niedziela, 30 marca 2014

45.


Philip

            Nie mogłem się doczekać, aż ją zobaczę. Ostatnio miałem ogromnego pecha. Tyle razy próbowałem jej powiedzieć, że ją kocham, ale za każdym razem ktoś nam przeszkadzał. Jak nie była to Gloria, to moja kochana cioteczka, która kazała mi śpiewać jej psu pieprzone „Sto lat”. Pamiętam, rozbawioną minę Agus, kiedy oglądała mój występ. Ależ ślicznie wyglądała! Rozgrzała moje serce tak bardzo, że wszystkie trupy w prosektorium, mogłyby się ogrzać bez najmniejszego problemu. A potem, kiedy ją odwoziliśmy do domu, zasnęła z głową na moim ramieniu. I przysięgam, że oddałbym wszystko, żeby jakoś wydłużyć drogę do jej domu i móc się jej tak bezkarnie przyglądać. Nie mogę już dłużej czekać! Dzisiaj jest ten wielki dzień. Dzisiaj wyznam jej swoje uczucia. Nikt nie ma prawa mi w tym przeszkodzić! A jeżeli znajdzie się jakiś chętny, to go zamorduję gołymi rękami. Mam nadzieję, że ona powie mi to samo. Tak bardzo chciałbym być z nią cały czas. Chciałbym ją tulić do siebie i nigdy nie wypuszczać z ramion. Już wiem, że chociaż widujemy się w szkole codziennie, to mi i tak będzie mało.
Jestem w niej tak cholernie zakochany! Normalnie kocham ją najbardziej, jak tylko umiem. I kiedy zobaczyłem, że stoi z Glorią przed wejściem do budynku, miałem zamiar wykrzyczeć to całemu światu.
 -Phil!
Tylko jedna osoba, tak do mnie mówiła... Odwróciłem się w stronę głosu, który mnie wołał i stanąłem, jak wryty.
 -Co ty tu...
Nie dokończyłem, bo rzuciła mi się na szyję i zaczęła mnie całować. Tego się nie spodziewałem. Chwyciłem ją za ramiona, chcąc od siebie odsunąć, ale zanim to zrobiłem, poczułem mocne szarpnięcie w tył, a potem piekący ból w miejscu, w którym spoliczkowała mnie Gloria.
 -Jak mogłeś?! –wycedziła przez zęby. –Najpierw robisz Agus nadzieje, a potem coś takiego?!
Agus... Zesztywniałem. Spojrzałem w kierunku, w którym przed chwilą stała. Nie było jej tam, ale uświadomiłem sobie, że miała stamtąd doskonały widok  na to, co się przed chwilą wydarzyło.
 -Gloria to nie tak...
 -Jak myślę? –dokończyła. –Wszyscy tak mówicie. –tupnęła nogą ze złości.
 -Muszę z nią porozmawiać. 
 -Chyba kpisz. Myślisz, że będzie chciała z tobą gadać? Po tym, co tutaj robiłeś z tą... ‑spojrzała wymownie na  Amandę. -...wywłoką.
 -Wypraszam sobie! –oburzyła się Amanda.
 -Siedź cicho! –warknąłem. –Gloria błagam... –chwyciłem blondynkę za ramiona. -...powiedz mi, weszła do szkoły?
 -Nic ci nie powiem! –wyrwała się z mojego uścisku i pobiegła do budynku.
            Nie, nie, nie. Proszę, niech teraz zadzwoni budzik. Przecież to musi być tylko koszmarny sen. Zaraz się obudzę, wezmę szybki prysznic, zjem śniadanie i pójdę do Studio, gdzie przed wejściem będzie czekała na mnie moja Agus. Podejdę do niej i powiem jej, jak bardzo ją kocham, a ona obdarzy mnie swoim najsłodszym uśmiechem i lekko pocałuje, mówiąc, że ona też jest we mnie zakochana. Potem chwycę ją za rękę i razem pójdziemy na zajęcia. Przymknąłem oczy. Zaraz zadzwoni, zaraz zadzwoni.
 -Ale cię ta mała urządziła. Bardzo boli mojego misia?
Szybko podniosłem powieki. To nie był zły sen. To działo się naprawdę. Patrzyłem teraz na moją eks i miałem ochotę ją zabić.
 -Co ty tu robisz?
Nie widziałem jej jakoś od dwóch lat. Zaczęliśmy się spotykać, gdy byłem trzynastolatkiem. Była moją pierwsza miłością. Przynajmniej wtedy tak myślałem, bo dzisiaj wiem, że tamto uczucie w ogóle nie może się równać z tym, co czuję do Agus. No, ale co może wiedzieć dzieciak o miłości? W sumie to nawet teraz, gdy jestem o te kilka lat starszy, też dopiero ją poznaję.
 -Wróciłam do Buenos. –zaczęła gładzić mnie po policzku. –Pomyślałam, że znowu możemy być razem.
Strzepnąłem jej rękę.
 -Nie możemy. Kocham kogoś.
 -To ją olej. Wiesz, że dobrze ze sobą wyglądamy. –posłała mi swój wyuczony, sztuczny uśmiech.
Popatrzyłem na nią, jak na obłąkaną. Naprawdę myśli, że zrezygnuję z miłości mojego życia, bo ona postanowiła wrócić? Wybuchnąłem śmiechem i nie mogłem się opanować. Zostawiła mnie, bo matka załatwiła jej modowy kontrakt w Nowym Jorku. Jej nagły wyjazd skutkował moim złamanym sercem, o którym zapomniałem już tego samego dnia. Jeszcze jeden dowód świadczący o tym, że mi na niej nie zależało.
 -Co cię tak rozbawiło? –spytała zaskoczona.
 -Naprawdę myślisz, że do ciebie wrócę?
 -A czemu nie? Jesteśmy idealną parą. Ja jestem piękna, ty przystojny. Świetnie się razem prezentujemy.
 -Nie ma żadnego my!
