Lara
Wiem, że mu coś obiecałam. Wiem, że złamałam dane mu słowo.
Wiem, że zawiodłam jego zaufanie. Wiem, że będzie na mnie wściekły. Ale nie
mogłam. Nie mogłam patrzeć na jego cierpienie i nic nie robić. Jest moim
najlepszym przyjacielem i cholernie mi na nim zależy. I jeżeli jest chociaż
cień szansy na to, że istnieje coś, co pomogłoby mu być znowu szczęśliwym, to
to zrobię. Nawet jeśli będzie to oznaczać, że mnie znienawidzi i nie odezwie
się do mnie do końca życia. Chociaż osobiście uważam, że po tym, co zamierzam
zrobić, powinien całować moje stopy z wdzięczności, aż do skończenia świata.
-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Może ona
go kocha...
Popatrzyłam na Jose i się
roześmiałam. Jeśli Violetta kocha Diego, to ja jestem tym księdzem, który
udzieli im tego cholernego ślubu.
-Gówno, a nie kocha! –uderzyłam pięścią w
stół. –To Leon powinien dzisiaj na nią czekać przy ołtarzu, a nie ten...
-Spokojnie. –pogłaskał mnie po
dłoni. –Mamy wystarczająco dużo obciążających go dowodów.
Spojrzałam
na zgromadzone przez nas dokumenty. Nagranie z kamery przy Studio21, na którym widać wypadek, zeznania prywatnego
detektywa, którego Diego wynajął do śledzenia Violetty. Mamy nawet dowody,
które świadczą o tym, że dopuścił się defraudacji w firmie, w której
pracuje. Jeżeli tylko będziemy chcieli, możemy go zamknąć w więzieniu na sporo
lat. Udało nam się ustalić również, że nie ma żadnych wspólników. Działał sam.
-Tylko co z tego, że trafi do celi? Później
wyjdzie i będzie się mścił.
-Dlatego go nie zamkniemy. –Jose uśmiechnął
się do mnie tajemniczo.
Popatrzyłam
na niego zdziwiona, kiedy oznajmił mi, że lepszy będzie szantaż. Diego jest
osobą dość znaną i dlatego lepszym sposobem będzie postawienie mu ultimatum;
albo wyjedzie i zostawi pannę Castillo w spokoju, albo wszystkie informacje,
które udało nam się zebrać przez ostatnie pół roku, ujrzą światło dzienne,
a wtedy będzie skończony w swojej
branży. I w każdej innej zapewne też.
-Co o tym myślisz? –spytał.
Zastanowiłam się przez
chwilę. To wcale nie był taki głupi pomysł. To mogło się udać...
-Czy dla stróża prawa, szantaż nie powinien
być czymś odrażającym? –zmrużyłam oczy.
-Udawajmy, że dzisiaj nie jestem policjantem,
dobrze?
-To kim jesteś?
-Kimś kto chce ci pomóc. –posłał mi taki
uśmiech, że zmiękły mi nogi.
Przygryzłam wargę. Fajny
z niego facet...
-Nigdy nie zapytałam cię, dlaczego to
robisz...
-Dlaczego robię co?
-Pomagasz mi, a wcale nie musisz.
-Nie muszę, ale chcę. –wzruszył ramionami.
–Podobasz mi się Lara.
Serce mocniej mi zabiło.
Podszedł do mnie i objął dłońmi moją twarz.
-Bardzo mi się podobasz...
Uśmiechnęłam się do niego
i lekko musnęłam jego wargi. Zaskoczyłam go tym.
-Pochlebiasz mi, ale teraz nie mamy czasu na
romanse. –odwróciłam się od niego i sięgnęłam po kask.
-Najwyższy czas, żeby rozwalić komuś ślub.
Roześmiał się i ruszył za
mną.
Znalazłam ją w
malutkim pokoiku na plebani. Jak na pannę młodą nie wyglądała zbyt szczęśliwie.
Była zapatrzona w jakiś odległy punkt za oknem. Myślami zawędrowała gdzieś
bardzo daleko. Nawet nie zauważyła mojego przyjścia. W palcach obracała złotą
broszkę w kształcie klucza wiolinowego. Dostała ją od Leona. Pamiętam, że
kiedyś wybraliśmy się po części do motoru, a on na wystawie u jubilera, koło
którego akurat przechodziliśmy, zauważył tę małą ozdóbkę. Bez chwili
zastanowienia, wszedł do sklepu i po prostu ją dla niej kupił. Zawsze o niej
myślał. Nawet wtedy, kiedy wydawało się, że jest skupiony na zupełnie czymś
innym.
