Agus
Stał przede mną z założonymi na
piersi rękami i czekał na odpowiedź, rzucając mi przeciągłe spojrzenia spod
ciemnych rzęs, od których moje serce zaczynało wariować i robiło mi się gorąco.
Wkurzało mnie to, że mój organizm reaguje na niego w taki sposób. Czułam, że z
zawrotną prędkością zmierzam w kierunku tunelu, nad którym wisiał, migający na
różowo, neon z ogromnym napisem „Amor”. Potrzebowałam kogoś kto
przestawi zwrotnicę tak, żebym mogła wjechać na inne tory i pozwoli ominąć go
szerokim łukiem. Odmów mu. To jedyny sposób. Już otworzyłam usta, żeby
mu powiedzieć, że nie pójdę z nim na te urodziny, kiedy popatrzył na mnie
błagalnym wzrokiem.
Serce podeszło mi do gardła. Czy on musi tak patrzeć na
mnie tymi wielkimi oczami? Przez to nie mogę racjonalnie myśleć. Zaczęłam
pocierać palcami skronie. No dalej Agus, wymyśl coś, żeby się wykręcić...
-Przecież możesz
iść z kimś innym. Tyle dziewczyn dałoby się pokroić, żeby gdzieś z tobą wyjść.
-Nie obchodzą mnie
inne. Naprawdę nie widzisz, że...
-Kochaaaaaaani!
Widziałam, jak Philip zaciska szczęki i patrzy na Glorię z
wyrzutem. Ja natomiast widziałam w niej moje wybawienie. Nie chciałam robić
sobie naiwnych nadziei, które nieuchronnie rozbiłyby się o rzeczywistość. Ile
razy mam sobie jeszcze powtarzać, że to chłopak nie dla mnie? On potrzebuje
ślicznej, przebojowej dziewczyny, z którą mógłby ładnie wyglądać na okładkach
magazynów. A kim ja jestem? Zwykłą skrzypaczką z krzywymi nogami. Nie ma we mnie
nic, czym mógłby się zachwycić.
Z drugiej strony, czy gdybym mu się
nie podobała chociaż troszeczkę, to by mnie pocałował? I to dwa razy! Sam mi
powiedział, że zrobił to, bo tego chciał. No i przecież przychodził do mnie,
kiedy chorowałam, a wcale nie musiał. To chyba o czymś świadczy... Albo tylko
chciałabym, żeby świadczyło. Prawda jest taka, że chyba umarłabym z radości,
gdyby coś do mnie czuł. Ale dobrze wiem, że miłość potrafi być równie okrutna,
co słodka.
-W weekend Sergio
robi imprezę, będziecie? –spytała Gloria patrząc to na mnie, to na Philipa.
-Raczej nie, bo
idziemy do mojej ciotki na urodziny. –odpowiedział za mnie.
Wywróciłam oczami. Czy już mówiłam, że jest najbardziej
bezczelnym idiotą na świecie? Oczywiście, że wielki pan i władca, nie przyjmuje
jakiejkolwiek odmowy. Gdyby się uparł, musiałabym tam z nim iść nawet, jakbym
nie miała nogi.
-Świetnie, że jak
zawsze decydujesz ze mnie. –warknęłam.
-Agus, proszę cię.
Tak bardzo mi zależy na tym, żebyś tam ze mną była. –objął moją twarz swoimi
ciepłymi dłońmi.
Znowu zapomniałam, jak się oddycha. Nie mogłam się skupić,
gdy jego usta znajdowały się tak blisko moich. Cała złość gdzieś nagle
wyparowała. W sumie co mi szkodzi?
-Pójdę.
–szepnęłam.
W jego niebieskich oczach zauważyłam błyski radości na
chwilę przed tym, jak się do mnie uśmiechnął. Niewyraźnie usłyszałam głos
Glorii.
-I teraz buzi!
Chwyciła nas za tył głowy i potraktowała, jakbyśmy byli
lalkami. Do pocałunku nie doszło, za to byłam pewna, że będę mieć guza po tym,
jak zderzyliśmy się czołami.
-Ups... Coś poszło
nie tak... –powiedziała skruszona Gloria.
Wybuchnęłam śmiechem i
długo nie mogłam się uspokoić. Słyszałam, że Philip również się roześmiał, a po
chwili dołączyła do nas moja przyjaciółka. Staliśmy tak w trójkę na dziecińcu
szkoły, a nasz śmiech odbijał się echem od ścian budynku.
-Nie.
Gdy się rozeszliśmy obejrzałam się za nim i zobaczyłam, że
on również zatrzymał się, by na mnie spojrzeć. Uśmiechnął się i posłał mi
oczko.
Otworzyłam
szafę i jęknęłam. Tyle sukienek, a ja nie mam się w co ubrać. Zaczęłam wywalać
wszystko po kolei, poszukując czegoś, co nadawałoby się do włożenia. Philip
powiedział, że uroczystość będzie miała raczej elegancki charakter, dlatego
prosi mnie, żebym nie wystąpiła w dresie. Żartowniś. W końcu wybrałam
wrzosową sukienkę do kolan i poprosiłam Francescę, żeby zrobiła coś z
moimi włosami. Włoszka spięła je w uroczego koka i dołożyła opaskę, która
pasowała do reszty. Może to próżne, ale bardzo chciałam się podobać Philipowi.
-Ślicznie
wyglądasz! Chłopak padnie na kolana, jak cię zobaczy. –powiedziała Fran
dokonując ostatnich poprawek.
Zarumieniłam się... Czyżby potrafiła czytać mi w myślach?