Zacząłem się coraz bardziej denerwować. Chyba te wszystkie pokazy wyżarły jej mózg. Jestem zakochany, a przez nią mogę stracić jedyną osobę, na której mi zależy. Gdy jej o tym powiedziałem, wydęła wargi i stwierdziła, że to tylko zauroczenie i za kilka dni mi przejdzie. Boże... Czy ja na serio stoję tutaj i tracę czas na rozmowy z tą modelką, zamiast iść poszukać Agus i wszystko jej wyjaśnić? Odwróciłem się na pięcie i już miałem odejść, zostawiając ją samą, ale chwyciła mnie za rękaw.
 -Phil...
 -Odwal się! –warknąłem.
Muszę ją znaleźć. Nie mogę jej stracić. Nie przez jakieś głupie nieporozumienie. Nie kiedy wszystko zmierzało w tym właściwym kierunku.
            Biegałem od sali do sali, mając nadzieję, że w którejś z nich ją zobaczę. Pytałem wszystkich, czy ją widzieli, ale nikt nie umiał mi odpowiedzieć. Próbowałem do niej dzwonić, ale nie odbierała telefonu. Ogarniał mnie coraz większy niepokój. W końcu w sali muzycznej trafiłem na Glorię. Myślałem, że Agus będzie z nią, ale spotkało mnie kolejne rozczarowanie. Spojrzałem na jej przyjaciółkę. Blondynka siedziała z zaciętą miną i ciskała gromy w moim kierunku. W innej sytuacji wolałbym, jak najszybciej zejść jej z oczu, ale dzisiaj była moją jedyną szansą.
 -Gloria, muszę ją znaleźć.
Odwróciła lekceważąco głowę.
 -Posłuchaj. Kocham ją. Do nikogo wcześniej nie czułem czegoś takiego. Nie mogę jej stracić. Nie chcę... Proszę pomóż mi. –powiedziałem błagalnie.
Spojrzała na mnie. W jej oczach widziałem wahanie.
 -A ta lafirynda? –spytała nie kryjąc obrzydzenia.
Opowiedziałem jej o mojej znajomości z Amandą. Odetchnąłem z ulgą, kiedy pokiwała głową i powiedziała, że Agus zwolniła się u Pablo, mówiąc, że nie czuje się zbyt dobrze.
 -Powinna być w domu. –Gloria posłała mi pocieszający uśmiech.
Cóż, zaraz się okaże.
            Serce stanęło mi w gardle, kiedy ją zobaczyłem. Stała zaledwie kilka kroków ode mnie, ale jeszcze nigdy nie była aż tak daleko. Nie uśmiechała się. Patrzyła na mnie, ale w jej oczach nie dostrzegłem ani wesołych iskierek, ani gniewu. Ileż bym dał, żeby wywróciła oczami i nazwała mnie cymbałem. Wszystko byłoby lepsze od tego pustego wzroku.
 -Agus, ta dziewczyna...
 -Nie obchodzi mnie to, z kim się spotykasz, ani ile masz dziewczyn. –jej głos był bezbarwny.
 -Nie spotykam się z nikim. Dla mnie liczy...
 -Philip, proszę cię.
 -Dlaczego jesteś taka uparta? Dlaczego nie chcesz posłuchać tego, co mam do powiedzenia? -Nie mogłem uwierzyć, że myśli, że jestem jakimś pieprzonym podrywaczem. Przecież dobrze wiedziała, że od początku za nią latam. Nawet nie spojrzałem na inną.
 -Nie chcę robić sobie niepotrzebnych nadziei. Pierwsze zakochanie się powinno być czymś wyjątkowym. Nie chcę cierpieć tylko dlatego, że ktoś ma akurat kaprys.
Że co przepraszam? Kaprys? Boże... Przecież ją kocham, dlaczego ona tego nie widzi?
 -Serio myślisz, że mógłbym cię skrzywdzić?
            Wstrzymałem oddech i z niedowierzaniem patrzyłem, jak z jej ust wydobywa się ciche „tak”. Wyrwała mi tym trzyliterowym słowem serce, rzuciła nim o podłogę i zaczęła deptać. Postarała się. Zrobiła mi piękne fatality. Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać. Myślałem, że dzisiejszy dzień będzie najlepszy w moim życiu. Tymczasem okazał się najgorszym. Straciłem Agus, zanim ją miałem.
 -Chyba powinieneś już iść.
 -Chyba tak.
Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w odgłos przekręcanego klucza. Usiadłem na schodkach przed jej domem i ukryłem twarz w dłoniach. Nie zamknęła tylko drzwi wejściowych. Zamknęła jeszcze inne; te które prowadziły do naszej wspólnej przyszłości. A wystarczyło tylko, żeby mnie wysłuchała... Zrobiło mi się niedobrze... To chyba te niestrawione motylki, próbowały się wydostać na zewnątrz drogą, prowadzącą przez mój przełyk. Na domiar złego, Gloria zaczęła do mnie wydzwaniać. Odrzuciłem już dwadzieścia trzy połączenia, ale nie dawała za wygraną. Pewnie chciała wiedzieć, jak mi poszło z Agus. W końcu odebrałem dla świętego spokoju.
 -Agus ma w dupie to, co chcę jej powiedzieć. –powiedziałem na wstępie. –Według niej jestem podrywaczem i ją skrzywdzę.
 -I co masz zamiar z tym zrobić? –spytała.
 -Nic. Chrzanie taką miłość.
Nie odzywała się przez dłuższą chwilę, co było do niej niepodobne. Miałem się już rozłączyć, kiedy powiedziała coś, co zupełnie zmieniło moje nastawienie...
 -Philip, nie rezygnuje się z miłości tylko dlatego, że wydaje się trudna.
Ma rację. Nie zrezygnuję.

