Co to w ogóle takiego ta cała
miłość? Luís de Camões twierdził, że jest to jakieś nie wiadomo co, przychodzące
nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, i sprawiające ból nie wiadomo dlaczego.
Spece od biochemii zakochania wytłumaczyliby mu zapewne, że wszystko to sprawka
fenyloetyloaminy (w skrócie PEA) i tak zwanego ośrodka przyjemności, który
znajduje się w naszym mózgu. Pominęliby fakt, że odkryli to przypadkowo w
latach pięćdziesiątych, badając szczury i zaczęliby nudny wykład o tym, jak
pozytywne emocje, które towarzyszą nam, gdy patrzymy na ukochaną osobę, powodują wydzielanie się PEA, która blokuje
presynaptyczne wychwytywanie noradrenaliny, co w efekcie silnie pobudza ośrodek
przyjemności i tak oto (proszę o uwagę!) mamy miłość. Taki sam efekt można
uzyskać ćpając. Ba dum tss. Tytuł filmu „Miłość jak narkotyk” nabiera
dosłownego znaczenia. Oczywiście dla niektórych, bez względu na wszystkie
naukowe teorie, które opierają się na latach dokładnych badań, miłość zawsze
będzie czymś metafizycznym. Nie tylko połączeniem dwojga ciał, ale przede
wszystkim niezwykłym połączeniem dwojga dusz, które latami próbowały się
odnaleźć i w końcu się udało. Dla niektórych to coś więcej niż życie. Bo czym
ono by było bez miłości?
Ona
też kochała. Właśnie w tej chwili patrzyła na osobę, która była dla niej
najważniejsza na świecie i nie mogła wyjść z podziwu. Te lśniące włosy,
błyszczące oczy, które wszystko wnikliwie obserwowały, idealnie wykrojone usta,
szczupła sylwetka.
-Perfecto... –szepnęła pociągając tuszem rzęsy.
Usłyszała, dobiegający z dołu
głos mamy. Natalia już na nią czeka. Miały razem pójść do szkoły. Jeszcze
raz przejrzała się w lustrze. Maravilloso! Pomyślała i klasnęła w
dłonie. Uniosła dumnie głowę i zeszła po schodach do przyjaciółki.
-Naaty! Masz dla mnie wodę? –spytała.
-Tak... –brunetka podała jej niepewnie butelkę.
-Przecież wiesz, że nie lubię gazowanej!
-Przepraszam Ludmi... –spuściła wzrok.
-Do niczego się nie nadajesz!
Ludmiła Ferro
o miłości, o której chętnie czyta się w powieściach Nory Roberts, nie miała
bladego pojęcia. Nie wiedziała również nic o takiej, którą darzy się rodzinę
czy najlepszych przyjaciół. Jedyną jaką znała, to miłość do samej siebie. Była
nią wręcz zaślepiona. Uważała się za pępek świata i nie dopuszczała do siebie
myśli, że ktoś mógłby jej nie podziwiać. Bądźmy szczerzy. Przecież jest Supernova. W jej blasku można się opalić lepiej niż w solarium czy na wakacjach
na Wyspach Kanaryjskich. I nic, ani nikt tego nie zmieni. A już na pewno nie ta
mała, wredna Violetta. Była ona dla niej czymś w rodzaju gradowej chmury, która
mogła ją przysłonić... Już ona się postara, żeby do tego nie dopuścić. Choćby
miała zaprzedać duszę diabłu, pokaże tej całej Castillo, gdzie jej miejsce.
W jej mniemaniu powinna dyndać na końcu łańcucha pokarmowego. Ależ
jej nienawidziła.
-Ludmi patrz, coś się tam dzieje! –Natalia wskazała na zamieszanie
przed wejściem do Studio21.
Dziewczyny szybko podbiegły, do grupki, która powoli
zaczęła się zbierać wokół Leona, Diega i Violetty. Ludmiła zaczęła się
przeciskać przez kolegów. Musi widzieć wszystko, jak najlepiej.
