, ze nie komentowałam tak długo, ale musisz wiedzieć, że czytałam, tylko jakoś ostatnio tak wyszło... Święta, brak czasu... Wszystko się ze sobą splotło i wyszedł tak ogromny poślizg. Przepraszam :/
Zacznę może od Agus i Philipa. Matko, oni sa tacy przesłodcy, ze ja po prostu się rozpływam, Najpierw te podchody i wrogość, później zbliżenie, pocałunek, herbata w jej domu, drugi pocałunek... No nie mogę. Niby proste, zwyczajne sytuacje, które jednak tak bardzo ich do siebie zbliżają. Serio, kupuję ich w całości. Wykreowałaś tutaj wspaniały wizerunek tej nietypowej pary, jaką stanowi ta dwójka ;) Oni są tacy wyjątkowi, a pomimo, ze ich relacja jest prosta, jest piękna. A może właśnie dlatego? Bo tak naprawdę przecież piękno tkwi w prostocie ;)
Kocham Cię za to, że u Ciebie Lara jest normalną dziewczyna, a nie jędzą, próbująca rozwalić związek Leonetty. Wiele bloggerek robi z niej podłą żmiję, która chce odebrać Violi Leona i to za wszelką cenę. A przecież ona w rzeczywistości wcale taka nie jest. Przecież ona tylko niewłaściwie ulokowała swoje uczucia. Ulokowała je w mężczyźnie, który już dawno oddał swoje serce innej kobiecie. Ale cóż taka jest właśnie miłość. Ona nie wybiera. Dlatego będzie ona musiała jakoś sobie z tym poradzić. No cóż, może i w jej życiu pojawi się ktoś taki? Ja szczerze mam taką nadzieję ;)
Kochana, czekam na kolejny rozdział i to bardzo, bardzo niecierpliwie ;)
Diana ;***
Romantyko #^_^#
OdpowiedzUsuń