niedziela, 23 marca 2014

44.

Violetta

            Nie mogłam nic na to poradzić, że na ich widok ciągle czułam to bolesne ukłucie zazdrości. To jak na siebie patrzyli, dotykali się, niebezpiecznie wzburzało moją krew. Niby wiem, że to co między nimi jest, to tylko przyjaźń, ale przecież łączyło ich też coś więcej. To ona była blisko niego i pomogła mu się podnieść, kiedy ja, zaślepiona nie wiem czym, odeszłam. To ona ścierała łzy płynące po jego twarzy, gdy było mu źle. To ona szeptała mu do ucha, że będzie dobrze. ONA! Nie ja... Ja byłam dla niego tym nożem, który tak boleśnie go zranił. To przeze mnie Lara musiała go pocieszać. Gdybym postąpiła inaczej, nie stałabym tutaj teraz z tą niezdrową zazdrością w oczach, przyglądając się temu, jak wspaniale się ze sobą dogadują. Ona naprawiała motor i wyciągała w jego kierunku drobną dłoń, na której on kładł potrzebne narzędzia. Nie potrzebowali przy tym słów. Ta więź, która między nimi była, zaczęła nieprzyjemnie okręcać się wokół mojej szyi. Czułam, że tracę oddech, a pod powiekami poczułam lekkie pieczenie. Jakże jej zazdrościłam tej jego przyjaźni! Chciałam z całych sił, żeby między mną a Leonem też coś takiego było. Może jestem zachłanna, ale oprócz tej bezgranicznej miłości, którą mnie darzył, chciałam też jego przyjaźni.
Jesteś idiotką Castillo. Tak, najlepiej wszystkie wyrzuty sumienia, zamienić w chorą zazdrość. Przecież powinnam się cieszyć, że znalazł sobie kogoś, kto pomógł mu przetrwać te najgorsze dni. Powinnam iść do niej i podziękować za to wszystko, co dla niego zrobiła. Za to, że była, kiedy ja powinnam być. Poza tym w końcu to dzięki niej powiedziałam Leonowi, co czuję. Gdyby wtedy nie przyszła do mnie i nie powiedziała mi, że on mnie kocha, nie zdecydowałabym się na ten krok. Za bardzo bałam się odrzucenia. To właśnie Lara dała mi nadzieję, że warto spróbować. Tak dużo jej zawdzięczam, a jednak nie potrafię zmusić się do tego, żeby ją polubić... Ale dla niego się postaram. Wiem, że chciałby, żebyśmy się zaprzyjaźniły, więc zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wzbudzić w sobie chociaż odrobinę sympatii do Lary. Dla niego...
Przeniosłam swój wzrok na mojego mężczyznę. Mocno przygryzłam wargę, aż mnie zabolała. Nie mogę go stracić z powodu jakiejś głupiej zazdrości. Widziałam, jak marszczy brwi i podnosi głowę do góry. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, posłał mi uśmiech, od którego zmiękły mi nogi. Lara zaczęła coś do niego mówić, ale ją zignorował. Dopiero, gdy trzepnęła go w nogę, przeniósł wzrok na nią i po chwili wskazał na mnie ręką, coś jej tłumacząc. Spojrzała na mnie i pomachała z uśmiechem. Poczułam, jak zaczynają mnie palić policzki. Było mi wstyd z powodu mojej zazdrości. Lara nigdy mi nic nie zrobiła; mało tego, jest dla mnie autentycznie miła, a ja... Chciałabym zapaść się pod ziemię.
 -Wszystko w porządku?
Nie wiem, jak Leon przemieścił się, tak szybko. Wtuliłam się w niego i wdychałam ten dobrze znany mi zapach, który kojarzył mi się po prostu ze szczęściem. Uśmiechnęłam się, gdy przytulił policzek do moich włosów. Zaczął mnie lekko kołysać, jednocześnie głaszcząc po plecach. Poczułam, że obręcz, która tak mocno ściskała moje serce, rozpada się na małe kawałeczki. Przymknęłam oczy. Ogarnął mnie błogi spokój.
 -Teraz już tak. –szepnęłam.
 -To dobrze. –pocałował mnie w czubek głowy. –Masz ochotę pojeździć?
 -Pewnie!
            Tak wiem, że jeszcze niedawno myślałam, że motocykl to maszyna szatana stworzona do zabijania. Tak wiem, że nie chciałam, żeby Leon jeździł. Ale to było zanim pokazał mi, o co w tym wszystkim chodzi. Teraz byłam zachwycona motocrossem. Oczywiście tylko jeździłam sobie w kółko powolutku, ale miałam nadzieję, że nauczę się kiedyś tych wszystkich skoków.
 -Ścigajmy się! –rzuciłam mu wyzywające spojrzenie.
Wiedziałam, że dał mi wygrać, ale mimo to byłam z siebie strasznie dumna. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że kiedyś będę miała pod sobą taką maszynę! Tata by mnie zabił, gdyby się dowiedział. Niby byłam już dorosła i mogłam robić to, co uważałam za słuszne, ale w jego oczach nadal pozostawałam tą małą dziewczynką, która jest jego oczkiem w głowie.
 -Dałeś mi wygrać. –spojrzałam na Leona z oburzoną miną, gdy do mnie podjechał.
 -A skąd. Jesteś po prostu lepsza. –chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie.
Zadrżałam, gdy mnie pocałował. Objęłam jego twarz i przyciągnęłam bliżej. Całowałam go do utraty tchu, przelewając w to całą moją miłość. Kiedy wyszeptał moje imię, jęknęłam mu prosto w usta.
            To uczucie płonęło we mnie żywym ogniem. Spalało wszystkie obawy i dawało nadzieję na nowe, lepsze jutro. To uczucie obezwładniało mnie i czyniło zarówno słabą, jak i silną. To uczucie pochłonęło moje serce, które biło teraz w szaleńczym tempie, wyrywając się do niego. Był moim światłem, które odpędzało przerażającą ciemność; mapą, która pozwalała dotrzeć do upragnionego celu; ukojeniem, którego z utęsknieniem wyczekuje się po ciężkim dniu. I był moją muzyką. Muzyką, która grała mi w duszy i sprawiała, że czuję, że żyję.
 -Jesteście obrzydliwi. Jak można się tak całować publicznie? Normalnie wstydu nie macie!
Popatrzyliśmy oboje ze śmiechem na Gabriela, który przyszedł właśnie na tor. Oczywiście nie był sam. Moja rudowłosa przyjaciółka trzymała go pod rękę i patrzyła w niego, jak w obrazek. Słodko razem wyglądają. Jakby byli dla siebie stworzeni.
 -Nie uwierzę w to, że wy tak nie robicie. –Leon zwrócił się do przyjaciela.
 -My robimy dużo gorsze rzeczy.
 -Gabe!
Camila uderzyła go lekko w ramię. On tylko uśmiechnął się, podnosząc jeden kącik ust i musnął ją w skroń. Oj! Mogę się założyć, że już za niedługo będą oficjalnie parą.
            Poszliśmy wszyscy razem do Resto, gdzie czekali już na nas przyszli państwo Heredia. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Jak tu się nie cieszyć, jeżeli ma się u boku ukochanego mężczyznę i widzi się szczęście przyjaciół? Czuję, że wreszcie wszystko układa się tak, jak sobie wymarzyłam. Nie mogło być lepiej. Ścisnęłam Leona za rękę i spojrzałam mu w oczy. Z ruchu jego warg odczytałam nieme „te amo”. Uniósł moją dłoń do ust i złożył na niej leciutki pocałunek.
 -Może coś zaśpiewacie dzisiaj? –spytał Luca.
Popatrzyłam pytająco na Leona, w końcu nie śpiewał, nie licząc tego jednego razu. Kiwnął głową, że się zgadza. Serce zaczęło mi radośnie trzepotać. Tak bardzo chciałam z nim zaśpiewać, ale bałam się go o to zapytać. Przeżywałam prawdziwe katusze, gdy pomyślałam, że może już nigdy nie będzie chciał.