Leon
mocno zaciskał pięści. Chciał, żeby to wszystko, co przed chwilą zobaczył,
okazało się tylko jakimś głupim żartem. Chodzili ze sobą od roku. Kochał ją i
myślał, że ona odwzajemnia jego uczucia. Od samego początku latał za nią, jak
pies za kością. Był przy niej na każde zawołanie, wszystko wybaczał i
cierpliwie znosił jej niezdecydowanie. Chciał stworzyć z nią związek z
prawdziwego zdarzenia. Myślał, że będą ze sobą już na zawsze. Wierzył
w nich. Czy można być bardziej naiwnym? Stał teraz i patrzył z
niedowierzaniem na swoją dziewczynę i tego dupka, który położył na niej swoje
brudne łapy.
Przyłapał ich,
gdy całowali się przed szkołą. Wcześniej pisał Violettcie, że dzisiaj go nie będzie,
bo ma jechać z tatą po nowy motor. W ostatniej chwili pan Verdas zmienił plany
i Leon jednak zdecydował się iść na zajęcia. Teraz tego żałował. Wolałby
zostać w domu i żyć w błogiej nieświadomości. Naprawdę go zdradziła? Może
to Diego się na nią rzucił i nie umiała się przed nim obronić? Ale czy wtedy
wyglądałaby na zawstydzoną?
-Co to ma być? –wycedził przez zęby.
Zauważył, że Diego chwycił ją za
rękę i uśmiechnął się triumfująco. Nie wytrzymał. Rzucił się na niego i zaczął
okładać go na oślep pięściami. Przewrócili się. Włożył w tę bójkę całą swoją
siłę. Kilka sierpowych zatrzymało się na twarzy Diega. Coś chrupnęło. Chyba
złamał mu nos. Bolały go już kostki. Zdradziła go... A teraz on zabije Diego.
Poczuł jak zaczynają go piec oczy, ale obiecał sobie, że nie wyleci z nich ani
jedna łza.
-Leon przestań! –usłyszał błagalny krzyk Violi.
Odwrócił się. Diego tylko na to
czekał. Wykorzystał chwilowy brak koncentracji rywala i wyrżnął mu pięścią
w twarz, a potem z siebie zrzucił. Leon potoczył się na bok i wypluł krew,
która zebrała się mu w ustach.
-Dlaczego? –spojrzał na swoją dziewczynę oczyma pełnymi bólu.
Zgromadzeni wokół uczniowie
wstrzymali oddech. Większość z nich uważała Leonettę za parę idealną, a tu
takie rzeczy. Każdy z niecierpliwością czekał na odpowiedź dziewczyny.
I każdy chwycił się za głowę, gdy ją usłyszał.
-Bo go kocham...
Ból, który przeszył jego klatkę
piersiową, był nie do zniesienia.
Angie
i Pablo wybiegli, zaalarmowani przez dobiegające sprzed Studio krzyki.
Kobieta stanęła i z przerażenia zasłoniła dłonią usta, żeby nie krzyknąć. Jej
przyjaciel również był wstrząśnięty tym, co zobaczył. Dwójka uczniów wyglądała,
jak po bokserskim sparingu. Diego bezskutecznie próbował zatamować krew,
płynącą mu ze złamanego nosa, a Leon siedział na ziemi i rozcierał potłuczony
łokieć. Miał spuchnięte oko. Uczniowie przyglądali się całemu zajściu i cicho
coś do siebie szeptali. Violetta płakała.
-Co tu się stało? –spytał Pablo.
Ludmiła się uśmiechnęła. Pora na show time!
Z
przejętą miną opowiedziała nauczycielom, jak to słodka, zawsze niewinna
Violetta zdradziła swojego wspaniałego Leona, z nielubianym przez wszystkich
Diego. Z ogromną satysfakcją patrzyła na załamaną koleżankę, która ukryła twarz
w dłoniach. No proszę. Wzór wszelkich cnót też ma sporo za uszami. To był jeden
z najlepszych dni w jej życiu. I nie musiała nic robić! Tym razem nie
przyłożyła ręki do upadku Violetty. Dziewczyna sama podała się jej na tacy.
