czwartek, 12 czerwca 2014

54.

Lara

            Wiem, że mu coś obiecałam. Wiem, że złamałam dane mu słowo. Wiem, że zawiodłam jego zaufanie. Wiem, że będzie na mnie wściekły. Ale nie mogłam. Nie mogłam patrzeć na jego cierpienie i nic nie robić. Jest moim najlepszym przyjacielem i cholernie mi na nim zależy. I jeżeli jest chociaż cień szansy na to, że istnieje coś, co pomogłoby mu być znowu szczęśliwym, to to zrobię. Nawet jeśli będzie to oznaczać, że mnie znienawidzi i nie odezwie się do mnie do końca życia. Chociaż osobiście uważam, że po tym, co zamierzam zrobić, powinien całować moje stopy z wdzięczności, aż do skończenia świata.
 -Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Może ona go kocha...
Popatrzyłam na Jose i się roześmiałam. Jeśli Violetta kocha Diego, to ja jestem tym księdzem, który udzieli im tego cholernego ślubu.
 -Gówno, a nie kocha! –uderzyłam pięścią w stół. –To Leon powinien dzisiaj na nią czekać przy ołtarzu, a nie ten...
 -Spokojnie. –pogłaskał mnie po dłoni. –Mamy wystarczająco dużo obciążających go dowodów.
Spojrzałam na zgromadzone przez nas dokumenty. Nagranie z kamery przy Studio21, na którym widać wypadek, zeznania prywatnego detektywa, którego Diego wynajął do śledzenia Violetty. Mamy nawet dowody, które świadczą o tym, że dopuścił się defraudacji w firmie, w której pracuje. Jeżeli tylko będziemy chcieli, możemy go zamknąć w więzieniu na sporo lat. Udało nam się ustalić również, że nie ma żadnych wspólników. Działał sam.
 -Tylko co z tego, że trafi do celi? Później wyjdzie i będzie się mścił.
 -Dlatego go nie zamkniemy. –Jose uśmiechnął się do mnie tajemniczo.
Popatrzyłam na niego zdziwiona, kiedy oznajmił mi, że lepszy będzie szantaż. Diego jest osobą dość znaną i dlatego lepszym sposobem będzie postawienie mu ultimatum; albo wyjedzie i zostawi pannę Castillo w spokoju, albo wszystkie informacje, które udało nam się zebrać przez ostatnie pół roku, ujrzą światło dzienne, a  wtedy będzie skończony w swojej branży. I w każdej innej zapewne też.
 -Co o tym myślisz? –spytał.
Zastanowiłam się przez chwilę. To wcale nie był taki głupi pomysł. To mogło się udać...
 -Czy dla stróża prawa, szantaż nie powinien być czymś odrażającym? –zmrużyłam oczy.
 -Udawajmy, że dzisiaj nie jestem policjantem, dobrze?
 -To kim jesteś?
 -Kimś kto chce ci pomóc. –posłał mi taki uśmiech, że zmiękły mi nogi.
Przygryzłam wargę. Fajny z niego facet...
 -Nigdy nie zapytałam cię, dlaczego to robisz...
 -Dlaczego robię co?
 -Pomagasz mi, a wcale nie musisz.
 -Nie muszę, ale chcę. –wzruszył ramionami. –Podobasz mi się Lara.
Serce mocniej mi zabiło. Podszedł do mnie i objął dłońmi moją twarz.
 -Bardzo mi się podobasz...
Uśmiechnęłam się do niego i lekko musnęłam jego wargi. Zaskoczyłam go tym.
 -Pochlebiasz mi, ale teraz nie mamy czasu na romanse. –odwróciłam się od niego i sięgnęłam po kask.
 -Najwyższy czas, żeby rozwalić komuś ślub.
Roześmiał się i ruszył za mną.
            Znalazłam ją w malutkim pokoiku na plebani. Jak na pannę młodą nie wyglądała zbyt szczęśliwie. Była zapatrzona w jakiś odległy punkt za oknem. Myślami zawędrowała gdzieś bardzo daleko. Nawet nie zauważyła mojego przyjścia. W palcach obracała złotą broszkę w kształcie klucza wiolinowego. Dostała ją od Leona. Pamiętam, że kiedyś wybraliśmy się po części do motoru, a on na wystawie u jubilera, koło którego akurat przechodziliśmy, zauważył tę małą ozdóbkę. Bez chwili zastanowienia, wszedł do sklepu i po prostu ją dla niej kupił. Zawsze o niej myślał. Nawet wtedy, kiedy wydawało się, że jest skupiony na zupełnie czymś innym.