I've been living with a shadow overhead, 
I've been sleeping with a cloud above my bed,
I've been lonely for so long,
Trapped in the past, I just can't seem to move on.

Zaczęłam śpiewać piosenkę, która od kilku dni chodziła mi po głowie. Miałam nadzieję, że Leon uzupełni brakujące linijki. Obawiałam się, że nam nie wyjdzie, a tak bardzo chciałam sprawdzić, czy nasze serca dalej grają tę samą melodię.

I've been hiding all my hopes and dreams away,
Just in case I ever need’ em again someday,
I've been setting aside time,
To clear a little space in the corners of my mind.

Uśmiechnął się do mnie promiennie, a ja odetchnęłam z ulgą. Teraz jestem pewna, że wrócił do mnie i puścił w niepamięć, te wszystkie złe rzeczy, które przydarzyły nam się po drodze.

All I want to do is find a way back into love,
I can't make it through without a way back into love,
And if I open my heart to you,
I'm hoping you'll show me what to do,
And if you help me to start again,
You know that I'll be there for you in the end.

Refren wykonaliśmy wspólnie. Nigdy wcześniej nie zaśpiewaliśmy tak idealnie jak teraz. Leon przytulił mnie mocno i wyszeptał, że teraz już wszystko będzie dobrze.
            Gdy tylko odprowadził mnie do domu, usiadłam przy biurku i zaczęłam przeglądać notatki. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Kogo tam znowu niesie? Mam masę rzeczy do przygotowania na jutrzejsze zajęcia, a ktoś się do mnie dobija. Mam nadzieję, że szybko spławię natręta. Dios mio...
 -Diego? –przyjęłam obronną pozycję.
Po co tutaj przyszedł? I co zrobię jeśli znowu będzie chciał mnie uderzyć? Zagryzłam wargę i zacisnęłam pięści.
 -Przyszedłem cię przeprosić. –patrzył na mnie skruszony.
Zmrużyłam oczy. Chyba jest szczery? W końcu coś nas łączyło. To, że nam nie wyszło to moja wina. Nie powinnam w ogóle się z nim spotykać. Niepotrzebnie narobiłam mu nadziei. Chociaż on chyba też nie kochał mnie aż tak, bo inaczej by mnie nie uderzył.
 -Okropnie się zachowałem, ale zaślepiła mnie zazdrość. Nie będę cię więcej nachodził. Mam tylko nadzieję, że jesteś szczęśliwa z Leonem.
Każdemu trzeba dać drugą szansę, prawda? Ja też ją dostałam od Leona, więc Diego też na nią zasługuje.
 -Przeprosiny przyjęte. Mam nadzieję, że będziemy mogli rozmawiać ze sobą, jak dobrzy znajomi. –uśmiechnęłam się do niego.
 -Pewnie! Dziękuję ci.
Przytuliliśmy się na zgodę.

wtorek, 11 marca 2014

43.