-Naty, czy to nie jest wspaniałe? –uśmiechnęła się promiennie do
przyjaciółki.
-To, że Leon cierpi?
Ludmiła omiotła go wzrokiem.
Rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. Mimo wszystko zrobiło jej się go żal, ale
przecież nie przyzna się do tego przed Natalią. Jest Ludmiłą Ferro! Ona nikomu
nie współczuje. Spojrzała na brunetkę.
-Przecież sam sobie na to zasłużył. Gdyby ze mną nie zerwał,
bylibyśmy najpiękniejszą parą w Buenos Aires. Tylko, że on wolał tego
aniołeczka. Ma teraz za swoje.
-Ludmi, ty naprawdę nie masz serca. –skwitowała Naty i odeszła,
zostawiając ją samą.
Ten
zasraniec zrzucił wszystko na niego. Leon zacisnął zęby. Pewnie wyrzucą go
teraz ze Studio. W sumie było mu wszystko jedno. Nie był pewien, czy
będzie w stanie przychodzić do szkoły i patrzeć, jak Diego migdali się z
Violettą. Przetarł dłońmi po twarzy, próbując się nie rozpłakać. Od dłuższej
chwili siedzieli w gabinecie dyrektora i milczeli. Pablo patrzył na niego ze
smutkiem. Wiedział, jak to jest, kiedy kocha się kobietę, która uczuciem darzy
kogoś innego. Było mu szkoda Leona. To dobry, zdolny chłopak. Nie zasłużył na
to, co zgotowała mu Violetta. Mimo całej sympatii dla niego, nie mógł jednak po
prostu darować mu tej bójki. Jest dyrektorem szkoły i musi wyznaczyć mu jakąś
karę.
-Muszę cię ukarać za tę bójkę... –zaczął.
Leon popatrzył na niego pustym
wzrokiem.
-Pozbieram swoje rzeczy i wyniosę się ze Studio.
-Nie chcemy cię wyrzucać. Będziesz pracował społecznie w
schronisku dla zwierząt.
Tylko tyle? Leon szczerze się
zdziwił. Przeprosił Pabla i podziękował mu za szansę. Miał już wychodzić, ale
starszy mężczyzna go zatrzymał.
-Posłuchaj, jesteś
młody, jeszcze nie raz się zakochasz. Nie warto robić czegoś, co może później
zaważyć na przyszłości. –miał nadzieję, że chłopiec to sobie przemyśli.
Zauważyła
jak wychodzi z gabinetu. Podeszła do niego i z szyderczym uśmiechem miała już
mu przypomnieć, jak to ciągle powtarzała, że Violetta wcale nie jest takim
niewiniątkiem, jak wszyscy dookoła uważali, i że tylko jej udało się ją
przejrzeć, ale gdy popatrzył na nią, zamarła. Jego oczy zaatakowały ją
nagromadzonymi, bolesnymi emocjami. Wciągnęła powietrze do płuc i nie chciała
go wypuścić w obawie, że mogłaby mu wyrządzić jeszcze większą krzywdę.
-Proszę bardzo, Ludmiła. Dobij mnie. –rozłożył ręce. –Wiem, że
tylko na to czekasz.
Po raz pierwszy w życiu zrobiło
jej się głupio. Leon cierpiał, a ona chciała mu dołożyć. Chyba naprawdę jest
okropną osobą... Ale czy to jej wina, że wszyscy się nabrali na ładne oczy
Violetty? Ona od samego początku wiedziała, jakie z niej ziółko. Tym razem
jednak zachowała złośliwe uwagi dla siebie i ugryzła się w język. Leon ponosił
już wystarczającą karę, za swoją naiwność.
-Chciałam się tylko dowiedzieć, czy cię wyrzucili.
-Nie. Nie musisz się tak o mnie martwić. –powiedział ironicznie i
ją wyminął.
Westchnęła i zaczęła szukać Naty.
Mówią,
że od miłości do nienawiści tylko jeden krok. W jego przypadku była to prawda.
