Francesca
Przytuliłam wielkiego misia,
którego kupił mi Tomas. Okręciłam się na pięcie i upadłam na łóżko,
zagłębiając się w miękkim materacu. Uniosłam moją lewą dłoń do góry i się
uśmiechnęłam. Podobno największe prezenty, znajdują się w najmniejszych
pudełeczkach. Ustawiłam ją tak, żeby promienie słońca, wpadające przez okno,
mogły odbić się od okrągłego diamenciku. Mój pierścionek zaręczynowy.
Westchnęłam. W sumie to już drugi... Szybko odpędziłam nieprzyjemne myśli,
dotyczące moich poprzednich zaręczyn. W końcu co było, a nie jest nie
pisze się w... W coś tam! Tym razem będzie inaczej. Tomas mnie kocha i nie
wyobrażam sobie tego, że mógłby postąpić, tak jak Marco. Jestem bardzo
szczęśliwa z moim Hiszpanem... Chociaż nie byłam do końca przekonana do naszego
związku.
Bałam
się. Bałam się, że kolejny raz będę czymś w rodzaju substytutu. Już raz
wykorzystał mnie, żeby zapchać dziurę po Violettcie i wszyscy wiemy, jak to się
skończyło. Bałam się również zaangażowania, bo już raz się sparzyłam. Ale nigdy
nie należy się poddawać, prawda? Przecież małe dziecko, gdy uczy się chodzić,
ciągle się przewraca, a mimo to wstaje i próbuje dalej, aż w końcu mu się
udaje. Poza tym, gdy usłyszałam go na scenie, pikawa mi przyspieszyła i zaczęła
cicho szeptać „daj mu szansę”. Wprost rozpłynęłam się słysząc jego głos,
który był tylko dla mnie. Śpiewał, pokazując głębokie uczucia, jakie żywi do
mojej skromnej osoby, biorąc sobie na świadków wszystkich, zebranych wtedy w Resto.
To była najbardziej romantyczna chwila w moim życiu. Za to oświadczyny były
jedną z najśmieszniejszych. Do tej pory na wspomnienie tamtego dnia
chichotałam, chociaż Tomas bynajmniej nie uważał tego doniosłego dla nas
wydarzenia za zabawne.
Pamiętam,
że kazał mi na siebie czekać w parku.
Patrzyłam, jak rozpromieniony macha do mnie z drugiego końca zieleńca.
Chyba nie mógł się doczekać, aż pochwyci mnie w ramiona, bo zaczął biec w
moim kierunku. Pech chciał, że zahaczył o wystający korzeń i wyrżnął jak
długi, targając spodnie i paskudnie rozwalając kolano. Mało tego, gdy upadał,
pudełeczko z pierścionkiem wyślizgnęło się z kieszeni jego marynarki i
wylądowało kilka metrów dalej, a że było trawiastego koloru... No cóż. Zamiast
romantycznej kolacji przy świecach, na której poprosiłby mnie o rękę, miałam
szukanie w trawie opakowania z niezwykle ważną zawartością. Cała ta sytuacja
rozbawiła mnie tak bardzo, że co chwilę musiałam przerywać grzebanie w bujnej
roślinności, żeby porządnie się wyśmiać. Tomas tylko mruczał przekleństwa pod
nosem. Było mu strasznie głupio. Nie tak to sobie wyobrażał, ale przecież liczą
się chęci. Kiedy w końcu znaleźliśmy zgubę, uklęknął na jedno kolano i się
skrzywił. Wybrał akurat to potłuczone. Szybko je zmienił i ujął moją dłoń.
Spojrzał mi w oczy i wygłosił magiczną formułkę, o której marzyłam odkąd
zaczęłam się oglądać za chłopcami.