Gabriel

            Patrzyliśmy, jak Joker biega za rzuconym patykiem. Przed chwilą wyszliśmy z placu zabaw, na którym spędziliśmy większą część popołudnia. Ivo z zapałem młodego architekta, zbudował zamek w piaskownicy, który zniszczyła mu jakaś dziewczynka. Myślałem, że się rozpłacze, ale on spojrzał tylko na nią spode łba i z poważną miną oznajmił jej, że będzie się smażyć w piekle. Myślałem, że pęknę ze śmiechu, ale mina szybko mi zrzedła, kiedy podeszła do nas jakaś lampucera, która okazała się być matką dziewczynki. Musiałem się gęsto tłumaczyć, po tym jak, młoda niszczycielka cudzych zamków, rozwrzeszczała się w niebogłosy, przerażona wizją ognia piekielnego. Swoją drogą ciekawy jestem, kto nauczył mojego bratanka takich tekstów. Zmarszczyłem brwi, kiedy sobie przypomniałem sytuację, w której powiedziałem coś podobnego do Jokera, który nasikał mi do butów. Chyba powinienem się bardziej pilnować przy nim i nie gadać tego, co mi ślina na język przyniesie.
 -Skąd się biola dzieci? – spytał niespodziewanie i popatrzył na mnie niebieskimi oczami.
Poczułem, że robi mi się gorąco. Skąd do diabła mam wiedzieć, co powiedzieć czteroletniemu chłopcu, który pyta o takie rzeczy? Próbowałem jakoś odwrócić jego uwagę od zadanego pytania, ale czego bym nie robił, mały zawsze do niego wracał. Westchnąłem. Nagle przyszedł mi do głowy pomysł, który pozwoliłby mi wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
 -Nie wiem, skąd się biorą dzieci. –wzruszyłem ramionami. –W końcu nie mam żadnych.
Spojrzałem na niego kątem oka. Marszczył mały nosek, zastanawiając się nad czymś.
 -W takim lazie mama będzie wiedzieć? Ona ma mnie, więć chyba wie skąd się wziąłem?
Odetchnąłem z ulgą. Co za inteligentne wnioski. Rozum odziedziczył chyba po wujku.
 -Mama na pewno wie. Jak przyjedzie to musisz jej koniecznie o to spytać.
W myślach wyobrażałem sobie minę mojej siostrzyczki, kiedy synek zada jej to niewygodne pytanie. Uśmiechnąłem się chytrze. Oddałbym wszystko, żeby to zobaczyć!
            Umówiłem się z Camilą, że jak tylko pozałatwia sprawy związane z nagrywaniem nowej płyty, dołączy do nas. Nie mogłem za bardzo uwierzyć, że to robię, ale ze zniecierpliwieniem jej wyglądałem. Nerwowo wierciłem się na ławce i rozglądałem dookoła w poszukiwaniu rudej grzywy włosów. Pierwszy raz w życiu zdarza mi się myśleć o stworzeniu związku z kobietą, który byłby trwały. Pierwszy raz nie chcę kogoś na chwilę, tylko na dłużej. Sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, ale muszę się przyznać przed samym sobą, że chciałbym, żeby nam wyszło. Nie mówię, że marzy mi się od razu połączenie węzłem małżeńskim, ale życie z nią na tak zwaną kocią łapę, nie byłoby czymś złym. To trochę przerażające, ale chciałbym zasypiać i budzić się przy niej, kłócić się o bzdety i czule godzić. Tylko nie jestem pewien, czy jej to wystarczy. Jakby to całe małżeństwo było najważniejszą sprawą na świecie. Przecież można być ze sobą i bez tego. Najważniejsze, że się ko... Ogarnij się Gabe! Nie kochasz jej. Po prostu zawróciła ci w głowie bardziej niż inne.
 -Idzie! –Ivo zaczął mnie ciągnąć za rękaw.
Mój wzrok podążył w kierunku wskazanym przez pulchną rączkę. Rzeczywiście szła uśmiechając się promiennie i wyglądając ślicznie jak Pani Wiosna. Nie... Nie jak Pani Wiosna, z tymi ognistymi włosami wyglądała raczej jak Pani Jesień. Cholernie seksowna Pani Jesień.
 -Cześć przystojniaki.
Pocałowała Ivo w czoło i ruszyła w moim kierunku. Złożyłem usta w dzióbek, czekając na czułego całusa, ale ona tylko roześmiała się i lekko musnęła mój policzek. Usłyszałem tylko ciche „Nie przy dzieciach”, na co przeciągle westchnąłem.
 -Co robicie? –zwróciła się do mojego siostrzeńca.
Jak to jest, że małe dzieci tak bardzo działają na laski? Nie znam kobiety, która przeszłaby obojętnie obok rozkosznego bobasa.