Przez ostatnie tygodnie Leon unikał Violetty, jak tylko mógł. Nie potrafił
znieść widoku dziewczyny. Krzywił się za każdym razem, kiedy się na nią
natykał. Kiedyś mu powiedziała, że chciałaby, żeby zostali przyjaciółmi, bo
brakuje jej jego wsparcia. Wyśmiał ją i powiedział, że może sobie wsadzić tą
przyjaźń tam, gdzie słońce nie dociera. Nie rozmawiali więcej. Teraz siedział i
gapił się w jakiś punkt na ścianie. Andres cały czas o czymś nawijał, ale on go
nie słuchał. Wszyscy przyjaciele martwili się o niego, ale nic sobie z tego nie
robił. Wolał być sam. Przestał się uśmiechać i rzadko się do kogoś odzywał.
Śpiewanie też nie sprawiało mu już takiej przyjemności, jak dawniej. Jedynie
praca w schronisku go cieszyła. Polubił swoich psich podopiecznych tak bardzo,
że kiedy Pablo powiedział, że nie musi już tam chodzić, został jako
wolontariusz.
Ludmiła
weszła do sali robiąc tyle hałasu, że wszyscy odwrócili głowy w jej kierunku.
Właśnie o to jej chodziło. Zawsze musi być w centrum uwagi. Każdy musi na nią
patrzeć. A jej wejście musi być niczym wejście smoka. Tylko wtedy jest w
swoim żywiole. Uśmiechnęła się sztucznie do każdego i usiadła obok Leona. Za
nią biegła zdyszana Naty.
-Woda! –wyciągnęła rękę do przyjaciółki.
Leon pokręcił głową. Nie mógł
zrozumieć, dlaczego Natalia daje sobą pomiatać, ale w końcu to jej życie. Może
lubi być terroryzowana.
-Kochani! –zaczęła Angie. –Z okazji Dnia Mamy, chcemy zorganizować
przedstawienie w naszym Studio! Będzie to współczesna historia Kopciuszka.
-Ja będę Kopciuszkiem. –Ludmiła wstała i okręciła się wokół
własnej osi. –Violetta może być macochą. –spojrzała kpiąco w stronę koleżanki.
-Ty nadajesz się
tylko na dynię! –warknęła Violetta.
-Przynajmniej nie przyprawiam rogów chłopakowi. –blondynka nie
była jej dłużna.
Kątem oka zauważyła, jak Leon
wstaje i wychodzi trzaskając drzwiami. Znowu poczuła to dziwne uczucie, które
próbowało jej powiedzieć, że źle się zachowała. Zignorowała
je i popatrzyła wyzywająco na Violettę.
-Dziewczyny przestańcie. –poprosiła je Angie. –Tym razem sami
wybierzecie główne role. Zrobimy głosowanie. Na korytarzu będzie stać urna, do
której będziecie mogli wrzucać karteczki z waszymi typami. Nie wolno głosować
na siebie. –popatrzyła znacząco na Ludmiłę.
Bardzo
jej się to nie spodobało. Jeżeli uczniowie będę wybierali, to na pewno nie
wygra. Wszyscy będą głosować na Violettę... Musi coś z tym zrobić.
-Naty! –skinęła ręką na brunetkę. –Musisz sfałszować wyniki.
-Jak to sfałszować? Tak nie można!
Naty była przerażona. Zawsze
obawiała się pomysłów Ludmiły. Tym bardziej, że zwykle wszystko wychodziło
na jaw i miały potem kłopoty. Czy ona nigdy się nie nauczy? Ludmiła skrzyżowała
ręce na piersi i zaczęła niecierpliwie tupać nogą. Popatrzyła na Natalię z
takim wyrzutem, że ta się skuliła.
-W takim razie sama to zrobię! –odrzuciła włosy. –Mówiłam ci już,
że się do niczego nie nadajesz?
-Ciągle mi to powtarzasz... –Naty wywróciła oczami.
-Ludmiła odchodzi! –pstryknęła palcami i odeszła.