-Violetta...
Wzdrygnęła się na dźwięk
swojego imienia. Odwróciła głowę, ręką obcierając łzę, która niespostrzeżenie
spłynęła po jej policzku.
-Czego chcesz? –spytała zachrypniętym głosem.
-Nie rób tego.
-Dlaczego? Chcę w końcu być szczęśliwa.
-Przecież dobrze wiesz, że szczęśliwa możesz
być tylko z Leonem.
-Jego tu nie ma. –prychnęła.
-On cię kocha...
-Ostatnio też tak mówiłaś! I co potem?
–roześmiała się nerwowo. –Dowiedziałam się, że z jego strony to była tylko
gra! Wybacz, zaraz zaczyna się mój ślub.
-Nie wyjdziesz stąd dopóki mnie nie
wysłuchasz.
-Ani mi się śni...
-Siadaj!
Popchnęłam ją na krzesło, na którym wcześniej siedziała.
Próbowała mnie odepchnąć, ale mocno przytrzymałam ją za ramiona. Wiedziałam, że
nie uda jej się stąd wyjść, dopóki wszystkiego jej nie opowiem. Na wszelki
wypadek przed drzwiami stał Jose, który w razie próby jej ucieczki, miał ją
zatrzymać. Patrząc prosto w jej wielkie, załzawione oczy, opowiedziałam
wszystko, co wiedziałam o spotkaniu Diega z Leonem. Mówiłam, że Leon zerwał z
nią, bo chciał ją ochronić, bo bał się, że przez jego miłość stanie jej się
krzywda. Dlatego powiedział jej te wszystkie przykre rzeczy.
-Wolał, żebyś go nienawidziła, niż żeby coś
ci się stało.
-Boże... To znaczy, że...
-Kocha cię. I zrobi dla ciebie wszystko.
-Muszę do niego iść.
Uśmiechnęłam się. Gdy już
miała wychodzić odwróciła się jeszcze do mnie i ku mojemu zaskoczeniu rzuciła
mi się na szyję.
-Dziękuję ci. Dziękuję.
-Leć już. Leon czeka.
To teraz trudniejsze
zadanie.
Wielkie podwójne drzwi otworzyły się przede mną. Szłam
główną nawą, po miękkim czerwonym dywanie, w którym zapadały się moje stopy,
włożone w trampki. Wzdłuż drogi prowadzącej do ołtarza, stały w wysokich
flakonach białe lilie. No muszę przyznać, że dekoracja ślubna wyszła im
przepięknie. Organista zaczął grać Marsz Mendelsona nieświadomy tego, że panna młoda nie ma zamiaru się
stawić w kościele. Wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Widziałam zdziwione
spojrzenie ojca Violetty, jej cioci i babci. Gabriel uśmiechał się do mnie, tym
swoim jednym kącikiem, a Fran szeptała coś nerwowo Tomasowi na ucho. Camila
była dziwnie spokojna. I tylko Diego patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie
wysłać do piekła.
-Jak to nie będzie? –Diego podszedł do mnie.
–Gdzie ona jest? –wysyczał przez zęby.
-Tam, gdzie być powinna. Z Leonem.
–powiedziałam patrząc mu odważnie w oczy.
Kiedy podniósł na mnie
rękę, instynktownie się zasłoniłam. Gdy nie doczekałam się ciosu, spojrzałam
przed siebie i zobaczyłam, że Jose wykręca ręce Diega do tyłu, przytrzymując go
kolanem przy ziemi.
-Mamy do pogadania. –powiedział do pana
młodego.
Czekało mnie jeszcze długie wyjaśnianie tego, co tak
naprawdę się wydarzyło i gdzie jest Violetta. Gdy w końcu Francesca, Cami i
reszta poznali wszystkie fakty, odetchnęli z ulgą.
-Zawsze wolałem Leona. –stwierdził German.
Angie popatrzyła na niego
z politowaniem.
-No co?
-Nic. –roześmiała się do niego.
Uśmiechnęłam się do siebie. Wszystko udało się tak, jak powinno. Diego
obiecał, że zostawi nas w spokoju. Pozostało jedynie czekać na reakcję Leona.