 -Oglądamy focki. –uśmiechnął się rozbrajająco.
No masz...
 -Foczki? –Camila uniosła pytająco brwi.
 -No kobietki. Siedzimy sobie z tío i oceniamy te, któle koło nas psechodzą.
 -Ach tak? –spojrzała na mnie oskarżycielsko. –I jak je oceniacie?
Wzniosłem oczy ku niebu. Chciałem coś powiedzieć, ale Camila uciszyła mnie ręką.
 -No jak idzie jakaś odlotowa niunia to ma dziesiątkę. A jak jakiś kas... kasz...
 -Kaszalot. –rzuciłem mimochodem i zaraz tego pożałowałem.
Rudzielec spojrzał na mnie takim wzrokiem, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
 -Właśnie, kas... –zmarszczył nosek. ...kasalot, to dostaje jedynkę.
Trzeba to skończyć!
 -Ivo, może pójdziesz się pobawić z Jokerem?
Mały z wielkim entuzjazmem podchwycił ten pomysł i już miał ruszać w kierunku psa, który właśnie był zajęty gonieniem własnego ogona, ale Camila go zatrzymała. Co znowu?
 -A ile punktów twój tío... –spojrzała na mnie znacząco. -...daje mi?
MAYDAY! MAYDAY! Houston mamy problem! Chyba najwyższy czas się stąd zmywać, ale jak na złość siedziałem, jakby przyrośnięty do tej cholernej ławki i nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Modliłem się w duchu, żeby Ivo nie powiedział czegoś głupiego.
 -Ci? Ci daje siedem. –oznajmił spokojnie.
Pokiwałem głową. W końcu siódemka to bardzo dobra ocena.
 -Siedem? Czemu tylko siedem?
Serio musi tak drążyć temat?
 -No bo go wkuza, ze gadas o ma...
            Zatkałem mu usta i uśmiechnąłem się uroczo do Camili. Skrzyżowała ręce na piersi i przewiercała mnie na wylot tymi brązowymi oczami. Kto by pomyślał, że czterolatek może być taki rozgadany. Widać, że młody jeszcze nie ma bladego pojęcia o solidarności męskiej. Klepnąłem go lekko w pupę, żeby poszedł już bawić się z Jokerem.
 -Tylko siedem?
 -Tylko? Przecież to dużo. –zacząłem się bronić.
 -Myślałam, że zasługuję na co najmniej dziesięć!
 -Musiałabyś być idealna.
 -A nie jestem?
Chyba coraz bardziej się pogrążam. Muszę zaraz jej puścić jakąś beznadzieją gadkę, od której zrobi jej się ciepło na sercu i cała złość wyparuje, jak woda z ziemniaków, gdy zostawisz je na pełnym gazie i nie przykryjesz. Chyba z trzy razy otwierałem usta, tylko po to, żeby je zamknąć. Camila ani na chwilę nie spuściła ze mnie wzroku. Do tego zaczęła tupać nogą. Jejku, czy ona musi tak wszystko brać do siebie?
 -Ideały są nudne. –stwierdziłem w końcu zadowolony z siebie.
Pokiwała głową, ale się nie odezwała. Zaczęła się przyglądać chłopcu i jego kudłatemu przyjacielowi. Zrobiło mi się  tak jakoś głupio. Przez moje wygłupy siedziała teraz naburmuszona. Przysunąłem się bliżej niej i trąciłem ją łokciem. Nic. Spróbowałem drugi raz. Znowu nic.
 -No Cami! –zrobiłem zbolałą minę. –Nie bądź zła.
 -Nie jestem.
 -Akurat. –prychnąłem.
Kobiety. Czego byś nie zrobił i tak będzie źle. Obawiam się, że nigdy nie będę umiał ich zrozumieć... A tej tutaj już na pewno. Może wezmę ją na litość? Zrobię skruszoną minę i przeproszę ją za nie wiem co. W końcu przecież zawiniłem? Co prawda tylko ona wie czym, ale jeżeli to, że się przyznam do winy, sprawi, że przestanie być na mnie obrażona, to chyba warto to zrobić.
 -Przepraszam. –wbiłem wzrok w podłoże. –Nie chcę, żebyś była na mnie zła. –dodałem cicho.
Przez chwilę siedziała machając nogami w powietrzu, a potem powiedziała coś, na co liczyłem.
 -Przeprosiny przyjęte.
Złożyła delikatny pocałunek na moich ustach i uśmiechnęła się. No przecież, że jestem boski i nie można się długo na mnie gniewać. Patrzyłem, jak zadowolona przyłącza się do Ivo i pomyślałem, że żadnej innej bym nie przeprosił. Nawet by mnie nie obeszło to, że któraś z nich mogłaby być na mnie o coś zła. Nie mogłem zaprzeczyć, że Camila Torres owinęła mnie sobie wokół palca.

sobota, 1 marca 2014

42.