Ubrała
się w czarne legginsy i golf tego samego koloru. Blond loki schowała pod
hebanową czapką i założyła nawet rękawiczki, żeby nie było odcisków palców.
Chyba naoglądała się za dużo filmów o Dannym Ocean. Całe popołudnie spędziła na
przygotowywaniu karteczek z jej imieniem. Nie było to łatwe, ponieważ musiała
za każdym razem zmienić charakter pisma, żeby nie wzbudzać niepotrzebnych
podejrzeń. Gdy była pewna, że w Studio21 nie ma już nikogo, oprócz
przygłuchawej woźnej –pani Melissy, wślizgnęła się do szkoły i na palcach
podeszła do urny. Otworzyła ją i zaczęła przepatrywać wszystkie głosy. Te, na
których było napisane Violetta Castillo, wyrzucała, a w zamian dawała
podrobione przez siebie. Tak, plan był genialny. Uśmiechnęła się, gdy wszystko
było już gotowe. Supernova znowu wygrała. Zadowolona z siebie, odwróciła się i
zamarła.
Pablo
stał z założonymi rękami i przez cały czas się jej przyglądał. Nie mógł
uwierzyć, że Ludmiła jest zdolna zrobić coś takiego.
-Możesz mi wytłumaczyć, co robisz? –spytał surowo.
-No bo ja... –złożyła dłonie w charakterystyczny sposób. –Ja
tylko...
-No wykrztuś to z siebie.
-Ta urna się przewróciła i wypadły z niej głosy. –zrobiła niewinną
minkę. –Chciałam je tylko pozbierać.
Dyrektor szkoły pokiwał głową z
niedowierzaniem. Co jest nie tak z tą dziewczyną?
-Tym razem przesadziłaś. I musisz ponieść konsekwencje tego
postępowania.
Ludmiła była gotowa zrobić
wszystko, żeby uniknąć kary. Jeżeli będzie trzeba, to zaleje Pabla rzewnymi
łzami, byle tylko jej odpuścił. Będzie go błagać, odwoła się do miłosierdzia
względem bliźnich i zacznie mówić, jak ważne jest dawanie drugiej szansy.
Wszystko to jednak na nic. Pablo był nieugięty. Dopuściła się karygodnego
czynu, a teraz czeka ją straszliwa pokuta.
Chciało
mu się z niej śmiać. Wyglądała na bardzo nieszczęśliwą, a gdy dostała szary
kombinezon, który musiała ubrać i za duże rękawice, prawie się popłakała.
-Nie włożę tego. –spojrzała na strój z obrzydzeniem.
-Nie ma problemu. Możesz sprzątać klatki w swojej czarnej
spódniczce i różowym sweterku. ‑właścicielka schroniska wzruszyła ramionami i
zostawiła ją samą.
Ludmiła zaczęła tupać ze złości.
Wolałaby być zawieszona w prawach ucznia, niż sprzątać psie kupy. Już nigdy,
ale to przenigdy nie będzie próbowała sfałszować wyników. Wzniosła oczy ku
niebu i przeciągle westchnęła. Leon podszedł do niej i się uśmiechnął.
-Nie jest tak źle. –pocieszył ją. –Psiaki są przekochane.
-Świetnie. –zacisnęła usta w wąską linię.
-Pomogę ci. –mrugnął do niej.
-Dlaczego miałbyś to robić?
-A dlaczego nie?
Ludmiła zmrużyła oczy. Nie
wierzyła w coś takiego, jak bezinteresowna pomoc. Leon pewnie coś od niej
chciał, albo, co gorsza, chciał ją w jakiś podły sposób upokorzyć jeszcze
bardziej. Przynajmniej ona by tak postąpiła... No właśnie. Ona nie miałaby
żadnych skrupułów, żeby pogrążyć kogoś jeszcze bardziej. Gdyby tylko miała taką
możliwość, zrobiłaby to bez mrugnięcia oka. Zmarszczyła brwi. Nic dziwnego, że
ludzie jej nie lubią...
-Radzę ci włożyć ten kombinezon. Psy czasami skaczą i mogą ci
zaciągnąć sweter pazurami.