 -Violetta...
Wzdrygnęła się na dźwięk swojego imienia. Odwróciła głowę, ręką obcierając łzę, która niespostrzeżenie spłynęła po jej policzku.
 -Czego chcesz? –spytała zachrypniętym głosem.
 -Nie rób tego.
 -Dlaczego? Chcę w końcu być szczęśliwa.
 -Przecież dobrze wiesz, że szczęśliwa możesz być tylko z Leonem.
 -Jego tu nie ma. –prychnęła.
 -On cię kocha...
 -Ostatnio też tak mówiłaś! I co potem? –roześmiała się nerwowo. –Dowiedziałam się, że z jego strony to była tylko gra! Wybacz, zaraz zaczyna się mój ślub.
 -Nie wyjdziesz stąd dopóki mnie nie wysłuchasz.
 -Ani mi się śni...
 -Siadaj!
            Popchnęłam ją na krzesło, na którym wcześniej siedziała. Próbowała mnie odepchnąć, ale mocno przytrzymałam ją za ramiona. Wiedziałam, że nie uda jej się stąd wyjść, dopóki wszystkiego jej nie opowiem. Na wszelki wypadek przed drzwiami stał Jose, który w razie próby jej ucieczki, miał ją zatrzymać. Patrząc prosto w jej wielkie, załzawione oczy, opowiedziałam wszystko, co wiedziałam o spotkaniu Diega z Leonem. Mówiłam, że Leon zerwał z nią, bo chciał ją ochronić, bo bał się, że przez jego miłość stanie jej się krzywda. Dlatego powiedział jej te wszystkie przykre rzeczy.
 -Wolał, żebyś go nienawidziła, niż żeby coś ci się stało.
 -Boże... To znaczy, że...
 -Kocha cię. I zrobi dla ciebie wszystko.
 -Muszę do niego iść.
Uśmiechnęłam się. Gdy już miała wychodzić odwróciła się jeszcze do mnie i ku mojemu zaskoczeniu rzuciła mi się na szyję.
 -Dziękuję ci. Dziękuję.
 -Leć już. Leon czeka.
To teraz trudniejsze zadanie.
            Wielkie podwójne drzwi otworzyły się przede mną. Szłam główną nawą, po miękkim czerwonym dywanie, w którym zapadały się moje stopy, włożone w trampki. Wzdłuż drogi prowadzącej do ołtarza, stały w wysokich flakonach białe lilie. No muszę przyznać, że dekoracja ślubna wyszła im przepięknie. Organista zaczął grać Marsz Mendelsona nieświadomy tego, że panna młoda nie ma zamiaru się stawić w kościele. Wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Widziałam zdziwione spojrzenie ojca Violetty, jej cioci i babci. Gabriel uśmiechał się do mnie, tym swoim jednym kącikiem, a Fran szeptała coś nerwowo Tomasowi na ucho. Camila była dziwnie spokojna. I tylko Diego patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie wysłać do piekła.
 -No to ten... –zaczęłam, wygładzając moje ogrodniczki. –Ślubu nie będzie.
 -Jak to nie będzie? –Diego podszedł do mnie. –Gdzie ona jest? –wysyczał przez zęby.
 -Tam, gdzie być powinna. Z Leonem. –powiedziałam patrząc mu odważnie w oczy.
Kiedy podniósł na mnie rękę, instynktownie się zasłoniłam. Gdy nie doczekałam się ciosu, spojrzałam przed siebie i zobaczyłam, że Jose wykręca ręce Diega do tyłu, przytrzymując go kolanem przy ziemi.
 -Mamy do pogadania. –powiedział do pana młodego.
            Czekało mnie jeszcze długie wyjaśnianie tego, co tak naprawdę się wydarzyło i gdzie jest Violetta. Gdy w końcu Francesca, Cami i reszta poznali wszystkie fakty, odetchnęli z ulgą.
 -Zawsze wolałem Leona. –stwierdził German.
Angie popatrzyła na niego z politowaniem.
 -No co?
 -Nic. –roześmiała się do niego.
Uśmiechnęłam się do siebie. Wszystko udało się tak, jak powinno. Diego obiecał, że zostawi nas w spokoju. Pozostało jedynie czekać na reakcję Leona. Mam nadzieję, że nie będzie na tyle głupi, żeby znowu z niej zrezygnować.