Na początku trochę się
przeraziłam, bo przecież parą jesteśmy dopiero od niedawna. Tomas rozwiał
wszystkie moje niepewności, gdy powiedział, że przecież znamy się od lat, więc
nie ma sensu dłużej czekać na coś, co i tak w końcu się wydarzy. Czy wobec tego moja odpowiedź mogła brzmieć inaczej
niż „tak”? Patrzyłam na jego twarz i widziałam niepewność w oczach,
zatroskaną minę. A później nagłą zmianę, jaka w nim zaszła, gdy lekko skinęłam
głową na znak, że się zgadzam. Podniósł się w pośpiechu z kolan i (nie
mogę tego inaczej nazwać) rzucił się na mnie, zamykając w niedźwiedzim uścisku,
którego chyba nauczył się od Braco. Nie mogłam złapać tchu, kiedy tak miażdżył
mi klatkę piersiową, ale o dziwo w ogóle mi to nie przeszkadzało. W moim
umyśle, niczym primabalerina, tańczyła tylko jedna myśl... Chce żebym była jego
żoną.
Na samo
to wspomnienie szczerzę się jak szczur do sera. Tomas mówił mi, że to
pierścionek zaręczynowy jego mamy, dlatego ma dla mnie jeszcze większą wartość.
Wspólnie uznaliśmy, że przekazywanie go z pokolenia na pokolenie, będzie taką
naszą tradycją. Dziewczyny były tak samo zachwycone, jak ja, kiedy im go
pokazałam. Chociaż, przez ułamek sekundy, w oczach Camili widziałam zazdrość.
Ale była to taka zdrowa zazdrość. Wiem, że sama chciałaby być zaręczona
z Gabrielem. Swoja drogą czasami wydaje mi się, że moja przyjaciółka,
chciałaby mieć już z nim wnuki! Tak jej się spieszy do wszystkiego.
Momentami nie jestem w stanie do końca zrozumieć jej postępowania, ale i tak
trzymam za nią kciuki. I wierzę, że jej dobra passa jeszcze się nie skończyła,
a po niesamowitym sukcesie, jaki odniosła w życiu zawodowym, teraz przyjdzie
czas na triumf w życiu osobistym. No... Dosyć tego rozmyślania. Powinnam zaraz
być w Resto.
Już na
zewnątrz było słychać głos Luci. Tanecznym krokiem weszłam do baru
i zaczęłam kręcić się rytmicznie między stolikami. Posłałam mojemu bratu
szeroki uśmiech. Nucąc pod nosem tekst jego piosenki, ubrałam fartuszek i
ruszyłam obsługiwać klientów. Nie było ich dzisiaj zbyt wielu, więc po chwili
nie miałam nic do roboty. Z braku innego zajęcia usiadłam za barem i
wsłuchiwałam się w głos Luci. Podeszła do mnie chuda blondynka. Miała króciutko
obcięte włosy i niesamowicie niebieskie oczy, które uważnie obserwowały każdy
szczegół. Gdy poruszyła pełnymi ustami,
za które mogłabym zabić, do moich uszu dotarł niski, lekko zachrypnięty głos.
-Koktajl jagodowy
proszę.
-Już się robi.
–posłałam jej miły uśmiech.
Widziałam, jak wpatruje się w mojego brata. Chyba wpadł
jej w oko. W końcu przystojny z niego Włoch. Fajnie by było, gdyby też sobie
kogoś znalazł. Może przestałby być w końcu taki zgryźliwy. Ale przecież, jak
zostawię tę sprawę w jego rękach, będzie forever alone. Zatarłam dłonie
i uśmiechnęłam się chytrze. Swatka Francesca rusza do akcji.
-Jesteś tutaj
nowa? –spytałam niby od niechcenia podając jej fioletowy napój.
-Tak, niedawno się
przeprowadziłam. –wyjęła słomkę ze szklanki i podniosła ją do ust.
-Mmm... Pyszny.
Nieskromnie stwierdziłam, że RestoBand jest
najlepszym lokalem w całej okolicy.
Miała na
imię Janna i przyjechała do Buenos Aires, aż z Finlandii. Na samą myśl
o tym państwie zrobiło mi się zimno. Chociaż może bywa tam ciepło? Sama
nie wiem... Nigdy tam nie byłam i chyba być nie zamierzam.
-To Luca, mój brat
i właściciel lokalu. –przedstawiłam go, gdy do nas podszedł.