Posłuchała go. Niechętnie się
przebrała i wzięła się do pracy.
Leon
wszystko jej pokazał. Powoli tłumaczył, gdzie co się znajduje. Zaproponował
jej, że on posprząta klatki, a ona zajmie się miskami. Był naprawdę miły.
Opowiedział jej historię każdego psa, który znajdował się pod ich opieką.
Musiała przyznać, że praca wcale nie jest taka straszna.
-Jakiś dzieciak dla zabawy wydłubał mu oko, a potem zostawił koło drogi, najpewniej żeby go
przejechało.
Ludmiła wstrzymała oddech. Czy
człowiek może być, aż tak okrutny? Podeszła do pieska bliżej i kucnęła. Zauważyła,
że cały się trzęsie. Powoli zaczęła mu szeptać słodkie słówka i wyciągnęła
rękę, żeby go pogłaskać. Z największą delikatnością dotknęła małego łebka
i zaczęła go drapać za uszkiem. Poczuła, że piesek sztywnieje, ale po
chwili się odpręża.
-No malutki, nie ma się czego bać. –powiedziała słodko.
Patrzył
na to, co się przed nim dzieje i nie mógł się nadziwić, skąd u Ludmiły wzięła
się taka czułość. Był zafascynowany tym widokiem. Maluszek niepewnie spojrzał
na nią jedynym okiem, a potem polizał ją po ręce. Dziewczyna odwróciła się do
Leona i uśmiechnęła od ucha do ucha. Jeszcze nigdy nie widział u niej
takiego uśmiechu. Tym razem był szczery, nie taki, jakie zwykła rozdawać w
szkole.
-Lubi cię.
-Czyż nie jest rozkoszny? –wzięła pieska na ręce i przytuliła do
twarzy.
Cicho zapiszczała, kiedy mokry
język przejechał jej po policzku. Leon się zaśmiał. Taka Ludmiła mu się
podobała. Gdyby tylko była tak miła dla ludzi, którzy ją otaczają...
-Czemu w stosunku do ludzi nie jesteś taka?
Zadarła głowę i spojrzała mu w
oczy. Zaskoczył ją tym pytaniem.
-Czemu mam być dla nich miła, skoro próbują mnie zniszczyć?
–spuściła wzrok.
-Kto cię próbuje
zniszczyć? Naty, która goni za tobą jak pies i z przerażeniem wykonuje
wszystkie twoje polecenia? A może ja, bo ci pomagam? –był zirytowany.
-Ty nic nie rozumiesz. –spojrzała na niego gniewnie.
‑Rozejrzyj się Ludmiła. Otaczają cię ludzie, którzy chcieliby się
z tobą przyjaźnić, ale sama ich od siebie odpychasz.
Postanowił sobie w duchu, że
zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby świat zobaczył tę nową Ludmiłę.
Zaproponował,
że ją odprowadzi do domu. Zgodziła się. Zrobiło jej się miło na sercu i to
uczucie bardzo ją zaskoczyło. Zauważyła, że Leon wzbudza w niej jakieś dziwne
emocje. Najpierw, kiedy chciała go zranić, doznała czegoś, co można porównać do
wyrzutów sumienia, a teraz to dziwnie przyjemne wrażenie, które sprawiało, że
dostawała tachykardii. Z tego wszystkiego nie zauważyła wystającego
korzenia i się potknęła. Upadłaby, ale Leon zdążył ją złapać. Stali teraz w
świetle zachodzącego słońca i patrzyli na siebie.
-Musisz uważać. –powiedział z uprzejmym uśmiechem.
Cały czas trzymał ją za ramię.
Odniosła wrażenie, że jego palce palą jej skórę. Spojrzała w jego zielone oczy
i głośno wciągnęła powietrze. Leon przybliżył się do niej i wydawało jej się,
że chce ją pocałować. Przecież nie może do tego dopuścić! Musi pamiętać, że
zerwał z nią dla Violetty, a tego nigdy mu nie wybaczy. Zagryzła policzek i
odchrząknęła.