Leon

            Jej włosy łaskotały moją klatkę piersiową. Patrzyłem, jak jej ciało lekko unosi się przy każdym wdechu, tylko po to, by za chwilę opaść wraz z wydychanym powietrzem. Jeszcze niedawno z całych sił walczyłem ze swoimi pragnieniami, wmawiając sobie, że nie ma dla nas przyszłości. Jeszcze niedawno w miejscu, w którym powinno być serce, miałem czarna dziurę. Violetta dwoma słowami szczelnie ją zapełniła. Niczym światowej sławy kardiochirurg wszczepiła mi nowe serce, które jest wypełnione miłością. Uśmiechnąłem się do siebie. Czuję się, jak rozbitek, który po nieskończenie długiej tułaczce po niezmierzonych wodach oceanu, dotarł wreszcie do domu. Bo niewątpliwie moja bezpieczna przystań jest tam, gdzie ona. I naprawdę kocham żyć, kiedy trzymam ją w ramionach i czuję, jak jej serce bije tuż obok mojego. Lubię obserwować ją podczas snu; jak wzdycha, marszczy nosek, zagryza bezwiednie wargę, albo delikatnie się uśmiecha, bo akurat śni jej się coś dobrego.
            Poruszyła się. Zamknąłem szybko oczy i zacząłem udawać, że śpię. Ciężar jej głowy opuścił moją klatkę piersiową. Usiadła i czułem, że mi się przygląda. Nachyliła się i lekko musnęła moją skroń, a potem wyślizgnęła się spod pościeli i na paluszkach wyszła, cicho zamykając drzwi. Założyłem ręce za głowę i zacząłem obserwować pająka, który szedł po suficie. Będę go musiał zabić, bo Violetta bardzo się ich boi. Ale może poczekam, aż sama go zobaczy, zacznie krzyczeć i rzuci mi się w ramiona prosząc, żebym się go pozbył. Wtedy powiem jej, że nie ma się czego bać i z mężną miną wyrzucę nieproszonego gościa za okno. Ona wtedy obdarzy mnie czułym pocałunkiem i powie, że jestem jej bohaterem. Wyszczerzyłem zęby. Wiem, że nie powinienem tak robić, bo to wykorzystywanie jej słabości, ale nie odmówię sobie zostania jej héroe. Usłyszałem kroki na schodach i znowu zamknąłem oczy, czekając na to, co wymyśli moja kobieta.
            Zanim doszedł do moich uszu jej melodyjny głos, który uroczo zachęcał mnie do porzucenia domniemanego snu, poczułem przyjemny zapach, od którego zaburczało mi w brzuchu. Niczym aktor, który ma w swoim dorobku nagrody takie, jak Oscar czy Złoty Glob, otworzyłem najpierw jedno, a potem drugie oko. Dołożyłem do tego przeciągłe ziewnięcie i posłałem jej słodki uśmiech.
 -Co tam? –spytałem przeciągając się dla jeszcze lepszego efektu.
 -Zamawiał ktoś śniadanie do łóżka?
Postawiła przede mną tacę, na której były jajka na miękko, tosty (trochę przypalone z jednej strony, ale przecież jej tego nie wypomnę), sok wyciśnięty ze świeżych pomarańczy i kawa. Chyba każdego dnia będę udawał, że śpię dłużej niż ona, jeżeli rano będzie przynosić mi śniadanie. Jak opowiem Gabrielowi, chyba umrze z zazdrości i może przekona się do małżeństwa z Camilą.
 -Jesteś cudowna, wiesz?
Zaśmiała się i objęła mnie za szyję, mocno przyciskając swoje wargi do moich. Śniadanie jakoś przestało być ważne. Liczyła się tylko ona i smak jej pocałunków. Przejechałem palcami wzdłuż jej kręgosłupa i uśmiechnąłem się, kiedy rozkosznie westchnęła.
 -Najpierw śniadanie! –odsunęła mnie.
 -Yhym.
 -Leon! –pacnęła mnie w ramię, gdy zacząłem całować ją po szyi.
Z niechęcią odsunąłem się od niej i zacząłem jeść najważniejszy posiłek dnia. Podskoczyłem trochę na materacu, gdy najedzona Violetta opadła ciężko na łóżko. Obserwowałem jak jej błogi wyraz twarzy, zmienia się w przerażenie. Zaczęła ciężko oddychać, wpatrując się rozszerzonymi źrenicami w sufit. O mało się nie roześmiałem, kiedy drżącą ręką wskazała na mikroskopijnego pajączka, szepcząc „Zabierz go stąd natychmiast”.
            ...czterdzieści siedem, czterdzieści osiem, czterdzieści dziewięć, pięćdziesiąt. Odłożyłem sztangę na stojak i usiadłem na ławeczce. Gabriel pokazywał swojemu siostrzeńcowi Ivo ćwiczenia na biceps. Mały z marsową miną podnosił oburącz półkilową hantle. Tomas zszedł właśnie z bieżni i sięgnął po butelkę z wodą. Niemym gestem poprosiłem go, żeby mi jedną rzucił.
 -Jak tam kolanko, Tomi? –spytał Gabe przesłodzonym tonem.
 -Spieprzaj! –warknął Hiszpan.
 -Wyrażaj się przy dzieciach!
Zaśmiałem się, kiedy skruszony Tomas wymamrotał pod nosem przeprosiny.
 -Co tam z Cami? –zwróciłem się do Gabriela.
 -Ostatnio o mało mnie nie zabiła, bo ubzdurała sobie, że nie mam dla niej czasu, bo się bujam z jakąś lalą. –powiedział ze śmiechem. –Nawet nie wiecie, jak niebezpieczna potrafi być zazdrosna kobieta.