Usłyszałam dzwonek do drzwi i zamknęłam na chwilę oczy. Już czas.
Nie wiem
jakim cudem udało mi się nie wybuchnąć śmiechem, kiedy w różowej lektyce
wniesiono dzisiejszego jubilata. Okazało się, że ta cała Clotilde (ciotka
Philipa) urządza urodziny nie dla siebie, ale dla swojego psa.
-Nie uprzedził cię
prawda? –spytała babcia Philipa.
Pokręciłam przecząco głową.
-Mój cały
Philuś...
Miał niesamowitą babcię. Z miejsca ją polubiłam. Potrafiła
wpychać w nas jedzenie, nie przestając przy tym sypać dowcipami, które nie
zawsze były przyzwoite. Jego rodzice też byli dla mnie bardzo uprzejmi.
Siedzieli naprzeciwko nas i chyba strasznie się nudzili. W sumie ile można
siedzieć i słuchać historii jakiegoś psa. A Clotilde się postarała. Poprosiła
znajomego pisarza, żeby całą opowieść o życiu jej pupilka, ubrał w wyszukane
epitety i porównania. Żeby było jeszcze ciekawiej, kazała ją przetłumaczyć
na włoski, francuski i holenderski, bo właśnie z tych państw przybyli
niektórzy goście. Już przy hiszpańskiej wersji z trudem powstrzymywałam ziewanie,
a to był dopiero początek.
-Agus, kochanie,
mogłabyś pomóc starej babie dostać się do łazienki?
Posłałam babci Philipa wdzięczne spojrzenie. Wiedziałam,
że naraża się pani domu tylko po to, żeby mnie stąd wyrwać. Gdy tylko doszłyśmy
do drzwi łazienki, zaproponowała mi, żebym wyszła na balkon i zaczerpnęła
świeżego powietrza. Uczyniłam to z największą ochotą.
Oparłam
się o balustradę i pozwoliłam, żeby wiatr delikatnie owiewał moje ramiona.
Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w pohukiwanie sowy i cykanie świerszczy. Tę
idealną harmonię zaczęły zakłócać jakieś krzyki. Wychyliłam się, żeby zobaczyć,
co się dzieje na dole. Jakaś kobieta kłóciła się z facetem. Zarzucała mu, że
ożenił się z nią tylko i wyłącznie dla jej pieniędzy. On nawet nie za bardzo próbował
się bronić.
-To moja kuzynka
Delfina i jej trzeci mąż.
Wzdrygnęłam się słysząc głos, ale po chwili rozluźniłam,
bo zobaczyłam Philipa.
-Trzeci?
–zdziwiłam się.
Przeniosłam wzrok na parę. I gdzie ta wielka miłość, o
której tyle opowiadał mi Tomas? Podobno miała trwać wiecznie. Tymczasem
kobieta, która teraz waliła pięściami o klatkę piersiową swojego męża, była
idealnym przykładem tego, że niestety wszystko ma swój koniec.
-Posmutniałaś.
–zauważył Philip.
-Bo dzięki twojej
kuzynce zrozumiałam, że nie ważne ile razy się próbuje i tak wszystko kiedyś
się kończy.
Zaśmiał się i powiedział, że to wszystko dlatego, że
Delfina nie umie kochać. Jest okropnie rozpieszczoną przez rodziców jedynaczką
i dlatego uważa, że wszystko ma być tak, jak ona sobie wymarzyła.
-Jej faceci po
prostu nie wytrzymują tego i dlatego odchodzą.
-Czyli ty wierzysz
w prawdziwą miłość? Taką na zawsze? –spytałam.
Przez długą chwilę przyglądał
mi się w milczeniu. Wyciągnął rękę w moim kierunku, ale rozmyślił się i schował
ją do kieszeni. Stanął do mnie bokiem i zapatrzył się na księżyc, który
kształtem przypominał sierp.
-Nie wierzyłem...
Ale później się zakochałem.
Kiedy znowu się do mnie odwrócił, pomyślałam, że gdyby
uwolnić teraz moje serce i puścić wolno, Bolt nie miałby szans go prześcignąć.
Philip ujął moją dłoń i popatrzył na mnie poważnie.
-Agus, ja...
-Dzieciaki złaźcie
z tego balkonu, bo się przeziębicie!
Odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy na Clotilde, która
machała na nas ręką, żebyśmy weszli do środka. Sama stanęła, jak najdalej i
opatuliła się mocno szalem, żeby przypadkiem się nie przeziębić. Gdy weszliśmy
do pokoju poprosiła Philipa, żeby zaśpiewał jej pupilkowi „Sto lat”. Nie
wiedziałam czy mam się śmiać, czy płakać. Zniszczyła prawdopodobnie najbardziej
magiczną chwilę w moim życiu, bo jej pies musiał mieć odśpiewane życzenia! No
zmiłujcie się! Powstrzymałam się, żeby nie zgrzytnąć zębami.
-Przepraszam...
–powiedział cicho Philip.
-Nie ma za co.
–posłałam mu wymuszony uśmiech.
-Dokończymy
rozmowę. –pocałował mnie w czoło. –Obiecuję.
Na koniec jeszcze musnął lekko kciukiem mój policzek, a
potem wyszedł. Westchnęłam i mimowolnie zaczęłam poprawiać włosy.
-Zapomniałbym...
Podniosłam głowę i zobaczyłam Philipa wychylającego się
zza drzwi.
-Nie powiedziałem
ci, że ślicznie dziś wyglądasz.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i lekko uśmiechnęłam się do samej
siebie. Wariat.