-A to Janna.
–wskazałam na moją rozmówczynie.
Nie umknęło mojej uwadze, że gdy ich ręce spotkały się w
mocnym uścisku, Luca przestał na chwilę oddychać, a gdy dziewczyna uśmiechnęła
się do niego, odsłaniając szereg równych, białych zębów, zobaczyłam w jego
oczach zachwyt.
-Może Luca
pokazałby ci miasto? –rzuciłam mimochodem.
-Byłoby mi bardzo
miło. –zabłyszczały jej oczy. –O ile nie jesteś zajęty.
-Właściwie...
-Właściwie to już
skończył swoją zmianę! –dokończyłam za niego. –Tylko się przebierze
i zaraz do ciebie przyjdzie.
-Świetnie! Czekam
na zewnątrz.
Z gracją zsunęła się z barowego stołka i opuściła bar.
Spojrzałam na Lucę, który patrzył na mnie spode łba. No dobrze... Skłamałam, bo
przecież dzisiaj miał zrobić jeszcze jakieś rozliczenia, ale to może poczekać,
prawda? Czym są głupie obliczenia wobec miłości? No może trochę przesadzam, bo
przecież to nie jest jeszcze miłość, ale nikt nie powiedział, że nie będzie!
-Mam jeszcze masę
roboty, Fran.
-Naprawdę wolisz
kalkulator od tej ślicznotki, która czeka na ciebie?
-No nie...
–podrapał się po głowie. -Ale rachunki...
-Nie bażant, nie
odlecą.
Uśmiechnął się i mnie
przytulił. Zaczął coś mamrotać o tym, że przecież bażanty to nieloty i że
mówi się ”... nie zając, nie uciekną”. Wzniosłam oczy ku niebu. Jakby
to było arcyważne. Klepnęłam go lekko w plecy i pokazałam drzwi.
Odwrócił się jeszcze raz do mnie i posłał całusa.
-Co tu się
wyprawia? –usłyszałam Tomasa.
Musiał
wejść od zaplecza, bo nie miałam pojęcia, że jest już w Resto. Gdy
dotknął mojego ramienia, poczułam przyjemne ciepło. Odwróciłam się do niego
i czule pocałowałam. Może to dziwne, ale tęskniłam, mimo że widywaliśmy
się codziennie. Zastanawiam się, czy to możliwe, żebym kiedykolwiek znudziła
się jego towarzystwem.
-Wysłałam Lucę na
randkę.
Tomas uniósł brwi ze zdziwieniem.
-Nie wiem, czy to
dobry pomysł tak się wtrącać.
-Oj tam, Tomi.
–trzepnęłam go lekko w ramię. –Chcę, żeby był szczęśliwy. Tak jak my
jesteśmy...
-Tak szczęśliwy to
nigdy nie będzie. –powiedział poważnie. –Bo musiałby ożenić się z tobą, a to
niemożliwe, bo będziesz moją żoną.
Roześmiałam się, a wtedy lekko mnie pochylił i pocałował
mocno, aż krew mi zawrzała.
Pierwsza! ;D
OdpowiedzUsuńOjeej, Tomi oświadczył się Fran <3
Ten chłopak to jeden wielki chodzący pech, nie zdziwiłabym się, gdyby te oświadczyny przebiegły inaczej no ale w końcu będą mieli co wspominać :D
Są razem kochani, w końcu marzenie Francesci się spełniło, jeszcze kiedyś za nim szalała i chciała mieć go tylko dla siebie, więc się doczekała <3
I do tego zeswatała Lucę, ta to ma pomysły, ciekawe czy coś z tego wyjdzie, chciałabym wiedzieć jak Luca zachowuje się w związku :D
Końcówka najlepsza.