 -Strasznie ją wzięło.
 -Noo...
 -I co masz zamiar z tym zrobić?
 -Bo ja wiem? –wzruszył ramionami. –Nie chcę żadnego małżeństwa, ale nie chcę też, żeby sobie odeszła.
 -Zakochałeś się w niej. –stwierdził Tomas.
 -Wypluj to słowo, amigo.
On jeszcze nie wie, ale widać, że wpadł po uszy. Wygląda na to, że moja rudowłosa przyjaciółka dopnie swego.
            Siedziałem w sali muzycznej i sprawdzałem test, który poprawiał Philip. Chłopak wreszcie zaczął się uczyć, ale muszę mu dać trochę gorszą ocenę, żeby nie spoczął na laurach. Miłość miłością, ale nauka też jest ważna, bo w końcu trzeba mieć coś na starcie, żeby móc utrzymać rodzinę. Rodzina... Chciałbym, żeby była nią Violetta. Naprawdę niczego tak nie pragnę, jak się z nią zestarzeć. Ale jeszcze za wcześnie na takie deklaracje. Dopiero niedawno znowu się odnaleźliśmy i nie chciałbym niczego przyspieszać. Dręczą mnie obawy, że gdzieś w którymś momencie znowu popełnimy błąd i stracę ją kolejny raz, a chyba bym tego nie przeżył... Zazwyczaj jest tak, że życie w okropny sposób weryfikuje wszystkie plany, które sobie stworzysz w głowie. Dlatego nie będę planował. Chcę po prostu żyć dniem dzisiejszym i brać z niego to, co najlepsze. Chcę dokładnie zapamiętać każdą chwilę spędzoną z Violettą; i tą złą i dobrą. Każdą. Chcę je wyryć w pamięci i wracać do nich, żeby nigdy nie zapomnieć, co jest naprawdę ważne. Nie kasa, prestiż czy tłum fanek. Najważniejsze jest to, że masz osobę, z którą możesz się tym wszystkim podzielić. I ta świadomość, że możesz powierzyć komuś swoje życie, wiedząc, że będzie bezpieczne.
 -Skończyłeś już?
Drgnąłem, kiedy usłyszałem jej głos. Odwróciłem się w jej kierunku i posłałem jej szczery uśmiech.
 -Muszę jeszcze posprzątać nuty.
 -Stęskniłam się, wiesz? –szybko podeszła do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję.
Uśmiechnąłem się i z całych sił ją przytuliłem. Widzieliśmy się jakieś pięćdziesiąt minut temu, przed rozpoczęciem kolejnej lekcji, a ona już się stęskniła. Poczułem miły uścisk w żołądku. Boże, jak ja ją kocham...
 -Chodź. –chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia.
 -Gdzie mnie zabierasz?
 -Ponad tęczę. –powiedziała tajemniczo i musnęła mnie w policzek.
Zmarszczyłem brwi. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem tęczę. Chyba jako dziecko. Zawsze, gdy padał deszcz, a potem promienie słońca zdołały przedrzeć się przez ciemne chmury, na niebie pojawiała się kolorowa wstęga.
            Zabrała mnie do parku. Spojrzałem w niebo. Było czyste i przejrzyste; ani jednej chmurki. I niby gdzie będzie miała tę tęczę? Tak bez deszczu, w którego kroplach mogłoby się załamać światło, tworząc różne kolory? Chyba, że upiekła dla mnie jakieś tęczowe ciasto, albo babeczki? Spojrzałem na nią podejrzliwie. Co ona kombinuje?
 -No i gdzie masz tęczę?
 -Ależ ty jesteś niecierpliwy. –ofuknęła mnie i zaczęła szukać czegoś w torebce.
Damska torebka. Studnia bez dna, w której znajduje się wszystko, ale tylko po to, żeby było, a nie, żeby to znaleźć. Pokręciłem głową. Wiedząc, że Violetta ma tam dosłownie wszystko, stwierdziłem, że istnieje duże prawdopodobieństwo, siedzenia tutaj do nocy. Wyciągnąłem nogi przed siebie, krzyżując je w kostkach i wystawiłem twarz do słońca, zamykając oczy. Do moich uszu docierały ciche stęknięcia, które świadczyły o tym, że poszukiwania tajemniczego czegoś, nie posunęły się ani odrobinę naprzód.
 -Są! –wykrzyknęła nagle Viola, zwracając uwagę chyba wszystkich w parku.
Zaśmiałem się, kiedy zaczęła puszczać bańki, a potem zamarłem. Bańki mydlane... W tak banalny sposób podarowała mi setki kolorowych, miniaturowych tęcz. Spojrzałem na nią czule i schyliłem się, żeby ją pocałować.
 -Dziękuję.
 -To teraz szukaj garnka złota po drugiej stronie. –zaśmiała się.
 -To ty nie wiesz, że to nie garnek złota daje szczęście?
 -Nie? Co w takim razie? –zrobiła zaciekawioną minę.
 -To, że tę kolorową tęczę, odnajdujesz w sobie.
 -I ty odnalazłeś?
 -Tak. –odparłem spokojnie. –Ale bez ciebie nigdy by mi się to nie udało.
Zmrużyła oczy, czekając na dalszy ciąg wyjaśnień. Zapatrzyłem się w jakiś odległy punkt.
 -Można powiedzieć, że w mojej duszy szalała okropna ulewa. Taka, jak wtedy kiedy do mnie przyszłaś. –uśmiechnąłem się do wspomnień. –Kiedy powiedziałaś mi, że mnie kochasz, to tak jakby słońce rozświetliło tę moją duszę. No i mam teraz swoją prywatną tęczę.
Poszukałem jej dłoni i pocałowałem każdy palec.