-Dziękuję. –powiedziała i wyrwała ramię.
Był zdziwiony jej zachowaniem,
ale nie skomentował tego. Wsadził ręce do kieszeni i w milczeniu
odprowadził ją pod samą bramkę.
To było
niewiarygodne, że poczuł coś do Ludmiły. Do tej samolubnej, wrednej dziewczyny,
która dąży po trupach do celu. Popatrzył na nią. Bawiła się z jednookim
szczeniakiem. Nazwała go Corsario i kupiła mu czarną
przepaskę na oko, żeby wyglądał jak prawdziwy pirat. Ta dziewczyna nie była
tamtą egoistką ze szkoły. Miała w sobie dużo ciepła i wrażliwości. I
właśnie to go w niej urzekło. Podobało mu się przebywanie w jej towarzystwie.
Chciał być jeszcze bliżej. Chyba się w niej zakochał. Usiadł obok i zaczął ją
łaskotać. Zachichotała i próbowała się przed nim bronić. Corsario skakał wesoło wokół nich.
Przeturlali
się po trawie. Leon przygniótł ją swoim ciałem. Wstrzymała oddech
i popatrzyła mu prosto w oczy. Zaczął wybierać z jej włosów liście, które
się w nich zaplątały. Potem pogłaskał ją delikatnie po policzku.
-Jesteś śliczna. –szepnął niebezpiecznie blisko jej twarzy.
Jej serce zgubiło swój normalny
rytm. Poczuła przyjemne ciepło, które rozchodziło się do każdej komórki jej
ciała. Zakochała się w Leonie Verdasie, chociaż wcale tego nie planowała. Bała
się tego uczucia. Obawiała się, że jej charakter może wszystko zaprzepaścić, że
Leon nie będzie w stanie jej pokochać z tymi wszystkimi okropnymi wadami.
Musiałaby się zmienić, ale nie była pewna, czy chce zrezygnować z bycia Supernovą. Chciała mu to powiedzieć, ale nie zdążyła. Pocałował ją powoli i
łagodnie. Włożył w to tyle czułości, że zadrżała. Zmieni się. Dla niego się
zmieni.
Była
szczęśliwa. Leon ją pocałował, a to znaczy, że nie jest mu obojętna. Czuła się
tak, jakby wyrosły jej skrzydła. Wszyscy gapili się na nią, zaskoczeni jej
dobrym nastrojem. Nie zwracała na nich uwagi. Szła z szerokim uśmiechem w
stronę Leona. Chciała mu wyznać swoje uczucia. Wierzyła, że jeżeli tylko się
postarają, może im się udać. Niestety... Los chciał inaczej. W ostatniej chwili
wyminęła ją Violetta, która wpadła Leonowi w ramiona. Ludmiła stanęła jak
wryta. No tak... Dlaczego w ogóle się łudziła? Przecież to było pewne, że ta
idiotka go jej zabierze.
-Naty! –krzyknęła.
-Słucham?
-Gdzie moja kosmetyczka? Zobacz jak wyglądam! –jej głos był pełen
furii.
-Już idę.
-Rapido!
Co ta
Violetta wyprawia? Dlaczego rzuca mu się na szyję? Wykrzywił usta
w grymasie niezadowolenia. Usłyszał nagle podniesiony głos Ludmiły.
Wrzeszczała, jak zwykle, na Naty, a potem szybko wyszła. Odprowadził ją
wzrokiem. Posmutniał. Myślał, że coś zrozumiała i teraz zmieni swoje zachowanie.
-Słuchasz mnie?
–Violetta trzepnęła go w ramię.
-Czego chcesz?
-Dostaliśmy główne
role w przedstawieniu. Pomyślałam, że to dobra okazja do tego, żeby poprawić
nasze stosunki. –uśmiechnęła się.
-Chyba cię
popieprzyło. Nie zagram z tobą. Nie ma takiej opcji.
Poszedł do Angie i zrezygnował z roli. Później zaczął się
zastanawiać, co zrobić z panną Ferro.