'Nie bażant, nie odlecą' Haha, uwielbiam te jej teksty! ;D
Ostatnie trzy linijki ogółem są naj, Tomi jest słodki! <3
Cieszę się bardzo, że tak szybko doczekałam się kolejnego rozdziału :D
Pozdrawiam <3
vilu-fran-lu-naty-story.blogspot.com
Czy ty masz ferie, Dzwoneczku, że tak często dodajesz te rozdziały? Nie, żebym narzekała, ale nawet nie zdążę skomentować :D
OdpowiedzUsuńJaki cudny Tomaszek, mój mąż. Też chcę taki pierścionek *.* Fran jest genialna, bażanty mnie rozwaliły.
Lucę trafiła strzała amora, pewnie nie zrobisz jego perspektywy, ale ja bym ją chętnie poczytała, uwielbiam brata Francesci. W ogóle Włosi są cudowni, aż szkoda, że nie ma tu Fede. To by było za wiele szczęścia, a przecież i tak jest cudownie. Idealnie. Kocham te rozdziały strasznie, jak widzę, że się nowy pojawia, to lecę jak szalona go czytać.
Życzę jeszcze więcej weny i pozdrawiam.
No i kolejny wspaniały rozdział. Po prostu brak słów. Tylko się zachwycać.
OdpowiedzUsuńKocham Twojego bloga, Twoje rozdziały, po prostu wszystko, co piszesz.
Też właśnie zauważyłam, że rozdziały pojawiają się częściej. Jeśli masz ferie to zazdroszczę, jeśli po prostu znalazłaś więcej czasu na pisanie- jestem Ci wdzięczna.
Jak można tak dobrze pisać? Podziwiam Cię.
Tomas oświadczył się Fran, cudownie. Życzę im szczęścia, bo Francesca szczególnie na nie zasłużyła. Już raz ją zranił, później jeszcze nie udało jej się z Marco... Teraz musi być już tylko lepiej. I mam nadzieję, że będzie. Czekam na huczny ślub! xD A no i nie będę orginalna jeśli powiem, że mnie też rozwalił ten tekst o bażantach, ale co zrobić. Nie można mieć wszystkiego w życiu ;))
Cami, wariatka moja. Ale jej się spieszy. Oni nawet jeszcze się nie zaręczyli, a ta już o wnukach myśli. I jak tu jej nie lubić ;)
Śliczny był ten pierścionek, tak przy okazji.
No i na koniec urzekłaś mnie miłością Luci. Fran-swatka.
Już z niecierpliwością czekam na kolejny. Ale nas ostatnio rozpieszczasz. xD
Nie żeby mi to nie pasowało, wręcz przeciwnie.
Dulce
Tomas i te jego wpadki xD Ale przynajmniej może być pewien, że zarówno Francesca jak i on zapamiętają ten, jakże ważny, dzień na zawsze xD W każdym razie najważniejsze jest to, że Fran przyjęła oświadczyny Tomiego, że bardzo się kochają i są ze sobą najszczęśliwsi na świecie :)
OdpowiedzUsuńKochana siostra z tej Francesci :) Zależy jej, żeby Luca też odnalazł szczęście i dobrze, że się tym zajęła i mu troszeczkę pomogła ;) No, także niech w Resto miłość sobie kwitnie i rozchodzi się po caaałym Buenos Aires ;)
Periwinkle ;*
WSZYSTKIE takie długie a mój będzie krótki bo siedzę na Tablecie i jest 1.38. ROZDZIAŁ dipcio jak zawsze . CAŁY czas wydawało mi się że fran i tomi w jakiś sposób pasują do siebie. DOBRA kończę i czekam na next
OdpowiedzUsuńTE amo <3
mARTI blanco
Codoooo ! Jak zawszę xd
OdpowiedzUsuńZazwyczaj jestem za Marco ale tu powoli się przekonuję do Tomi'ego.Oświadczył jej się I wszyscy szczęśliwi :) A teraz coś zepsujesz huheueh wiem jestem wredna xD Fran wyswatała Luce będzie nowa para ^^
O kim będzie teraz rozdział może Leonetta ? przy czytaniu twoimi opowiadani można się pośmiać :) Camila ta nasza marzycielka.Ślubu nie mają nawet dzieci a co dopiero wnuki.Ale wszystkiego można się spodziewać po Cami.
Czekam na NEXT !
Te amo ! xD