Mam nadzieję, że nie będzie na tyle głupi, żeby znowu z niej zrezygnować.
Ożesz, kurde...
OdpowiedzUsuńNo to ten. Ja tu wrócę, jak ochłonę, że tak powiem..
Dzień Dobry, Kochana.
UsuńNa początku, przepraszam, że nie zdążyłam skomentować poprzedniego rozdziału, ale czasami tak szybko dodajesz, że ja nie nadążam za Tobą, ale tym razem jestem i mam zamiar skomentować Twoje dzieło.
Nigdy nie miałam nic do Lary. Bardzo lubiłam jej charakter i podziwiałam jej niezależność. Ale żałuję tego, że serialowa Lara, nie była taka jak Twoja, bo Twoja Lara jest niesamowita. Jest o wiele lepsza, od tej serialowej, naprawdę.
Tacy przyjaciele, jak Lara. to prawdziwy skarb, naprawdę. Chylę przed nią czoło. Prawdopodobnie, gdyby nie Lara, to głupia Violka wyszłaby za Diego ( jakoś nie wierzę, że uciekłaby z przed ołtarza)a Leon zapijałby swoje smutki alkoholem, ale całe szczęście ta dwójka ma wspaniałego Anioła stróża, który zrobi wszystko, aby razem byli szczęśliwi i nie cierpieli. Za to wszystko, co zrobiła, nie tylko powinni jej wspólnie podziękować, kupić flaszkę *( taki głupi żarcik xd), ale także poprosić, aby kiedyś została świadkiem na ich ślubie i została matką chrzestną ich dziecka ( mądra ja xd) Uchroniła ich cierpieniem. Swoją drogą, bardzo ciekawi mnie, jak zareagował Leon, gdy się dowiedział, że jego ukochana, zamierza zostać żoną tego drania, ale całe szczęście tak się nie stało, a wszystko zasługa Lary. Widać, że zalezy jej na szczęściu przyjaciela i to jest dla niej najważniejsza. Chwała jej za to, bo takich ludzi na świecie jest coraz mniej.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Ciekawi mnie reakcja Leona, na widok Violki, która stoi w jego drzwiach w sukni ślubnej. Nie będziemy czekać długo, prawda?
Ściskam Cię mocno i czekam na kolejny rozdział <3
Ja zawsze rozdział świetny <3
OdpowiedzUsuńCzekam na NEXT <3
Lara superbohaterka - strzeże sprawiedliwości i dba o szczęście przyjaciół! I dobrze, że jest taka ostra i zdecydowana, oraz że razem z Jose zadziałali i załatwili Diego! To teraz niech Violetta i Leon wrócą do siebie i wreszcie będą szczęśliwi :)
OdpowiedzUsuńPeriwinkle :)
Ogólnie nie lubię kary ale w twoim opowiadaniu jest super
OdpowiedzUsuńNa samym początku chciałabym tylko uwzględnić, że moja wypowiedź nie będzie choćby w najmniejszym stopniu sensowna, czy ciekawa.
OdpowiedzUsuńZaczyna się weekend, a co za tym stoi? Mój humor poprawia się do takiego stopnia, że nie potrafię spokojnie usiedzieć w jednym miejscu, więc na długo tutaj nie zagoszczę. A szkoda...
Kochanie, piszesz naprawdę niesamowicie.
Agnieszka ma stuprocentową rację, z nią nie wolno się kłócić.
Zasada nr 1 kodeksu Julki: Wszystko co napisze Ag., jest dobre.
Czemu ciągle zmieniam temat?
Muszę się uspokoić, prawda?
OK, kocham cię najmocniej na świecie! ♥
Oh, słonko. Na wstępie chciałam cie przeprosić, że
OdpowiedzUsuńdopiero teraz komentuję,
ale zupełnie wyleciało mi z głowy, by tu wstąpić :/
Ah, moje roztargnienie...
Sama doskonale wiesz, ze to jest cudowne.
Nie muszę ci tego pisać.
Masz talent. Cholernie niesamowity.
A ten rozdział?
Cóż, jest bezwarunkowo, bardzo zajebisty! ;)
Piękny, boski, nieziemski ♥
Pisz, pisz dalej...
Czekam na kolejną publikację :)
An ;* (kiedyś YoEspanolAmor)
Kiedy nowy?:)
OdpowiedzUsuń