Siedziała
na ławce z twarzą ukrytą w dłoniach. Natalia podeszła do niej niepewnie, bojąc
się, że znowu dostanie za coś ochrzan.
-Ludmi...
Blondynka spojrzała na nią wzrokiem pełnym bólu.
-Naty...
Przepraszam cię. Przepraszam za to, że byłam taka okropna. Tak bardzo mi
przykro.
Natalia nie wiedziała, co powiedzieć. Wielka Ludmiła
Ferro, Supernova, najpopularniejsza dziewczyna w szkole, która nigdy się nie
liczyła ze zdaniem kogoś innego, ją przeprasza. Przez dłuższą chwilę, w
milczeniu, obserwowała grę mięśni na twarzy Ludmiły. Widziała, że czeka z
napięciem na odpowiedź. Stwierdziła, że jej żal jest szczery. Usiadła koło
przyjaciółki i mocno ją przytuliła. Wybaczyła jej. Gdy Ludmiła opowiedziała
o Leonie i pracy w schronisku, ucieszyła się, że w końcu przejrzała na
oczy i teraz będzie całkiem inną osobą. Lepszą osobą.
-Wszystko będzie
dobrze, zobaczysz. –uśmiechnęła się pocieszająco.
-Oby Naty...
Razem
poszły do sali Angie, gdzie nauczycielka miała zdecydować, kto zagra tytułowego
Kopciuszka i Księcia. Czuła na sobie wzrok Leona, ale postanowiła, że
nie będzie na niego zwracać uwagi. Siedziała z zaciętą miną obok Naty i
patrzyła przed siebie.
-Powiem wam, że
moje plany się posypały. –zaczęła Angie. -Postanowiłam, że główną parę zagra
Violetta i Leon, ale niestety on zrezygnował, a Viola się obraziła i
gdzieś sobie poszła. W takim wypadku nie zostaje mi nic innego, jak wybrać
kogoś zamiast nich. –westchnęła.
Ludmiła spojrzała na Leona. Nie chciał zagrać z Violettą?
Czy to możliwe, że ze względu na nią? Potrząsnęła głową. Nie łudź się Lu... Skarciła
się w myślach.
-Ciekawe kogo
wybiorą... –szepnęła jej do ucha Naty.
Zrobi to! Powoli podniosła się z krzesła. Znowu była w
centrum uwagi, ale tym razem nie sprawiło jej to przyjemności. Zależało jej
tylko na uwadze Leona. Reszta się nie liczyła.
-Ludmiła? Chcesz
nam coś powiedzieć?
-Pewnie, że to ona
najlepiej nadaje się do roli. –ktoś parsknął.
Zignorowała go i wzięła głęboki oddech. To, co chce zrobić
będzie wielkim krokiem.
Patrzył
na nią i czekał. Już wcześniej postanowił, że mimo jej paskudnego charakteru,
chce z nią być. Miał nadzieję, że z czasem jego miłość sprawi, że Ludmiła
będzie dla wszystkich uprzejma i będzie się dało ją lubić.
-Chciałam
zaproponować Naty. –spojrzała na brunetkę, która szeroko otworzyła usta.
‑Uważam, że ma
niesamowity talent. –uśmiechnęła się do przyjaciółki.
Nie spodziewał się tego. Nikt się nie spodziewał. Był z
niej cholernie dumny. Po tym jak Angie skończyła zebranie i ogłosiła, że to
Naty i Maxi będą grać głównych bohaterów, szybko podszedł do Ludmiły.
-Posłuchaj...
-Nie mam ochoty!
–wycedziła przez zęby. –Idź sobie do Violetty! Ludmiła odchodzi. Pstryknęła
palcami i już miała wyjść, ale chwycił ją za ramiona i postawił przed sobą.
-Ludmiła
zostaje... –popatrzył jej w oczy i się uśmiechnął. –Kocham cię.
Kochał ją! Zapomniała już, że jest na niego zła. Zarzuciła
mu ręce na szyję i sięgnęła wargami jego ust.
-Ja też cię kocham.