8 komentarzy:

  1. Ożesz, kurde...
    No to ten. Ja tu wrócę, jak ochłonę, że tak powiem..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień Dobry, Kochana.
      Na początku, przepraszam, że nie zdążyłam skomentować poprzedniego rozdziału, ale czasami tak szybko dodajesz, że ja nie nadążam za Tobą, ale tym razem jestem i mam zamiar skomentować Twoje dzieło.

      Nigdy nie miałam nic do Lary. Bardzo lubiłam jej charakter i podziwiałam jej niezależność. Ale żałuję tego, że serialowa Lara, nie była taka jak Twoja, bo Twoja Lara jest niesamowita. Jest o wiele lepsza, od tej serialowej, naprawdę.
      Tacy przyjaciele, jak Lara. to prawdziwy skarb, naprawdę. Chylę przed nią czoło. Prawdopodobnie, gdyby nie Lara, to głupia Violka wyszłaby za Diego ( jakoś nie wierzę, że uciekłaby z przed ołtarza)a Leon zapijałby swoje smutki alkoholem, ale całe szczęście ta dwójka ma wspaniałego Anioła stróża, który zrobi wszystko, aby razem byli szczęśliwi i nie cierpieli. Za to wszystko, co zrobiła, nie tylko powinni jej wspólnie podziękować, kupić flaszkę *( taki głupi żarcik xd), ale także poprosić, aby kiedyś została świadkiem na ich ślubie i została matką chrzestną ich dziecka ( mądra ja xd) Uchroniła ich cierpieniem. Swoją drogą, bardzo ciekawi mnie, jak zareagował Leon, gdy się dowiedział, że jego ukochana, zamierza zostać żoną tego drania, ale całe szczęście tak się nie stało, a wszystko zasługa Lary. Widać, że zalezy jej na szczęściu przyjaciela i to jest dla niej najważniejsza. Chwała jej za to, bo takich ludzi na świecie jest coraz mniej.
      Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Ciekawi mnie reakcja Leona, na widok Violki, która stoi w jego drzwiach w sukni ślubnej. Nie będziemy czekać długo, prawda?
      Ściskam Cię mocno i czekam na kolejny rozdział <3

      Usuń
  2. Ja zawsze rozdział świetny <3
    Czekam na NEXT <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Lara superbohaterka - strzeże sprawiedliwości i dba o szczęście przyjaciół! I dobrze, że jest taka ostra i zdecydowana, oraz że razem z Jose zadziałali i załatwili Diego! To teraz niech Violetta i Leon wrócą do siebie i wreszcie będą szczęśliwi :)
    Periwinkle :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogólnie nie lubię kary ale w twoim opowiadaniu jest super

    OdpowiedzUsuń
  5. Na samym początku chciałabym tylko uwzględnić, że moja wypowiedź nie będzie choćby w najmniejszym stopniu sensowna, czy ciekawa.
    Zaczyna się weekend, a co za tym stoi? Mój humor poprawia się do takiego stopnia, że nie potrafię spokojnie usiedzieć w jednym miejscu, więc na długo tutaj nie zagoszczę. A szkoda...
    Kochanie, piszesz naprawdę niesamowicie.
    Agnieszka ma stuprocentową rację, z nią nie wolno się kłócić.
    Zasada nr 1 kodeksu Julki: Wszystko co napisze Ag., jest dobre.
    Czemu ciągle zmieniam temat?
    Muszę się uspokoić, prawda?
    OK, kocham cię najmocniej na świecie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh, słonko. Na wstępie chciałam cie przeprosić, że
    dopiero teraz komentuję,
    ale zupełnie wyleciało mi z głowy, by tu wstąpić :/
    Ah, moje roztargnienie...

    Sama doskonale wiesz, ze to jest cudowne.
    Nie muszę ci tego pisać.
    Masz talent. Cholernie niesamowity.
    A ten rozdział?
    Cóż, jest bezwarunkowo, bardzo zajebisty! ;)
    Piękny, boski, nieziemski ♥

    Pisz, pisz dalej...
    Czekam na kolejną publikację :)
    An ;* (kiedyś YoEspanolAmor)

    OdpowiedzUsuń